Reklama
Rozwiń

Polityka końca świata

Między mentalnością polską a irańską można dostrzec ciekawe paralele. Łączy je mesjanizm, w którym pozytywna waloryzacja cierpienia łączy się z oczekiwaniem na wydarzenie mające cudownie obdarzyć nas sensem.

Publikacja: 04.07.2025 15:20

„Bitwa pod Karbalą”, Abbas Al-Musavi, 680 r.

„Bitwa pod Karbalą”, Abbas Al-Musavi, 680 r.

Foto: Brooklyn Museum

Wostatnich latach Iran stał się pośmiewiskiem nawet wśród swoich sympatyków. Jego kadry dowódcze, czołowi generałowie, są zabijani w precyzyjnych atakach. Iran w kółko odpowiada groźbami odwetu i kolejny raz wznosi czerwoną flagę zemsty na meczecie w Qom. Abstrahując od materialnej strony konfliktu – który od śmierci generała Ghasema Solejmaniego w Bagdadzie 3 stycznia 2020 r. zdawał się rozpoczynać na dobre co najmniej kilka razy – istotny wydaje się również inny wymiar. Jemeński analityk Naif Bidh zwraca uwagę, że w odróżnieniu od innych bloków cywilizacyjnych w rodzaju Chin, Indii i Rosji, region Bliskiego Wschodu znajduje się w „cywilizacyjnym dysonansie” wynikającym z jego rozdrobnienia. Iran walczy tu o dominację z Izraelem, Turcją i jeszcze kilkoma innymi państwami. Najgłębsze założenia konfliktu są eschatologiczne. W przypadku Iranu można to łatwo sprawdzić, np. odsłuchując „noha” – elegie opiewające śmierć męczenników Karbali, imama Hosejna i jego rodziny – w których apokaliptyczne lamenty mieszają się z groźbami miotanymi pod adresem Izraela, Arabii Saudyjskiej i Stanów Zjednoczonych. Szyici czekają na powrót ostatniego, ukrytego imama Mahdiego od roku 874. Śmierć (własna czy wroga) może im w tym tylko pomóc.

Obecne położenie Iranu nie wynika z jakichś ahistorycznych cech islamu czy współczesnych komplikacji geopolitycznych, lecz stanowi rezultat długiej drogi. Ideologia rewolucji islamskiej stanowi miejscową odmianę nowoczesności. Rewolucja ta nie była jedyna w XX-wiecznej historii Iranu. Poprzedzały ją „biała rewolucja” (tudzież „rewolucja szacha i narodu”) Mohammada Rezy Pahlawiego (1919–1980), realizowana od roku 1963, oraz „rewolucja konstytucyjna” lat 1905–1911.

Dwie pierwsze usiłowały zbliżyć Iran do Zachodu. Na przykład celem rewolucji konstytucyjnej było, twierdzi socjolog Ali Mirsepassi, „pojednanie z Zachodem przez kapitulację”. Co najmniej stulecie spotkań z Zachodem przed rewolucją islamską było dla Iranu traumatyczne. Manifesty modernizatorów odmieniały pojęcia w rodzaju „prawa”, „konstytucji” czy „rewolucji” właśnie z porażającym uniżeniem. Naśladownictwo sięgało wszystkich aspektów życia. Warto wspomnieć słowo „fokoli” – od francuskiego „faux col”, czyli odpinany kołnierzyk – którym określano mężczyzn ubierających się i zachowujących na modłę zachodnią, przede wszystkim francuską. Oczywiście, nie dotyczyło to wszystkich Irańczyków. Przykładowo, wykształcony w Paryżu i Londynie prawnik i historyk Fachroddin Szadman wydał książkę, której tytuł można przełożyć jako „Ujarzmienie cywilizacji zachodniej” (1948). Trudno nie odnieść wrażenia, że taka dyrektywa kieruje działaniami Iranu do dziś.

Czytaj więcej

„Kruszenie świata. Podróż do Iranu”: Beludżystan jest na końcu świata, wszyscy go mają gdzieś

Paradygmat Karbali

Święte miejsca islamu to nie tylko arabskie Mekka i Medyna, lecz również Karbala (dziś południowy Irak) i Meszhed (północno-wschodni Iran). Karbala i Meszhed to święte miejsca szyitów. W pierwszej znajduje się sanktuarium Hosejna, a w drugim Rezy, ósmego imama. W tych miejscach materializuje się święta historia szyitów będąca historią męczeństwa. W Karbali miały miejsce wydarzenia fundamentalne, paradygmatyczne dla dalszych dziejów szyizmu, w tym Iranu. Mówi się o paradygmacie Karbali, który oddziałuje aż do dziś, zwłaszcza w momentach kryzysu. Spleciona z nim świadomość eschatologiczna obejmuje szerokie spektrum postaw między biegunami skrajnego pasywizmu a skrajnego aktywizmu.

Paradygmat Karbali wiąże się z „szahadatem”, czyli męczeństwem. Łączy się z nim również słowo „szahid”, obecnie oznaczające muzułmańskiego terrorystę-samobójcę. Szahadat to świadectwo bezgranicznej wiary w Boga i oddania dżihadowi. Źródła tego zjawiska znajdują się jeszcze w Koranie. Dla szyitów szahadat ma specjalne znaczenie, gdyż wiąże się z początkami ich odrębnej tożsamości. Chodzi o bitwę pod Karbalą z 680 roku, kiedy to sunnici pod wodzą kalifa Jazyda zdradziecko wymordowali imama Hosejna, wnuka Mahometa, i jego rodzinę. Hosejn był młodszym synem Alego, najbliższego towarzysza Mahometa, uważanego przez szyitów za imama, czyli przywódcę wiernych. Żoną Alego była córka Mahometa Fatima i stąd jego potomków uważa się za ród Mahometa, Ahl al-Bajt. Już starszy brat Hosejna, Hasan, został zabity 10 lat wcześniej z polecenia sunnitów.

Bitwa pod Karbalą nie była zwykłą bitwą, gdzie starły się dwie strony i jedna przegrała. Była ludobójczą masakrą, w trakcie której zostały pogwałcone wszelkie zasady. 4–5 tys. sunnitów przeciwko ok. 100-osobowej karawanie Hosejna. Pogwałcono czas modlitw. Odmówiono wody wojownikom, kobietom i dzieciom oraz zabijano dzieci, w tym niemowlęta. Oni wszyscy byli archetypowymi szahidami. Z kolei kalif Jazyd do dziś służy za stereotyp tyrana.

Według naszego kalendarza Karbala wydarzyła się 10 października 680 roku. Dla szyitów to 10 moharrama 61 roku. Ten dzień upamiętnia się jako Aszurę. To wielkie święto ze spektakularnymi rytuałami pokutnymi. Opowieść o Karbali to dramat wiary dostarczający prostego podziału na katów i ofiary, który można adaptować stosownie do sytuacji.

Teoretyk rewolucji islamskiej Ali Szari’ati twierdził, że „szyicka wspólnota żyje w stanie nieustannego szahadatu; czcząc i pamiętając o szahidach, przygotowuje nowych szahidów, a tym samym przekazuje szahadat następnym pokoleniom”. Wypowiedź ta ukazuje „kosmiczny” charakter szahadatu, odbywającego się zawsze i wszędzie. Można to porównać do znaczenia liturgii mszalnej w katolicyzmie, gdzie ofiara Jezusa również jest nieustannie powtarzana, co służy m.in. uświęceniu ludzkiej historii.

Szyizm czerwony i czarny

Szari’atiemu warto poświęcić więcej uwagi. Ten wykształcony we Francji znawca literatury, filozofii, socjologii i teologii połączył treści islamu z nowoczesną myślą zachodnią. Jego pełne patosu pisma można określić jako islamską teorię krytyczną, teologię wyzwolenia oraz polityczny egzystencjalizm jednocześnie. Myśliciel ten propagował paradygmat Karbali i powtarzał słowa szóstego imama Dża’fara Sadeqa: „Każdy miesiąc to moharram, każdy dzień to Aszura, każde miejsce to Karbala”.

Co ciekawe, w pismach Szari’atiego można odnaleźć odniesienia do przedislamskiej mitologii irańskiej zarówno negatywne, jak i pozytywne. Przykładowo, opisując męczeństwo, stwierdza, że męczennik staje się bytem boskim, świetlistym i „ahurycznym”. To słowo odnosi się do zaratusztriańskiego boga Ahura Mazdy (Ormuzda), walczącego z bogiem ciemności Angra Mainju (Arymanem).

Szczególnie interesujący jest wprowadzony przez Szari’atiego podział na szyizm czerwony i czarny. Czerwony był religią męczeństwa, czarny religią żałoby: „świadoma, budząca z uśpienia religia postępowa” versus „zepsuta religia usypiająca”. W narracji Szari’atiego szyizm przez pierwsze osiem stuleci swojego istnienia był oddolnym ruchem rewolucyjnym, oddanym prawdzie islamu i sprawiedliwości społecznej. Zmieniło się to na początku XVI wieku, gdy ród Safawidów podbił cały Iran i ustanowił szyizm religią panującą. Safawidzi byli dynastią pochodzenia azerskiego wywodzącą się z jednego z militarnych bractw sufickich. Przez długi czas, zanim wkroczyli w wielką historię, ich przekonania były raczej heretyckie. Dopiero po podboju Iranu zaprosili do siebie szyickich duchownych z Iraku i Libanu i w ten sposób zbliżyli się do ortodoksji. Szyizm stał się czarny.

W ujęciu Szari’atiego pierwotny szyizm przechował prawdę islamu i głosił ją przeciwko kolejnym siłom podbijającym świat islamu: Umajjadom, Abbasydom, Ghaznawidom, Seldżukom, Mongołom, Timurydom i innym. Obcy władcy przyjmowali islam w wersji sunnickiej i prześladowali prawdziwych wiernych. Islam w ich wydaniu był „opium dla mas”. Z kolei według szyitów imam, przedstawiciel Boga na ziemi, pochodzi z rodu Ahl al-Bajt, czyli musi być potomkiem Mahometa (i Alego). Jednocześnie występowali przeciwko władzy monarchicznej, którą uważali za bezpodstawną w świetle zasad islamu (przykład „taghut”, czyli idolatrii). Ostatni, 12. imam Mohammad al-Mahdi przeszedł w stan ukrycia jako kilkuletnie dziecko w roku 874 (historycznie rzecz biorąc, prawdopodobnie został porwany i zabity). Od tego czasu szyici czekają na jego powrót. Wszelka władza – również we współczesnej Republice Islamskiej – jest sprawowana w jego imieniu.

W XX wieku, w obliczu zachodnich nacisków na Iran i trudnej modernizacji, czerwony szyizm zyskał nowe pole działania. Ród Pahlawich, który doszedł do władzy w wyniku przewrotu w roku 1925, usiłował modernizować Iran, idąc na wszelkiego rodzaju ustępstwa wobec Zachodu i podważając islam przez propagowanie powrotu do starożytnej Persji Achemenidów (vide obchody 2500-lecia Imperium Irańskiego w Persepolis w 1971 roku). Wpisywał się w stereotyp szyizmu czarnego w najgorszy możliwy sposób (choć przecież ostatni szach, Mohammad Reza, był wierzącym szyitą, który pielgrzymował na groby imamów oraz do Mekki). W takiej sytuacji eksplorowane przez Szari’atiego i innych, w tym Ruhollaha Chomeiniego, sentymenty rewolucyjne i antymonarchiczne trafiły na podatny grunt.

Czerwony szyizm zdobył specjalnego admiratora w osobie Michela Foucaulta. Ten francuski filozof, zafascynowany wszelkiego rodzaju transgresją, z początku był zachwycony rewolucją islamską, w której widział dowód bankructwa nowoczesności. Wyprawiał się do Iranu raportować przebieg rewolucji. Jego teksty ukazywały się m.in. we włoskim dzienniku „Corriere della Sera”. Interesowały go zwłaszcza barwne i krwiste rytuały Aszury, w których dopatrywał się nowego modelu „politycznej duchowości”. Fascynacja Foucaulta zanikła w momencie, gdy rewolucjoniści zaczęli wieszać homoseksualistów na dźwigach. Intelektualista do śmierci w 1984 roku już nie wracał do tematu, a jego zainteresowania przesunęły się w stronę etyki i estetyki starożytnych Greków i Rzymian. O jego raportach z Iranu przypomniano sobie dopiero po 11 września 2001 roku, gdy część zachodniej akademii ponownie zainteresowała się islamem w ramach swoistego nowego orientalizmu.

Doktrynę Republiki Islamskiej można określić mianem syntezy szyizmu czarnego i czerwonego. Niewątpliwie autorytarna i hieratyczna, tam gdzie trzeba posługuje się wzbudzaniem tęsknot rewolucyjnych. Służy temu zwłaszcza martyrologiczna symbolika szyizmu. Jest ona czytelna przede wszystkim na obszarze świata islamskiego, który w rozproszeniu zamieszkują szyici: od Egiptu na zachodzie przez Jemen na południu po Indie na wschodzie.

Nadzieje na eksport rewolucji sięgają jednak dalej. Temu celowi służy m.in. „Zielona książeczka”, czyli zbiór fatw ajatollaha Chomeiniego (nie mylić z dziełem Muammara Kadafiego o tym samym tytule). Zawiera ona wypowiedzi na tematy tak różne, jak islam jako religia rewolucyjna, kwestia imama, idea sprawiedliwości, a także urynacja i defekacja, rytualna ablucja, kobieca menstruacja oraz podatki. Jeszcze dziś Republika Islamska odwołuje się do sprawiedliwości społecznej. Przykładem egalitarnego patosu są wypowiedzi ajatollahów na temat śmierci George’a Floyda i ruchu „Black Lives Matter”, z którym solidaryzowali się w ramach wspólnego oporu przeciwko zachodniemu imperializmowi.

Czytaj więcej

Mohammad Rasoulof: Uciekinier z własnego kraju

Porażenie i zatrucie Zachodem

Gharbzadegi” to jedno z haseł stojących za rewolucją islamską. Bez niego nie da się zrozumieć współczesnego Iranu. Trudno jednoznacznie przełożyć to słowo. Po angielsku oddaje się je m.in. jako „westoxification” czy „weststruckness”. Po polsku można mówić o „zatruciu” bądź „porażeniu Zachodem”, tudzież o „okcydentozie”.

Pojęcie to zostało wprowadzone przez Ahmada Fardida. Filozof ten do dziś jest postacią legendarną, nie tylko ze względu na swoje idee, lecz również modus operandi: prawie nie publikował za życia, po sokratejsku decydując się na przekazywanie swoich nauk drogą ustną, za pomocą wykładów i konwersacji. Ponoć przełożył na perski „Psychologię tłumu” Gustave’a Le Bona. Fardid zaszczepił w Iranie zainteresowanie filozofią niemiecką, zwłaszcza Martinem Heideggerem. Myśl Heideggera, niezależnie od tożsamości odbiorcy, sprzyja jego samoutwierdzeniu się. Fardid wyznawał, że za młodu sam był porażony Zachodem i ponowne odkrycie własnej tożsamości zabrało mu długie lata. Jako odtrutkę na gharbzadegi postulował powrót do pierwotnego islamu i odrzucenie wpływów takich klasycznych filozofów muzułmańskich, jak Awicenny, Suhrawardiego czy Molli Sadry. Co ciekawe, jego rodzina (druga żona wraz z córką i synem) jeszcze przed rewolucją islamską wyjechała do Kalifornii i już tam została.

Pojęcie „gharbzadegi” spopularyzował dopiero pisarz i publicysta Dżalal Al-e Ahmad w książce pod takim tytułem (1962). Złośliwi twierdzą, że książka tego rozczarowanego marksisty sama stanowi przypadek porażenia Zachodem, a to ze względu na obfitość odniesień do zachodnich autorów z prawa i lewa (m.in. Ingmar Bergman, Albert Camus, André Gide, Ernst Jünger). Al-e Ahmad porównywał porażenie Zachodem do gruźlicy. Zwracał też uwagę na problem maszyny, czyli nowoczesnej techniki. To z zależności technicznej wynika upośledzenie ekonomiczne, kulturowe, polityczne i wszelkie inne.

Opisywał ten aspekt „gharbzadegi” następująco: „Jest to zbiór wszystkich negatywnych zjawisk, które zaistniały w życiu, kulturze i mentalności ludzi w jakimś miejscu świata – bez żadnego oparcia na tradycji, bez żadnej ciągłości historycznej czy stadiów poprzedzających. Jedynie jako efekt pojawienia się maszyny, prezent od niej. I jest oczywiste, że zgodnie z tą definicją my do takich ludzi należymy. […] dopiero wtedy, gdy będziemy mieli własną maszynę, to znaczy gdy sami ją zbudujemy, nie będziemy potrzebowali od niej żadnych prezentów.”. Czy po ponad 60 latach od zdiagnozowania problemu, gdy Iran rozwija technologie nuklearne, porażenie Zachodem definiowane przez zależność od obcych maszyn wreszcie się skończyło?

W pewnym momencie „gharbzadegi” zostało zrównoważone „gharbszenasi”, czyli swoistym „zachodoznawstwem”, „okcydentalizmem” czy „okcydentalistyką”. Można to rozumieć jako przewrotne nawiązanie do idei palestyńsko-amerykańskiego literaturoznawcy Edwarda Saida, według którego zachodni „orientalizm” stanowił nie tylko dziedzinę wiedzy, lecz również instrument poznawczej i politycznej hegemonii Zachodu nad Wschodem. Irańscy intelektualiści po rewolucji rozwinęli własną perspektywę. Służy ona krytycznemu namysłowi nad wpływami Zachodu oraz nad położeniem własnej kultury w stosunkach z nim. Wreszcie chodzi o przezwyciężenie własnej autoalienacji, czy też, jak nazywał to filozof Dariusz Szajegan, „kulturowej schizofrenii”. Celem „gharbszenasi” jest uzdrowienie „gharbzadegi”.

Religijny nihilizm

Dominującą atmosferę irańskiego szyizmu można określić jako religijny nihilizm. Po części jednoczy to szyizm i sunnizm. Jak wiadomo, większość muzułmańskich ruchów fundamentalistycznych lub/i terrorystycznych jest sunnicka, przede wszystkim dlatego, że sunnici liczebnie dominują w świecie islamskim. Jednak w kontekście irańskim religijny nihilizm ma własną specyfikę. Jego źródła wywodzą się nie tylko z islamu, lecz również z dziedzictwa dawnych dualistycznych religii irańskich: mazdaizmu, zaratusztrianizmu, manicheizmu. Poza tym szyizm jest bardziej „magiczny” od „purytańskiego” sunnizmu, osadzony w religijności ludowej z właściwą jej wiarą w anioły, dżiny i inne istoty nadprzyrodzone, pielgrzymowaniem do świętych miejsc i gonitwą za relikwiami męczenników i innymi cudownymi obiektami.

Religijny nihilizm wywodzi się m.in. z paradygmatu Karbali krystalizującego się w idei wiecznej Aszury. Zbawczego cierpienia można nie tylko biernie doświadczać, lecz również samodzielnie je prowokować w nadziei na przyspieszenie apokalipsy.

Duchowy wymiar tych wierzeń został politycznie zinstrumentalizowany. Rewolucja islamska roku 1979 stanowiła aktualizację tego paradygmatu, stymulowaną alienacją doświadczaną w wyniku modernizacji. Chodzi o alienację nie tylko na linii Iran–Zachód, lecz również wewnętrzną autoalienację rozdzierającą irańskie społeczeństwo na różnych poziomach. Dziś Irańczycy żyją w świecie zaawansowanych technologii. Mają wysokorozwinięty przemysł paliwowo-energetyczny, samochodowy oraz pracują nad energią i bronią jądrową (warto dodać, że eksplorowanie atomu zaczęło się jeszcze za rządów ostatniego szacha). Nie przeszkadza im to w kultywowaniu archaicznych mitów i prowadzeniu polityki na podstawie wyobrażeń eschatologicznych. Za Aleksandrem Duginem można nazwać taki stan „archeomoderną”, czyli schizofrenicznym współistnieniem elementów archaicznych i nowoczesnych. Ten rosyjski filozof napisał zresztą książkę „Logos irański. Wojna światowa i kultura oczekiwania” (2016).

Modernizacja epoki Pahlawich doprowadziła do względnego dobrobytu opartego na łatwych zyskach ze sprzedaży gazu i ropy. Był to dobrobyt tylko dla nielicznych. Pewne grupy społeczne, przeważnie mieszkańcy wielkich miast, doświadczały go na zasadzie „skapywania”. Z drugiej strony większa część populacji, oprócz życia w biedzie, obawiała się nowego, wspaniałego świata zachodniej nowoczesności.

Obie części spolaryzowanego społeczeństwa uciekały do mitów. Po jednej stronie skutkowało to rewolucją islamską. Po drugiej powstał symetryczny mechanizm obronny: ucieczka do chwalebnej, przedislamskiej przeszłości Iranu. Szczególnie widoczne jest to w diasporze, ale nie tylko. Według badań online przeprowadzonych w roku 2020 przez centrum GAMAAN, aż 7,7 proc. Irańczyków (w 2023 roku Iran miał prawie 91 mln mieszkańców) uważa się za zaratusztrian. Można to interpretować jako wyraz perskiego nacjonalizmu oraz poszukiwanie alternatywy dla islamu. Przypomnijmy, że na całym świecie żyje ok. 100–120 tys. „prawdziwych” zaratusztrian, z czego około połowy w Indiach i Iranie.

Obie postawy stanowią części składowe wspomnianej kulturowej schizofrenii tudzież archeomoderny. Pozornie oderwane od rzeczywistości ideologie służą za instrumenty kompensowania niedogodności i generalnej dezorientacji charakterystycznych dla życia w nowoczesnym świecie. Cokolwiek o nich sądzić, działają i są sprawcze.

Czytaj więcej

„Al-Asad. Triumf tyranii”: Spokój dyktatora w obliczu Arabskiej Wiosny

Iran i Polska: dwa mesjanizmy

Na zakończenie mała prowokacja. Między mentalnością polską a irańską można dostrzec ciekawe paralele. Obie kultury cechuje swoisty mesjanizm, w którym pozytywna waloryzacja cierpienia łączy się z oczekiwaniem na wydarzenie mające cudownie obdarzyć egzystencję zbiorową i indywidualną sensem, którego dotychczas brakowało. Rozbiory, romantyzm, powstania, ofiary II wojny światowej i zaburzeń czasu socjalizmu, wreszcie katastrofa smoleńska oraz frenetyczne formy upamiętniania: wszystko to przypomina paradygmat Karbali i wieczną Aszurę.

Intrygujące poznawczo byłoby np. porównanie idei i działalności Jana Pawła II i ajatollaha Chomeiniego. Albo równoległa lektura pism Szari’atiego i Adama Mickiewicza. Wykazałaby wiele podobieństw: oprócz pozytywnej waloryzacji cierpienia występuje tam również moralna wyższość w stosunku do świata nowoczesnego, postrzeganie historii jako ołtarza ofiarnego i przestrzeni oczekiwania na nadejście mesjasza. „A jego imię czterdzieści i cztery” versus Ostatni Imam.

Wygląda na to, że Iran i Polska to fascynujące przypadki dla badań porównawczych. Niezależnie od tego, czego dowiedzielibyśmy się z nich na temat Iranu, równie istotne byłoby to, czego moglibyśmy dowiedzieć się o sobie samych.

Tomasz Wiśniewski

Historyk związany z Uniwersytetem Adama Mickiewicza w Poznaniu. Obserwator życia politycznego i intelektualnego.

Wostatnich latach Iran stał się pośmiewiskiem nawet wśród swoich sympatyków. Jego kadry dowódcze, czołowi generałowie, są zabijani w precyzyjnych atakach. Iran w kółko odpowiada groźbami odwetu i kolejny raz wznosi czerwoną flagę zemsty na meczecie w Qom. Abstrahując od materialnej strony konfliktu – który od śmierci generała Ghasema Solejmaniego w Bagdadzie 3 stycznia 2020 r. zdawał się rozpoczynać na dobre co najmniej kilka razy – istotny wydaje się również inny wymiar. Jemeński analityk Naif Bidh zwraca uwagę, że w odróżnieniu od innych bloków cywilizacyjnych w rodzaju Chin, Indii i Rosji, region Bliskiego Wschodu znajduje się w „cywilizacyjnym dysonansie” wynikającym z jego rozdrobnienia. Iran walczy tu o dominację z Izraelem, Turcją i jeszcze kilkoma innymi państwami. Najgłębsze założenia konfliktu są eschatologiczne. W przypadku Iranu można to łatwo sprawdzić, np. odsłuchując „noha” – elegie opiewające śmierć męczenników Karbali, imama Hosejna i jego rodziny – w których apokaliptyczne lamenty mieszają się z groźbami miotanymi pod adresem Izraela, Arabii Saudyjskiej i Stanów Zjednoczonych. Szyici czekają na powrót ostatniego, ukrytego imama Mahdiego od roku 874. Śmierć (własna czy wroga) może im w tym tylko pomóc.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Trzęśli amerykańską polityką, potem ruch MAGA zepchnął ich w cień. Wracają
Plus Minus
Kto zapewni Polsce parasol nuklearny? Ekspert z Francji wylewa kubeł zimnej wody
Plus Minus
„Brzydka siostra”: Uroda wykuta młotkiem
Plus Minus
„Super Boss Monster”: Kto wybudował te wszystkie lochy
Plus Minus
„W głowie zabójcy”: Po nitce do kłębka