Wilczyce, woj. świętokrzyskie – to stanowisko archeologiczne stało się słynne, ponieważ odkopano tam figurki kobiet sprzed 14–13 tys. lat. Owszem, prastarych figurek kobiecych odkryto już w Europie kilkaset: z ciosów mamuta, kości dużych zwierząt, wypalonej gliny, ale te z Wilczyc są wyjątkowe, ponieważ wykonano je z krzemienia. Była to istotna innowacja technologiczna, obróbka kości, a zwłaszcza ciosów mamuta, jest żmudna, długotrwała, wymaga zabiegów „zmiękczających", natomiast krzemień poddaje się stosunkowo łatwo obróbce, zwłaszcza gdy nie chodzi o uzyskanie bardzo precyzyjnego kształtu, jest powszechnie dostępny, nie trzeba na niego polować z narażeniem życia, tak jak na mamuty. A w przypadku ludzkich figurek z Wilczyc tak właśnie było – chodziło o odtworzenie zarysu kobiety, jej symbolicznego wyobrażenia, swego rodzaju pars pro toto, czyli fragmentu, który nieuchronnie przywodził na myśl całość.
Gdy Ziemia była boginią
Od blisko półtora wieku, od czasu, gdy odkryto pierwsze figurki z epoki lodowej, toczy się dyskusja na temat ich wyglądu. Odkrycie w Wilczycach spowodowało, że dyskusja rozgorzała z nową siłą. Większość tych figurek, tzw. Wenus, odpowiada pewnej konwencji stylowej, która polega na nadmiernym eksponowaniu piersi, bioder i pośladków, przy niedbałym traktowaniu głowy i kończyn – często w ogóle ich brak. Odnośnie do tej charakterystycznej budowy doszukiwano się podobieństwa do steatopygicznych typów buszmeńskich kobiet, podkreślano nieuchronność tendencji do szerokiej miednicy u kobiet wielodzietnych, wskazywano na związek długotrwałego karmienia piersią z wydatnym biustem. Mówiono również o „bezwładzie sztuki", trzymaniu się pewnego kanonu, niegdyś wypracowanego, mimo że już od dawna nie odpowiadał on rzeczywistości. Zwracano uwagę na możliwość, że obfite kobiety przedstawiane przez rzeźbiarzy epoki lodowej tak się miały do wyglądu ówczesnych kobiet, jak kobiety Picassa do anatomii współczesnych Francuzek. W sztuce podobnie jak w życiu istnieje zjawisko typu idealnego. Zapewne typem „bardziej idealnym" do rodzenia była kobieta o szerokich biodrach, masywna, niekłopocząca się o brak pokarmu.
Ale to jest gdybanie. A jak było w rzeczywistości? Odpowiedź próbuje dać w swojej najnowszej książce prof. Zofia Sulgostowska: „Nasza obecna wiedza na temat ówczesnych warunków bytowania, wymuszających aktywność fizyczną przy diecie bez nadmiaru węglowodanów, jest potwierdzona analizą szczątków kilkuset osobników z omawianego okresu, która nie wskazuje na istnienie patologii układu kostnego, sugerując nadmiar wagi. Stąd moja opinia, że nadwaga oraz otyłość odnotowana w przedstawieniach ówczesnych kobiet może być cechą pożądaną, mityczną, związaną z kultem płodności w odniesieniu do ludzi i zwierząt" („Kultura duchowa społeczności zamieszkujących ziemie polskie w późnym paleolicie i mezolicie", Warszawa 2019).
Jest faktem, że w większości wizerunków kobiecych, realistycznych czy schematycznych, eksponowane są pośladki, bardziej wyraziste u kobiet. Jak ważną rolę odgrywają one w schematycznej wizualizacji postaci ludzkiej, świadczy teza Desmonda Morrisa zawarta w książce „Magia ciała" (Warszawa 1993), że to właśnie zarysy ich wypukłości są źródłem popularnego do dziś sposobu przedstawiania wizerunku serca.
Kobieta w sztuce epoki kamienia jako kult płodności – czy ta asocjacja nie wydaje się oczywista? Zwierzęta malowane i kobiety rzeźbione od mniej więcej 35 tys. lat to dwa wielkie tematy sztuki pradziejowej. Można odnieść wrażenie, że łowcy ze schyłku epoki lodowej na równi zaprzątnięci byli stołem i łożem, pomijając ten drobiazg, że nie było wówczas ani stołów, ani łóżek. Jeżeli zakładamy, jeżeli domyślamy się, że trwanie było fundamentalną troską ludzi epoki kamienia – nie odczuwali takich fundamentalnych trosk jak obawa utraty pracy, dachu nad głową, wolności – wypada przyjąć, że sprawy „stołu i łoża" musiały zyskać najwyższą rangę. A ponieważ ludzkie starania powinna wspierać magia, tworzono wizerunki kobiet, poprzez które realizował się w magiczny sposób cud narodzin.