Konserwatyzm i liberalizm bez dialogu

Niezależnie od nazw, jakie przybierają partie, istnieją w Polsce dwie główne postawy polityczne

Aktualizacja: 24.01.2018 22:59 Publikacja: 23.01.2018 16:29

Konserwatyzm i liberalizm bez dialogu

Foto: stock.adobe.com

Obrzucanie oponentów wyzwiskami typu „lewactwo” czy „faszyści”, „ciemnogród” nie tylko wzmaga emocje, ale przede wszystkim utrudnia zrozumienie życia politycznego i tego, co się w Polsce dzieje.

Zwyczajowo poszczególne partie uchodzą za prawicowe (np. PiS) lub lewicowe (np. Razem). Czy jednak pojęcia lewicy i prawicy pozwalają nazwać dzisiejsze głębsze ideowe podziały? O tym powątpiewam. Mówienie o lewicy i prawicy obciążone jest skojarzeniami historycznymi. Dla jednych prawica ma być bliska faszyzmowi, dla innych lewica to prawie komunizm.

Nie brak też licznych paradoksów. Rolę formacji politycznej, którą historycznie nazywano lewicą, przejął w dużej mierze PiS, prowadząc politykę silnej redystrybucji dochodu narodowego na rzecz uboższych grup. Zarazem istotną komponentą PiS jest polityka historyczna, niekiedy nacjonalistycznie zabarwiona, co jest znamieniem prawicy.

Lewica w Polsce po 1989 r. praktycznie nie uformowała się w wyrazisty nurt ideowy, obciążona komunistyczną przeszłością. Mimo to straszy się „lewactwem”, i to tak dalece, że jak ogłosił pewien wpływowy tygodnik, nawet „Hitler był lewakiem”.

Najpewniej etykietek lewic – prawica nie uda się całkiem porzucić, ale warto się zastanowić, czy nie ma innych słów i pojęć, które choćby tylko trochę lepiej oddawałyby naturę polskiego życia politycznego.

PiS reprezentuje wyborców, których dominującą postawą są różne odcienie konserwatyzmu. To, że duża część polskiego społeczeństwa ma konserwatywne poglądy, jest niemal oczywiste. Żadna większa partia nie ma w Polsce konserwatyzmu w nazwie, ale warto podziały polityczne widzieć nie tylko poprzez pryzmat „czystej polityki”, ale bardziej postaw i poglądów całych odłamów społeczeństwa. Ten polski konserwatyzm jest też dzisiaj reakcją na ogromne tempo przemian społecznych i ekonomicznych – jest reakcją na modernizację.

To, że polski konserwatyzm nie zaznaczył początkowo swojej obecności w życiu politycznym po roku 1989, powodowane było szczególnymi okolicznościami. Pragnienie dołączenia do Zachodu, potrzeba budowy gospodarki rynkowej, atrakcyjność idei otwartego społeczeństwa po komunistycznym zamknięciu – wszystko to sprzyjało ideom liberalnym.

Można twierdzić, że na jesieni 2016 r. polski liberalizm przegrał swoją sprawę. Z drugiej strony zmiana liberalizmu – po ćwierćwieczu dominacji, – na konserwatyzm nie powinna dziwić, a nawet wydaje się czymś, co odpowiada europejskiej normie. Jest powszechnym zjawiskiem politycznym, że panujące trendy ulegają po pewnym czasie odwróceniu. Demokraci zmieniają w Ameryce Republikanów, CDU zamienia się władzą z SPD itd. Nadejście epoki konserwatyzmu po epoce liberalizmu można by więc traktować w Polsce jako jak najbardziej zrozumiałe zjawisko. Jest jednak jedno poważne ale.

Wzajemne stosunki polskiego liberalizmu i konserwatyzmu nie odpowiadają demokratycznej „normie”. Obie strony zamiast przyjąć założenie, że rządzi się przez pewien czas, po czym oddaje się władzę opozycji, robią wrażenie, jakby dążyły do trwałego wykluczenia oponentów z życia politycznego.

Polski liberalizm (nazwijmy tak w skrócie pewną postawę i mentalność), gdy był w przewadze, zamiast dialogu z konserwatyzmem (traktowanym jako prawica i nacjonalizm), starał się nim społeczeństwo zastraszyć. Powodowało to radykalizację po drugiej stronie i mówienie o mainstreamie, łże-elitach itd. Dzisiaj, gdy mainstreamem jest konserwatyzm, stara się on o srogi rewanż na liberałach, który jeśli wziąć dosłownie słowa ministra Błaszczaka, był „kryptokomunizmem”.

Dialogu nie było. Odpowiedzialność za stan debaty publicznej spoczywa zawsze trochę bardziej na stronie rządzącej niż na opozycji. Można by powiedzieć, że jak opozycja atakuje rząd, to jest demokracja, a jak rząd atakuje opozycję, to grozi to dyktaturą. Odpowiedzialność spoczywa jednak na obu stronach.

Opozycja może nie tylko wychodzić na ulicę, ale ma nawet taki obowiązek i zwykle jest do tego znacznie silniej zmotywowana niż zwolennicy obozu rządzącego. Nazywanie opozycji totalną jest pogróżką, jaka z ust rządzących w żadnym wypadku nie powinna paść. Z drugiej jednak strony radykalizm opozycji, będący wyrazem rozczarowania przegraną, też wcale jej nie służy. Jako zwolennik postawy liberalnej (za którego uważa się autor) można być krytycznym wobec polityki, jaką realizuje dzisiaj PiS, zarazem nie obrażając się na 40 proc. opinii publicznej, która go popiera. Radziłbym wziąć pod uwagę zwolennikom polskiego konserwatyzmu (a nawet konserwatywnej rewolucji), że podobny procent ma przeciwne poglądy, mimo że dziś opozycja jest w głębokim kryzysie, a liberalizm w odwrocie.

Perspektywa następnej kadencji rządów konserwatywnych w Polsce jest prawdopodobna. Nie można wykluczyć i trzech kadencji. Nawet jednak i w takim wypadku po erze konserwatyzmu nadejdzie znów era liberalizmu. Obie formacje skazane są na współżycie.

Jasne jest, że pojęcia „lewica”, „prawica”, „konserwatyzm”, „liberalizm” są wszystkie obarczone wieloznacznością. Wielu liberałów nazwie się chętnie konserwatystami, inni będą się chcieli nazywać socjalliberałami i lewicą.

Liberalizm może być gospodarczy i obyczajowy. Inni nie zechcą rezygnować z terminu „prawica”, co kojarzyć im się będzie z konserwatyzmem. Liberałem gospodarczym może być też ktoś o prawicowych poglądach, gdy chodzi o sprawy obyczajowe czy narodową tożsamość. Kombinacji jest wiele. Jednak chodzi o to, by wzajemnie nazywać przeciwstawne poglądy w sposób, który nie odbiera drugiej stronie szacunku. Trzeba patrzeć nie tylko na partie polityczne, ale na zróżnicowane społeczeństwo i rozpoznawać mapę poglądów, jakie tkwią w ludziach. Wtedy okazuje się, że „linie frontów” są znacznie słabiej zarysowane i do czynienia mamy ze skomplikowaną mozaiką postaw i myśli. Tylko w dyktaturach społeczeństwa wydają się jednolite. Demokracja żyje sporami. Trzeba dbać, by były one prowadzone we właściwym języku. Dlatego uważam, że lepiej by było, gdybyśmy nie budując linii frontu, lepiej i właściwiej nazywali linie naszych polskich sporów. Środowiska, które obrzucają się wyzwiskami takimi jak „lewacy” i „faszyści”, współżyć ze sobą nie bardzo mogą. Konserwatyści z liberałami natomiast jak najbardziej. Konserwatyści i liberałowie to nie są w Polsce „dwa plemiona”, które muszą się zajadle zwalczać, ale dwie postawy i mentalności, które istnieją, niezależnie od tego, jakie nazwy przybierają partie polityczne czy też jakie etykietki im się przykleja. Tego potrzebuje polskie państwo i polska polityka.

Autor jest wiceprzewodniczącym Unii Europejskich Demokratów

Obrzucanie oponentów wyzwiskami typu „lewactwo” czy „faszyści”, „ciemnogród” nie tylko wzmaga emocje, ale przede wszystkim utrudnia zrozumienie życia politycznego i tego, co się w Polsce dzieje.

Zwyczajowo poszczególne partie uchodzą za prawicowe (np. PiS) lub lewicowe (np. Razem). Czy jednak pojęcia lewicy i prawicy pozwalają nazwać dzisiejsze głębsze ideowe podziały? O tym powątpiewam. Mówienie o lewicy i prawicy obciążone jest skojarzeniami historycznymi. Dla jednych prawica ma być bliska faszyzmowi, dla innych lewica to prawie komunizm.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej