Jacek Czaputowicz: Wypełnimy wyroki Luksemburga

Myślę, że tak – Jacek Czaputowicz, szef MSZ, o tym, czy Polska wzorowo zrealizuje przyszłe wyroki TSUE w sprawie art. 7.

Aktualizacja: 30.04.2019 13:03 Publikacja: 29.04.2019 18:36

Jacek Czaputowicz jest ministrem spraw zagranicznych od stycznia 2018 r.

Jacek Czaputowicz jest ministrem spraw zagranicznych od stycznia 2018 r.

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

1 maja upływa 15 lat od wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Ale, jak słyszymy od polityków obozu rządzącego, przez UE nie można kupić normalnych żarówek. Poza tym rozlicza nas z praworządności. Czy nam się opłaca to członkostwo?

Patrzę z perspektywy opozycji lat 80. Celem naszej generacji było przezwyciężenie podziału Europy. Wtedy się to wydawało nierealne albo odległe. Członkostwo w UE to był powrót do Zachodu, do demokracji, wartości, ważny był kontekst chrześcijański – dwa płuca Europy, o których mówił Jan Paweł II. Członkostwo umożliwiło rozwój gospodarczy kraju i wzrost poziomu życia. Gdy wchodziliśmy do UE, polski PKB według wartości nabywczej to było 47 proc. średniej unijnej, teraz ponad 70 proc.

Dlaczego zadaliśmy takie pytanie? Bo partia rządząca w Polsce jest postrzegana jako eurosceptyczna czy antyunijna. Mówi się o polexicie.

Nie widzę w obozie rządzącym sił antyunijnych. Jest raczej rozdźwięk między obrazem kreowanym a rzeczywistością. Według ostatnich badań ponad 90 proc. Polaków popiera integrację europejską. Widzą oni, że rząd dobrze wykorzystuje członkostwo w UE dla rozwoju kraju. Nie ma w Polsce przyzwolenia klasy politycznej i społeczeństwa na opuszczenie Unii Europejskiej. Opozycja reprezentowana w parlamencie jest także prounijna, co jest pewnym ewenementem, bowiem w państwach Europy Zachodniej partie eurosceptyczne rosną w siłę.

To skąd te podejrzenia w sprawie polexitu?

Taką narrację przyjęła opozycja w nadziei, że osłabi to politycznego konkurenta. Niektóre państwa i brukselskie elity z trudem godzą się z demokratycznym wyborem Polaków i dojściem do władzy Prawa i Sprawiedliwości. Sprawowane przez osiem lat rządy PO i PSL były dla nich wygodne, łatwiej było bowiem realizować swoje interesy. Tymczasem Polska zaczęła prowadzić politykę zgodną ze swoim interesem, co się nie zawsze podoba. PO i PSL są w głównej frakcji unijnej: Europejskiej Partii Ludowej, są więc popierane przez inne ugrupowania z EPL w nadziei, że przełoży się to na ich wspólny wynik wyborczy.

O występowaniu Włoch czy Austrii, gdzie u władzy są siły eurosceptyczne, się nie mówi, a o polexicie tak. Skąd ta różnica?

Nie wiem, czy się nie mówi. Na pewno siły eurosceptyczne są w Europie Zachodniej znacznie potężniejsze niż w Polsce. Jak już powiedziałem, taki obraz jest kreowany z przyczyn politycznych. Zachodni politycy, jak choćby ministrowie spraw zagranicznych, z którymi mam codzienny kontakt, wiedzą, że to nieprawda.

Może rząd się przestraszył, bo członkostwo ma takie poparcie społeczne. Oficjalnie nie mówi o polexicie, ale się dystansuje.

W jaki sposób rząd się dystansuje od UE?

No właśnie takimi wypowiedziami jak ta, od której zaczęliśmy, o zakazanych przez Unię normalnych żarówkach, to akurat mówił prezydent. Od takich sloganów w brytyjskich tabloidach, wytykania UE tego typu drobnych decyzji zaczął się brexit.

Nie zgodzę się też z twierdzeniem, że nie możemy krytykować UE, bo doprowadzi to wzrostu nastrojów antyunijnych. Wysokie poparcie dla UE w Polsce zawdzięczamy dobrym rządom Prawa i Sprawiedliwości. Ludzie widzą, że członkostwo w UE jest wykorzystywane dla rozwoju kraju i poprawy ich poziomu życia. Za niektóre elementy, takie jak uszczelnianie pobierania podatku VAT, jesteśmy chwaleni, za inne, np. za reformę sądownictwa, jesteśmy krytykowani. Czy jednak nie mamy prawa decydować o swoich sprawach w takim samym zakresie, jak czynią to inne państwa członkowskie? Nie akceptujemy podwójnych standardów, paternalizmu, sami wiemy, co i jak mamy robić.

Jeżeli ten etap paternalizmu będzie się przedłużał, to może przestaniemy być zainteresowani członkostwem w UE?

Ten etap minął bezpowrotnie. Chociaż zgadzam się, że upłynęło trochę czasu, aż nasi partnerzy w Europie to zrozumieli. Dzisiaj już jest inne nastawienie.

Może pan dać przykład?

Były próby izolacji, opozycja mówiła, że nikt nie chce z Polską rozmawiać. Jako minister spraw zagranicznych nie doświadczam żadnej izolacji, a wręcz przeciwnie – chęci utrzymywania dobrych stosunków z Polską jako państwem, które odgrywa ważną rolę w Europie i na świecie. Również sprawa art. 7 potoczyła się dla nas korzystnie. KE nie jest w stanie przejść do następnego etapu, ponieważ państwa nie podzielają jej stanowiska.

Czyli Polsce udało się znaleźć blokującą mniejszość: sześć państw, które nie pozwoliły na jej ukaranie?

To Komisja, a nie Polska, musi znaleźć wymagane poparcie. Zapewne go nie znalazła, bowiem nie przedłożyła wniosku pod głosowanie. Gdyby to zrobiła, byśmy wiedzieli, jaki jest rozkład głosów, ale myślę, że większość państw podziela nasze stanowisko. Nie można też twierdzić, że w Polsce nie są przestrzegane unijne standardy, zanim stwierdzą to właściwe, określone w traktacie instytucje. To tak, jakby o winie orzekał prokurator, a nie sąd. Komisja zwróciła się natomiast do Trybunału Sprawiedliwości, do czego oczywiście ma prawo. Tylko że wynika to z jej ogólnych kompetencji, a nie z przepisów art. 7.

I my w każdym przypadku będziemy wypełniali decyzje trybunału?

Orzeczenia TSUE są zwykle wykonywane, chociaż wiele państw się z tym ociąga. Komisja prowadzi wykaz: kilkadziesiąt wyroków nie jest wykonanych. Polska należy do tych państw, które wyroki wykonują.

Czy będziemy wzorowym krajem w realizacji wszystkich przyszłych wyroków TSUE co do art. 7?

Myślę, że tak. Wyroki te będą ważne także dla całej Unii Europejskiej. Zobaczymy, jak inne państwa będą wprowadzały w życie zasady określane przez TSUE ws. niezależności władzy sądowniczej. Np. w Niemczech system mianowania sędziów jest bardziej upolityczniony niż w Polsce.

Ale tam to jest jakiś proces, to trwa od lat, sędziowie są mianowani przez różne partie. U nas zmian na różnych szczeblach dokonuje jedna partia.

To tak nie działa. Jeżeli system mianowania sędziów ma być apolityczny, to nie można zakładać, że nie dotyczy to starych państw członkowskich, w których upolitycznienie istniało już wcześniej. Zresztą dotychczasowy system jest krytykowany także przez środowiska sędziowskie w Niemczech. W Polsce mianowania sędziów dokonuje nie partia, lecz inni sędziowie wybrani do Krajowej Rady Sądownictwa przez parlamenty, przy zagwarantowanym ustawowo udziale opozycji.

Mówił pan, że państwa zachodnie mają problem z uszanowaniem demokratycznego wyboru Polski. Czy gdyby na jesieni demokratyczny wybór oznaczał znowu zwycięstwo PiS, toby się z tym pogodziły?

Proces akceptacji już następuje. Obserwujemy pozytywną ewolucję w podejściu Niemiec. Francja też jest gotowa do rozmów. Jesteśmy postrzegani jako lider w regionie, państwo aktywne, z własna wizją, którego nie można ignorować. 1 maja odbędzie się spotkanie wysokiego szczebla na zamku królewskim w Warszawie na zaproszenie premiera Mateusza Morawieckiego. Wezmą w nim udział przywódcy 13 państw, które przystąpiły do UE w ostatnich 15 latach. Polska jest postrzegana jako wyraziciel interesów całej tej grupy, stanowiącej blisko połowę państw członkowskich UE.

Kto z Zachodu przyjedzie?

Malta i Cypr, bowiem tylko one przystąpiły do UE w tym czasie. Wszystkie państwa członkowskie spotkają się natomiast osiem dni później na szczycie w Sybinie.

Czy bez poparcia Niemiec bylibyśmy w UE?

Nasze poparcie dla zjednoczenia Niemiec po 1989 r. było ważne i Niemcy to doceniają. Niemcy opowiadały się też za rozszerzeniem obszaru stabilności za swoją wschodnią granicą, zarówno poprzez przyjęcie państw regionu do NATO, jak i UE.

Ale czy bez Niemiec, przekonywania innych starych członków, doszłoby do przyjęcia Polski?

Niemcy przekonywały innych, ponieważ rozszerzenie UE o Polskę i inne państwa regionu leżało w ich narodowym interesie. W tym wypadku interes Polski i Niemiec był zbieżny.

Niemcy to nasz najważniejszy partner w Unii?

Na pewno najważniejszy partner gospodarczy, a także ważny partner polityczny. Tam, gdzie się różnimy – potrafimy rozmawiać, wypracowując kompromis na forum Unii Europejskiej.

Do jakiego stopnia możemy współdziałać z Niemcami w Unii?

Mamy w wielu punktach podobne wizje integracji europejskiej, zwłaszcza jeśli chodzi o jedność Wspólnoty czy odrzucenie Europy wielu prędkości. Fundamentalną rzeczą, wspólną dla obu państw, jest też wspólny rynek, jego cztery swobody, wolna konkurencja, zdrowe podstawy gospodarcze. Niemcy nie chcą też dopłacać do tych, którzy wymagają reform. Chcemy poszerzać wspólny rynek, np. względem usług cyfrowych. Innym obszarem wspólnego zainteresowania jest polityka wobec naszych sąsiadów na Wschodzie.

A Nord Stream 2?

W tym wypadku się różnimy. Naszym zdaniem Nord Stream 2 nie poprawia bezpieczeństwa energetycznego UE i stawia Ukrainę w trudnej sytuacji.

Skoro zasadniczo podoba się nam niemiecka wizja integracji, to chyba cieszymy się, że Emmanuel Macron nie zdołał przekonać Niemiec do swojej koncepcji reformy Unii?

Cieszymy się, że nie doszło do podzielenia Europy na różne prędkości!

Więc powtórzyłby pan za Radosławem Sikorskim, że obawia się pan bezczynności Niemiec?

Nie. Powiedziałbym raczej, że obawiałbym się przede wszystkim braku aktywności Polski na polu realizacji interesu narodowego. Ale chwilowo nam to nie grozi!

Niemcy są dla nas ważniejsze od Grupy Wyszehradzkiej?

Uwarunkowania historyczne doprowadziły do bardzo dobrej współpracy w Grupie Wyszehradzkiej, czy szerzej – w Europie Środkowej. My, państwa bałtyckie oraz Rumunia podobnie postrzegamy zagrożenia. Gospodarczo jesteśmy słabiej rozwiniętymi państwami niż średnia Unii, mamy więc podobne interesy i zależy nam na unijnym wsparciu dla rozwoju. No i bliskość kulturowa: dobrze się ze sobą czujemy.

Tak dalece ufamy Niemcom, że nie obawialibyśmy się, iż staną się pierwszą potęgą wojskową Unii, gdyby – jak chce Donald Trump – zaczęły wydawać 2 proc. PKB na obronę, jakieś 80 mld dol. rocznie?

Niemcy są państwem demokratycznym, zerwały z przeszłością. Gdyby przeznaczyły 2 proc. PKB na obronę, wzmocniłyby siły całego NATO, Unii i poczucie bezpieczeństwa samej Polski. Przyjęlibyśmy to z zadowoleniem.

Wtedy nie musielibyśmy już tak polegać na Ameryce jak obecnie?

Zwiększenie potencjału obronnego Niemiec nie jest alternatywą dla zaangażowania sił amerykańskich w NATO, lecz tego pożądanym uzupełnieniem. Zrównoważenie sił zbrojnych Rosji, zarówno konwencjonalnych, jak i nuklearnych, wymaga obecności USA w Europie.

A może po prostu moglibyśmy przyjąć w Polsce Fort Merkel zamiast czy też obok Fortu Trump?

Niemcy są obecni w Szczecinie w ramach Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego. Zwiększenie zdolności obronnych Niemiec mogłoby umożliwić przesunięcie na wschodnią flankę NATO części Fortu Trump, który w sile z 37 tys. amerykańskich żołnierzy znajduje się na terytorium tego kraju. Wobec utrzymującego się zagrożenia ze strony Rosji byłoby to ze wszech miar uzasadnione.

Możemy dojść do punktu, w którym będziemy musieli wybrać między sojuszem z Ameryką i z Niemcami?

Nie ma takiego wyboru. Opowiadamy się za utrzymaniem silnych relacji transatlantyckich, ponieważ uważamy, że tylko USA są na tyle silne, aby skutecznie odstraszyć zagrożenie ze wschodu. Niemcy – nawet przy zwiększonych wydatkach na obronę i współdziałaniu z Francją w Europie – temu zagrożeniu nie podołają.

Czy to nie ogranicza jednak z góry roli Unii, pozbawia ją na przyszłość możliwości rozwoju wspólnej polityki zagranicznej i obronnej?

Opowiadamy się za umocnieniem wspólnej polityki zagranicznej i obronnej, większymi wydatkami na zbrojenia i zwiększeniem potencjału wojskowego państw członkowskich. Celem tego nie jest jednak zastąpienie NATO, lecz jego uzupełnienie.

Unię rozdzierają partykularne interesy krajów członkowskich. Grozi jej rozpad, jeśli nie przekształci się w federację?

Państwa członkowskie wiedzą, że integracja europejska przynosi im wymierne korzyści, że razem znaczą więcej. Zarazem nie godzą się na przekazanie swojej suwerenności na rzecz UE. Dążenie do przekształcenia UE w federację poprzez narzucenie woli państw dużych państwom mniejszym byłoby dla UE poważnym zagrożeniem.

Spór o regulacje migracyjne zatruwa od 2015 r. nasze stosunki z innymi krajami Unii, szczególnie Niemcami.

Nie podzielam tej opinii. W sprawie migracji osiągnęliśmy w UE dobry kompromis, odchodząc od idei przymusowych relokacji. Skutecznie chronimy granicę zewnętrzną Unii, na mocy porozumienia o readmisji przyjmujemy osoby od naszego zachodniego sąsiada, którym odmówiono statusu uchodźcy. Działamy na rzecz likwidacji przyczyn migracji i ochrony granic zewnętrznych UE, umacniamy Frontex. Polska jest też państwem, które przyjmuje największą liczbę legalnych migrantów w całej UE.

Brexitu da się jeszcze uniknąć?

Wybór brytyjskich posłów do Parlamentu Europejskiego będzie też istotnym czynnikiem. Wyrażona w referendum wola opuszczenia UE była podyktowana poczuciem braku wpływu Brytyjczyków na unijne procesy decyzyjne i utratą wiary w możliwość jej zreformowania. Ważnym czynnikiem była też presja migracyjna, która dzisiaj zelżała. Gdy UE podejmie właściwe reformy, za czym opowiada się także Polska, a instytucje unijne zaczną szanować zdanie państw członkowskich, może powstać nowa sytuacja. Theresa May twierdzi, że albo nastąpi brexit na podstawie wynegocjowanej umowy, albo nie będzie go wcale. Zgadzam się, że brexit bezumowny to najgorszy scenariusz, którego powinniśmy za wszelką cenę uniknąć.

Polska mogłaby się opowiedzieć za zwołaniem konferencji międzyrządowej, otwarciem traktatów?

Sposób funkcjonowania UE można poprawić, zmieniając praktykę działania, a nie zmieniając traktatów.

73 procent Ukraińców postawiło na komika bez doświadczenia politycznego, byle nie dopuścić do nowej kadencji prezydenta Poroszenki. To też sygnał odrzucenia dotychczasowej polityki europejskiej? Gdyby Bruksela zrobiła przez te pięć lat więcej, dała Ukrainie perspektywę członkostwa, wynik wyborów mógłby być inny?

Nie określałbym prezydenta ważnego, przyjaznego Polsce państwa mianem komika. Także w państwach Europy Zachodniej obywatele wybierali ostatnio prezydentów bez doświadczenia politycznego. Jest to zwykle reakcja na problemy natury wewnętrznej, a nie wyraz zmiany nastawienia wobec integracji europejskiej. Polska wspiera proeuropejskie aspiracje Ukrainy, w tym przyznanie jej perspektywy członkostwa.

Polityka
Wizyta Dudy w USA. Czy prezydent spotka się ze "swoim przyjacielem" Donaldem Trumpem?
Polityka
Obrona powietrzna Polski. Co z systemami Pilica, Narew, Wisła? Deklaracja Tuska
Polityka
Bloomberg: Duda spotka się z Trumpem. Tusk mówi o "prorosyjskości" Trumpa
Polityka
Wiadomo już, ile było „ofiar” Pegasusa. Adam Bodnar ujawnił statystyki
Polityka
Podstawa programowa w szkołach. Barbara Nowacka zapowiada odchudzenie o 20 proc.