Łuskanie słonecznika może być niebezpiecznym zajęciem. Przekonała się o tym dziedziczka wielkopolskiej wsi Doruchowo, pani Stokowska, której łuska wbiła się pod paznokieć i spowodowała zakażenie. Na domiar złego na jej głowie utworzył się kołtun, czyli kłąb zlepionych brudem, łojem i muszymi odchodami włosów, świadczący o niechęci jaśnie pani do mycia. Po kilku dniach z opuchniętego palca zaczęły się wydostawać kości paliczków. Sprowadzenie lekarza z Poznania było kosztowne, a małżonek oszczędny. Zdecydował się na usługi znachorki z sąsiedniej wsi. Wiedźma była ponoć opętana przez diabła, który ułatwiał jej stawianie diagnozy oraz doradzał przy prowadzeniu terapii, co jakoś nikomu nie przeszkadzało.
Trzy wiedźmy
Nawiedzona baba stwierdziła autorytarnie, że chorobę wywołał urok, czyli czary rzucone przez wsiowe zawistne cioty, jak nazywano podrzędne czarownice. Zgodnie z jej twierdzeniem główną podejrzaną była niejaka Dobra. Wystarczyło ją oskarżyć, przesłuchać w izbie tortur i spalić na stosie, a wówczas diabeł się wystraszy, a chora szybko wyzdrowieje. Wskazanie najbardziej zaradnej kobiety we wsi nie było przypadkowe. Prawie wszyscy zazdrościli jej ładnego domu, udanych plonów, a przede wszystkim niepijącego męża Kazimierza. Oskarżenie znalazło zrozumienie, tym bardziej że rodzina Dobrej była skłócona z dworem. Przypuszczano, że sama nie odważyłaby się zesłać choroby na jaśnie panią, dlatego należało odnaleźć potencjalne wspólniczki. Poczekano do niedzieli i wysłano na przeszpiegi służbę.
Kobiety poszły na drogę i plac przed kościołem, gdzie po mszy przekazywano sobie plotki. Miejscem spotkań mężczyzn była karczma. Tam po szklance mętnej wódki wymyślano niestworzone historie, skrzętnie zapamiętywane przez stangreta, który markował picie przez cały dzień. Zebrane informacje wystarczyły do poznania potencjalnych czarownic.
Pierwszą podejrzaną była pracowita Dobra. Wezwano ją pod jakimś pretekstem do dworu, gdzie została obezwładniona przez pachołków, związana i przeniesiona do piwnicy spichlerza, gdzie urządzono prowizoryczny areszt.
Drugą – wdowa Jadwiga. Jej kontakty z diabłem nie podlegały dyskusji. Zamiast, jak na samotną kobietę przystało, przymierać głodem i żyć z żebraniny, uprawiała swój zagon z dziećmi, a powodziło jej się na tyle dobrze, że mogła codziennie chodzić w białej czystej koszuli. Bezpośrednią przesłanką jej kontaktów z szatanem była nagła śmierć jej córki. Dziewczynka zmarła na zapalenie ucha, ale wtajemniczeni twierdzili, że był to tylko fortel, aby odwrócić od matki podejrzenia. Ponoć czarownica „diabła jej przez ucho zadała” i razem z nim, na piekielnym ołtarzu, życie z niej wypuściła.