Tomasz Pietryga: Którzy sędziowie boją się Kaczyńskiego?

Dzisiejszy strach przed Jarosławem Kaczyńskim i jego siepaczami szczególnie widoczny jest wśród sędziów starszego pokolenia, na stanowiskach funkcyjnych i tych zajmujących najwyższe szczeble w sądownictwie – pisze publicysta „Rzeczpospolitej".

Aktualizacja: 01.09.2016 18:19 Publikacja: 31.08.2016 19:08

Tomasz Pietryga: Którzy sędziowie boją się Kaczyńskiego?

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Boję się zatrzymywać do kontroli drogowej poza miastem – mówi mi z pełną powagą, patrząc prosto w oczy, bardzo wysoko postawiona sędzia. Dodaje, że takiego strachu nie czuła nawet w latach 70.

Kiedy kilka miesięcy temu prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzej Rzepliński zasugerował w jednym z wywiadów, że może skończyć „tak jak Blida", ci przychylniejsi prezesowi skwitowali oświadczenie milczeniem, co mniej przychylni zaczęli pytać o „stan ducha" prezesa.

W pełnym napięcia wywiadzie, który ukazał się w lipcu w Onet.pl, Waldemar Żurek, rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa, powiedział coś dotychczas w ustach sędziego niebywałego – że nie wyklucza nawet obywatelskiego nieposłuszeństwa. „Gdy płonie las, wzywa się strażaków. Gdy łamana jest konstytucja, to my musimy jej bronić. I obronimy". To nie są słowa górniczego związkowca, tylko sędziego. Oto fragment rozmowy:

Jest jeszcze obywatelskie nieposłuszeństwo?

To procedura znana i opisana w prawie.

Niewykluczona?

Tak, niewykluczona. Ale musimy pamiętać o jednym. Sędziowie, walcząc z łamaniem prawa, nie mogą sami jawnie go naginać. Powiem tak: rozpatrujemy scenariusze A, B, C i D, mając nadzieję na to, że rząd się opamięta.

A jeśli nie?

Nic nie zostanie zapomniane. Powstanie „biała księga nadużyć". Zajmą się tym stowarzyszenia sędziowskie. Każdy, kto jawnie namawia do łamania prawa, kiedyś za to odpowie. Mamy w końcu Trybunał Stanu, instytucję dotąd raczej martwą, ale wciąż istniejącą. I jestem pewien, że nadejdzie dzień, kiedy wszyscy ci, którzy za nic mają polskie prawo, przed tym Trybunałem staną.

Kto?

Choćby ci od „grupy kolesi" czy wzywający do niepublikowania wyroków. Żadne takie słowa, zapewniam, zapomniane nie zostaną.

W przestrzeni politycznej pada coraz więcej ostrych, często wręcz brutalnych sformułowań. Ostrą retorykę zaczęli przyjmować również przedstawiciele środowiska sędziowskiego, stając się coraz bardziej stroną konfliktu.

Przekonanie o zagrożeniu ze strony PiS zaczęło rosnąć w miarę pogłębiania się konfliktu o Trybunał. Obudziły się stare uprzedzenia i demony. Dla sporej grupy środowisk prawniczych PiS było od zawsze ugrupowaniem podejrzanym, nieprzewidywalnym, z definicji skłonnym deptać zdobycze demokracji. Konflikt tylko te uprzedzenia potwierdził.

Dzisiejszy strach przez Jarosławem Kaczyńskim i jego siepaczami szczególnie widoczny jest wśród sędziów starszego pokolenia, na stanowiskach funkcyjnych i tych zajmujących najwyższe szczeble w sądownictwie. Wiedzą, że ostrze reform wymiaru sprawiedliwości, o których mówi Kaczyński, nakierowane jest na nich (ograniczenie stanowisk funkcyjnych, stan spoczynku dla tych, którzy ukończyli 65 lat, zakaz wykonywania pracy innej niż orzecznicza, np. na wyższych uczelniach, reforma Krajowej Rady Sądownictwa), i to oni będą pierwszymi ofiarami, a za nimi chyląca się ku upadkowi demokracja. U niektórych sędziów narosło wręcz przekonanie, że w krytyce wobec władzy chodzi już nie tylko o prawne pryncypia – to walka o zdrowie i życie swoje i rodzin. Bo Trybunał to dopiero przygrywka.

Pozorna jedność

Patrząc na aktywność medialną przedstawicieli sądownictwa, różnego rodzaju deklaracje, opinie, oświadczenia i uchwały, można nabrać przekonania, że środowisko sędziowskie, jeśli chodzi o ocenę działań PiS i postawę wobec tego ugrupowania, jest monolitem. Nic bardziej złudnego. W przestrzeni medialnej można znaleźć góra dziesięciu sędziów (wliczając w to emerytowanych członków TK), którzy zabierają głos w imieniu całego środowiska, a przynajmniej takie mają przekonanie. To oni nadają ton debacie publicznej.

Ową jedność ma potwierdzić nadzwyczajny kongres, zwołany na 3 września w Warszawie. Uczestniczyć ma w nim ponad 1000 sędziów z całej Polski, skupionych m.in. wokół sędziowskich stowarzyszeń. Ma to być dowód, że środowisko przemówi jednym głosem: potępiając rządowe reformy i politykę wobec TK. „Wszyscy – sędziowie z całej Polski – jasno powiemy, że dobrze nie jest" – powiedział jeden z organizatorów.

Czy tak się stanie? Kongres może się okazać znacznie bardziej burzliwy, niż zakładają organizatorzy. Na pewno ostre cięgi otrzyma prezydent Andrzej Duda, który nieoczekiwanie nie przyjął nominacji dziesięciu sędziów, wskazanych przez Krajową Radę Sądownictwa, nie podając też uzasadnienia swojej decyzji. Co wśród większości sędziów budzi obawy, że oto powstał niebezpieczny dla ich niezawisłości precedens. Zarazem nie wszyscy sędziowie mogą chcieć się stać zaciągiem w wojnie o TK, gdyż – jak się wydaje – intencją organizatorów kongresu jest, aby w tej sprawie głos środowiska był klarowny i jednoznaczny.

Środowisko sędziowskie liczy dziś blisko 10 tys. Większość w ogóle nie zabiera publicznie głosu w prawno-politycznym sporze. Taka postawa, ograniczająca się do aktywności na własnym orzeczniczym podwórku, może być odbierana jako brak zainteresowania sprawami państwowymi albo wręcz przychylność dla działań PiS. To pozory. Niechęć do bycia „strażakiem" wynika z jasnego zdefiniowania swojej roli, w której sędzia może piętnować władzę, prawodawcę głosem swoich orzeczeń. Wyjście poza tę rolę jest niebezpieczne i może być drogą bez powrotu.

Jak bowiem pogodzić np. medialne oceny w sporze o TK, uczestnictwo w różnego rodzaju uchwałach, odezwach i deklaracjach z pełną bezstronnością sędziego, która jest istotą jego urzędu? Czy podejmując się zatem wystąpień publicznych, angażując w debatę, sędzia nie stąpa po kruchym lodzie? Czy, wiedząc, jak łatwo wypowiedziane słowa mogą wpaść w polityczno-medialny wir, nie naraża największego kapitału, jaki ma: swojej bezstronności? Czy nie daje tym samym wskazówki, po której stronie sporu stoi i jak będzie to odbierane później w sali sądowej, kiedy przyjdzie mu orzekać w sprawie o zabarwieniu politycznym?

Dlatego wielu sędziom nieobcy jest pogląd, że w publicznych wypowiedziach choćby na temat TK lepiej zachować powściągliwość.

Warto też pamiętać, że Trybunał Konstytucyjny i sądownictwo powszechne to nie jeden organizm. Deklaracje jedności płynące ze strony sędziowskich elit – Sądu Najwyższego, KRS – nie zawsze odzwierciedlają stosunek do TK wśród sędziów niższego szczebla.

Wielu wzywających do jedności w sprawie Trybunału zawodzi pamięć, wielu jednak pamięta, że gdy sądownictwo powszechne znalazło się w silnym konflikcie z poprzednim rządem, TK nie staną w jego obronie, wydając bardzo kontrowersyjne, zachowawcze orzeczenia, np. dotyczące upoważnienia ministra sprawiedliwości do tworzenia i znoszenia sądów oraz ustalania ich siedzib i obszarów właściwości.

Orzeczenie z 2013 r. zostało uznane za zgodę na dalsze ingerencje ministra sprawiedliwości w ustrój i właściwość sądownictwa. Podobnie było z orzeczeniem z 2012 r. odnoszącym się do kompetencji prezydenta (o które teraz trwa spór) przy odmowie przyjęcia nominacji sędziowskich, w uproszczeniu potwierdzającym swobodę głowy państwa w tej sprawie. To pokazuje, że sądom powszechnym i TK nie zawsze w konflikcie z władzą wykonawczą było dobrze. Czy teraz aby na pewno sędziowie sądów powszechnych tak łatwo staną się bezrefleksyjnym zaciągiem w bitwie o Trybunał?

Nieszczególną estymą cieszy się również Krajowa Rada Sądownictwa, postrzegana jako elitarne ciało, nie zawsze dostrzegające problemy sędziowskich „dołów". PiS-owska reforma KRS tymczasem wcale nie zmierza do unicestwienia Rady, wręcz przeciwnie, chce ją otworzyć na szersze kręgi sędziowskie.

Model włoski?

Trzeba wspomnieć, że spora część sędziowskich „dołów" z sądów rejonowych z nadzieją patrzy też na niektóre reformy, jak choćby te dotyczące ograniczenia stanowisk funkcyjnych i zaangażowania większych sił w sali sądowej. Dla wielu przedstawicieli tego zawodu, obciążonych do granic możliwości sprawami, niesprawiedliwy jest obecny stan rzeczy, w którym przewodniczący wydziału mało orzeka, za to pobiera wyższe uposażenie za skupianie się na administrowaniu.

Irytację sędziów w mniejszych miejscowościach budzą medialne wystąpienia aktywistów, w ostrych słowach krytykujących oświadczenie Zbigniewa Ziobry. Minister sprawiedliwości negatywnie odniósł się do niedawnego nieprawomocnego wyroku na drukarza, który odmówił wykonania usługi dla fundacji LGBT.

„I co ten sędzia ma zrobić? Z jednej strony ma przepisy jasno mówiące, że nikogo nie wolno dyskryminować, choćby ze względu na seksualne preferencje, a z drugiej – wszechmocnego ministra" – to słowa rzecznika KRS. „Czy naprawdę tak nisko ocenia niezawisłość młodszych kolegów?" – pyta jeden z sędziów.

Przez co najmniej ostatnią dekadę sędziowie aktywnie występowali publicznie wobec działań władzy, szczególnie w sprawach reform, które dotykały wymiar sprawiedliwości.

Tak zdecydowanych postaw jak obecnie jednak wcześniej nie było. Sąd Najwyższy, podejmując uchwałę w sprawie TK, stał się de facto stroną polityczno-prawnego sporu, sędziowskie stowarzyszenia także. Pytanie tylko, dokąd ta radykalizacja postaw wymiar sprawiedliwości zaprowadzi. Czy obecna pozycja ustrojowa daje ludziom Temidy pole do takich aktywności? Trudno je raczej pogodzić z aktywnością orzeczniczą. Chyba że będą podążali w stronę modelu włoskiego. W nim sędziowie stali się z czasem jawnymi stronnikami partii politycznych. Ale takiego sądownictwa nikt chyba u nas nie chce.

Zbliżanie się sędziów do obszarów polityki może być w razie ostrych sporów ustrojowych bardzo niebezpieczne. Wymiarowi sprawiedliwości nie ufa dziś ponad 60 proc. obywateli, i jest to odsetek niezmienny od dekad. Wystąpienia publiczne raczej nie zdobędą społecznego poparcia. Aktywność medialna będzie tylko utwierdzała coraz szersze kręgi opinii publicznej, że sędziowska bezstronność to fikcja, a walczący w mediach sędzia jest stronnikiem jednej czy drugiej opcji. To w konsekwencji może być zabójcze dla postrzegania niezawisłości sędziowskiej i aż strach pomyśleć, co jeżeli ta spotęgowana nieufność przeniesie się na salę sądową i wydawane wyroki.

Sędziowie chętnie zabierają głos w sprawach organizacji sądownictwa przeprowadzanych przez kolejne rządy i ministrów reform. Bezspornie politycy nieprzemyślanymi, chwiejnymi i populistycznymi reformami wyrządzili jej w ostatniej dekadzie wiele zła i mieli bezpośredni wpływ na to, co się dzieje w sądach: chaos prawny czy wydłużanie się czasu postępowań. Przy każdej kolejnej reformie liczba krytycznych uchwał i opinii rośnie lawinowo.

Zajrzeć w samych siebie

To nie jest cała diagnoza złego stanu polskiego sądownictwa. Sędziom i ich organizacjom brakuje bowiem autorefleksji, chęci zajrzenia w samych siebie. Tłumaczenia, że złe postrzeganie Temidy bierze się z ataków politycznych i obrzydzania sądów, czy że to obywatele, którzy przegrali sprawy w sądzie, mają o niej złe zdanie, to tylko pół prawdy.

Sądy w Polsce działają źle i nie jest to wina wyłącznie ustawodawcy, ale ich wewnętrznej organizacji. Przypominają często zbiurokratyzowane PRL-owskie molochy, bezduszne, bezrefleksyjne, dla który szary obywatel czekający na korytarzu wiele godzin jest tylko petentem, numerkiem, który można przesunąć na inny dzień, nie racząc nawet wytłumaczyć powodów. Ów obywatel spotyka w sali sądowej cesarską postać sędziego, a ten z wyżyn swojego majestatu przemawia do niego w niezrozumiałym języku. Tego odczucia żadne sędziowskie oświadczenia, nawet najbardziej elokwentne, nie zmienią.

Ciągła przewlekłość w sądach, a także przykłady nieetycznego postępowania czarnych owiec tego środowiska tylko pogłębiają zły obraz wymiaru sprawiedliwości. Zwołując nadzwyczajny kongres, sędziowie powinni się pochylić w pierwszej kolejności nad tym problemem. Sądy nie są samotną wyspą, są częścią systemu państwa, są wreszcie dla obywateli. Dla nich właśnie.

O tym powinni rozmawiać sędziowie na kongresie, bo naprawa wymiaru sprawiedliwości musi się zacząć od nich. Angażowanie się w spory ustrojowe i zaciąg do wojny o TK to za mało, aby zmienić zły od lat wizerunek.

Czy aby tylko ten punkt znajdzie się w dyskusjach na nadzwyczajnym kongresie?

Boję się zatrzymywać do kontroli drogowej poza miastem – mówi mi z pełną powagą, patrząc prosto w oczy, bardzo wysoko postawiona sędzia. Dodaje, że takiego strachu nie czuła nawet w latach 70.

Kiedy kilka miesięcy temu prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzej Rzepliński zasugerował w jednym z wywiadów, że może skończyć „tak jak Blida", ci przychylniejsi prezesowi skwitowali oświadczenie milczeniem, co mniej przychylni zaczęli pytać o „stan ducha" prezesa.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?
Opinie polityczno - społeczne
Maciej Strzembosz: Czego chcemy od Europy?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Warzecha: Co Ostatnie Pokolenie ma wspólnego z obywatelskim nieposłuszeństwem