Oczekiwania wobec Unii Europejskiej zawsze były i będą pochodną momentu oraz tego, kto je wygłasza. „Jak trwoga, to do Boga" – taki sposób myślenia prezentuje statystyczny mieszkaniec Starego Kontynentu. Uproszczenia zrozumiałe u Kowalskiego rażą jednak u publicysty. A że red. Jędrzej Bielecki propagandzistą partyjnym nie jest, więc komentarz „Parlament z kości słoniowej" („Rzeczpospolita", 17.12.2020) należałoby przemilczeć, gdyby nie duża waga skutków społecznych czynu.
Rządzący w wielu krajach unijnych nie raz próbowali zasłaniać skutki własnej niekompetencji zrzucaniem winy na „złą Brukselę". To mantra, która szczególnie silnie brzmi od kilku lat w Polsce. Unia z jej wartościami zaczęła przeszkadzać w budowaniu władzy absolutnej, ukrytej za atrapami instytucji demokratycznych. Rolą mediów – tak długo, jak długo nie są upaństwowione – jest obnażanie tej hipokryzji, a nie wzmacnianie antyunijnych fobii wywoływanych przez układ rządzący w bardzo nieczystych celach. Kto inny bowiem mógłby to Kowalskiemu objaśnić?
Skuteczność działania
Unia Europejska jest dobrowolnym związkiem państw i obywateli, skonstruowanym wokół wspólnych wartości i celów. Nie jest to ani związek obronny, ani państwo federacyjne. Najistotniejsze decyzje podejmowane są za aprobatą parlamentów wszystkich krajów. W tym tkwi jej demokratyczna siła i wielka słabość zarazem, bo szybkie podejmowanie decyzji jest w praktyce niemożliwe.
W swojej dotychczasowej publicystyce red. Bielecki nie jawił się jako zwolennik federalnej Europy, miło więc powitać go w gronie zwolenników ściślejszej integracji. Skoro jednak Unia Europejska nie jest jeszcze federacją, jak USA, to nie możemy mieć wobec niej oczekiwań takich jak Amerykanie od swojego rządu federalnego. Z tego powodu porównania zastosowane w komentarzu są głęboko dezinformujące.
Federalizacja Europy jest dobrym kierunkiem ewolucji, ale dziś do tego rozwiązania jeszcze daleko. Od 2004 r. fundusze europejskie stopniowo zasypują nierówności między Europą Środkową a Zachodnią i Północną, ale potrzeba jeszcze kilkunastu lat, by stworzyć grunt gospodarczy i społeczny pod takie rozwiązanie. Chyba że szybciej wymusi je geopolityka.