Kowal: Brexit zaszkodzi Polsce

Jeśli doszłoby do wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, będzie to oznaczało kłopoty, szczególnie dla PiS. W Parlamencie Europejskim zabraknie torysów. Polska prawica straci cennego sojusznika w postaci wielkiej zachodniej partii, która może udzielać jej wsparcia na rozmaitych unijnych forach – pisze historyk i publicysta.

Publikacja: 20.06.2016 19:24

Kowal: Brexit zaszkodzi Polsce

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Jeśli Donald Tusk chce pogrzebać „europejski sen", to znaczy, że czas wymieniać euro na dolary, a jeśli brytyjskie bulwarówki agitują za Brexitem, to czas pomyśleć poważnie o tym, co będzie jutro.

Kiedy się obudzimy 24 czerwca na pierwszy rzut oka nic się nie zmieni. Wielka Brytania będzie rozwiązywała swoje unijne relacje przez dobrych kilka lat. Oczywiście z mapy rozkładu głosów na Wyspach będzie jasno wynikało, że Szkoci nie poparli pożegnania z Europą. Nie jest wykluczone, że Brexit uruchomi więc ostatni etap rozpadu imperium brytyjskiego i wielosetletnia unia Anglii ze Szkocją przejdzie do historii.

Zabawa w pomidora

Polskie linie podziałów politycznych w sprawie Brexitu mogą zaskakiwać. Nie ma wątpliwości, że duża część tych, którzy żyją, jakby powiedział Tusk, „europejskim snem", jest skupiona wokół dzisiejszej opozycji. Każdy zna jakiegoś polityka, który stojąc przed dowolnym problemem, stwierdza, że „rozwiąże go Unia Europejska". Dzięki temu gatunkowi euroentuzjastów część programów publicystycznych przypomina od dawna zabawę w pomidora. Czy padnie pytanie o reformy na Ukrainie czy o ochronę rzadkich ptaków nad Biebrzą, odpowiedź jest ta sama: załatwi to Unia.

Za tym myśleniem kryła się rachuba na szybką polityczną integrację wewnątrz Unii, a jako główny przeciwnik takiego planu jawiła się Wielka Brytania. Mówiło się, że Brytyjczycy „nie pasują do Unii". Wobec widma Brexitu w głowach wielu euromarzycieli pojawia się pokusa, by powiedzieć, żeby Anglicy poszli sobie w siną dal.

Także jednak i w Prawie i Sprawiedliwości można znaleźć zwolenników Brexitu. Zdzisław Krasnodębski, poseł do Parlamentu Europejskiego z ramienia tej partii, oświadczył, że wyjście Wielkiej Brytanii może być dla UE pozytywnym wstrząsem.

Jeśli jednak dojdzie do wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii, szczególnie dla PiS będzie to oznaczało kłopoty. Począwszy od całkiem praktycznych, że ugrupowanie to nie będzie miało żadnego znaczącego politycznie partnera w Parlamencie Europejskim, by utworzyć przy jego pomocy frakcję. Rozpadnie się konserwatywny sojusz EKR, który stanowi dzisiaj trzecią siłę w PE.

Polska prawica znajdzie się w czymś w rodzaju ideowej próżni, straci cennego sojusznika w postaci jedynej wielkiej zachodniej partii pozostającej u władzy, która może udzielać jej wsparcia na rozmaitych unijnych forach. Trudno przecież w tych kategoriach traktować Fidesz Viktora Orbána, ponieważ stanowi on część chadeckiej międzynarodówki EPP, a w niej Polskę reprezentuje Platforma Obywatelska.

Iluzoryczne podobieństwa

W tej sytuacji polska prawica nie będzie miała na kontynencie nikogo, z kim może tworzyć ideologiczny alians na tyle sceptyczny wobec Unii, by mieściło się to w szeroko rozumianej normie, lecz i zarazem na tyle prounijny, by nie można zarzucać PiS niechęci do UE. Biorąc pod uwagę, że wyborcy PiS są w większości za członkostwem Polski w Unii, trudno będzie wyobrazić sobie przyłączenie się tej partii do jednej z antyunijnych, nacjonalistycznych grupek w europarlamencie.

Swoją drogą już sama kampania części torysów za Brexitem zostawiła polskich towarzyszy na lodzie, bo obaliła dwa starannie pielęgnowane przez lata mity: pierwszy o tym, że Polacy myślą o Unii „podobnie do Brytyjczyków". Na naszych oczach okazało się, że podobieństwa są iluzoryczne, dla Anglików Unia to praktycznie tylko jedna z możliwości. Drugi mit mówił o tym, że brytyjski dystans do Unii nie oznacza niechęci do niej, ale realizm. Referendalne wystąpienia części konserwatystów agitujących za Brexitem podważyły racjonalność takiego podejścia. Dzisiaj widać, że eurosceptycyzm a la torysi może dla Polski oznaczać powrót do szarej strefy (nie)bezpieczeństwa w Europie Środkowej. Okazało się, że przyjaźń przyjaźnią, ale w interesach na forum UE różnimy się z Brytyjczykami bardziej niż się wydawało. Nawet jeśli Wielka Brytania zostanie w Unii, będzie jasne, że sceptycyzm europejski w stylu torysowskim zawiera w sobie pokusę wyjścia, dla polskiej prawicy jest więc mało efektywny i także obniża jej wiarygodność.

Najważniejsze pytanie dotyczy jednak skutków Brexitu dla polityki europejskiej rozumianej całościowo oraz dla członkostwa Polski w UE. Brexit, jeśli się zdarzy, trafi na moment wyjątkowej słabości Zachodu. Począwszy od bezprecedensowego kryzysu demograficznego w takich państwach, jak Niemcy czy Polska, poprzez rozpad tradycyjnych instytucji Zachodu, jaką jest rodzina, aż po skuteczną politykę Rosji polegającą na rozbijaniu jedności Unii. Wszystkie nieszczęścia sprzysięgły się w czasie.

Jednego możemy być pewni. Nawet jeśli dzień po Brexicie nic gwałtownego się nie wydarzy, to w politycznym sensie wszyscy, zarówno zwolennicy pogłębiania unijnych więzi, jak i przeciwnicy ich wzmacniania, uznają, że Brexit to na tyle znaczące wydarzenie polityczne, że otwiera pole gry od nowa. Dla Polski ten polityczny „efekt nowego początku" może być początkiem łańcucha kłopotów.

Szczególnie że w ostatnich miesiącach w związku ze sporami o Trybunał Konstytucyjny pozycja Polski została nadszarpnięta, co raz po raz przyznaje wicepremier Mateusz Morawiecki. Większość zainteresowanych Polską na Zachodzie nie pyta wszelako o szczegóły, zostaje im w głowie, że w naszym kraju dzieje się „coś nie tak", nakładają to sobie na wspomnienia z czasów komunizmu i stereotypy odradzają się jak Feniks z popiołów. Coraz częściej zaczyna się mówić o Polsce na rozmaitych spotkaniach międzynarodowych jako państwie należącym do Wschodu.

Jadwiga Staniszkis nazywa nasze położenie podwójną peryferią: wobec Wschodu i wobec Zachodu. Wejście Polski do UE pierwszy raz od kilkuset lat definitywnie określiło nas jako część Zachodu i zaczęliśmy na tym zyskiwać, tymczasem staniemy wobec pytania, czy wciąż do niego należymy. Trudno sobie wyobrazić, by „efekt nowego początku", który zacznie się od Brexitu, pozwolił nam na wynegocjowanie lepszych warunków uczestnictwa w klubie niż przed 2004 rokiem. Dla Polski największe zagrożenie stanowi właśnie perspektywa, że w potencjalnie niedogodnym dla nas momencie, zachowując wprawdzie formalny status w Unii będziemy na powrót musieli od nowa zabiegać o utrzymanie w niej faktycznej pozycji naszego państwa.

Trzy scenariusze

Część liderów politycznych na Zachodzie, chociaż nigdy tego nie przyzna, potraktuje tę samą sytuację jako szansę na nowe otwarcie dla siebie. Dla nich nowy początek to rozkładanie geopolitycznych kart od nowa, także układanie się od nowa z Rosją itd., czasami okazja do okazania niechęci państwom takim jak Polska.

Wśród możliwych wariantów rozwoju sytuacji po pożegnaniu z Wielką Brytanią jako pierwszy trzeba wymienić „scenariusz grenlandzki" – warto go odnotować z kronikarskiego obowiązku. Odwołuje się on do wyjścia Grenlandii z UE. Kraj ten uzyskał niezależność od Danii w 1979 roku, trzy lata później złożył wniosek o wyjście z Unii, a w 1985 roku był już poza Wspólnotą. Wielka Brytania jest jednak zbyt istotna dla Unii, chociażby jako płatnik do jej budżetu, by można na poważnie twierdzić, że Brytyjczycy wychodzą, a wszystko w Unii jest jak po odejściu Grenlandii.

Drugi scenariusz dla Unii po Brexicie będzie oznaczał, że kolejne państwa Zachodu, przynajmniej częściowo spróbują brytyjskiego sposobu na poprawę pozycji rządzącej elity we własnym kraju, zastosują więc sposób „na Camerona". Postawią pozostałym członkom UE żądania bez gwarancji, że nawet ich spełnienie uchroni Unię od kolejnych rozpadów. Unia z pistoletem przy skroni będzie nie tylko osłabiona, obarczona wieloletnim procesem negocjowania przez Wielką Brytanię warunków rozwodu, ale też coraz mniej poważna.

Trzeci scenariusz to polityczna stagnacja, brak realizacji jakichkolwiek nowych idei i przeżywanie fantomowego bólu po utraconym kawałku. Do tego polityczne polowanie na czarownice, pół Wspólnoty będzie zajęte poszukiwaniem winnych zamieszania. W tym scenariuszu dobre jest tylko to, że ze względu na przedłużającą się atmosferę politycznej awantury nie powstanie żadna „dodatkowa Unia" bez nas.

I w tym tkwi największy problem, najgorszy bowiem dla nas scenariusz oznacza, że kilka państw „najstarszej" Unii postanowi pójść dalej w integracji i w ramach obecnych możliwości traktatowych utworzy w łonie UE praktycznie całkowicie niezależny od niej organizm, który z czasem wyssie wszystkie możliwe realne kompetencje Komisji Europejskiej. Elity najbogatszych państw Zachodu podejmą próbę tworzenia Unii bez Europy Środkowej, udając jednocześnie, że wszystko jest jak dawniej. Nic nie wskazuje na to, by Polska miała siłę polityczną, która by pozwoliła jej wzmocnić się przy okazji zamieszania po Brexicie.

Dla Polski, przynajmniej w najbliższych latach, nie ma, jak widać, dobrego scenariusza „po Brexicie". Parę dni się pośmiejemy z Davida Camerona, jak się zagrał na polityczną śmierć, posarkamy na Jeana-Claude'a Junkersa, jak to swoimi wypowiedziami przysparzał argumentów eurosceptykom na Wyspach, a potem zrozumiemy, że dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby się okazało, że Brexit to był tylko sen.

Autor jest historykiem i publicystą. Był posłem i europosłem, a w latach 2006-2007 wiceministrem spraw zagranicznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego

Jeśli Donald Tusk chce pogrzebać „europejski sen", to znaczy, że czas wymieniać euro na dolary, a jeśli brytyjskie bulwarówki agitują za Brexitem, to czas pomyśleć poważnie o tym, co będzie jutro.

Kiedy się obudzimy 24 czerwca na pierwszy rzut oka nic się nie zmieni. Wielka Brytania będzie rozwiązywała swoje unijne relacje przez dobrych kilka lat. Oczywiście z mapy rozkładu głosów na Wyspach będzie jasno wynikało, że Szkoci nie poparli pożegnania z Europą. Nie jest wykluczone, że Brexit uruchomi więc ostatni etap rozpadu imperium brytyjskiego i wielosetletnia unia Anglii ze Szkocją przejdzie do historii.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Waga nieważnych wyborów
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie polityczno - społeczne
Daria Chibner: Dlaczego kobiety nie chcą rozmawiać o prawach mężczyzn?
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Gorzka pigułka wyborcza
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Czy szczyt klimatyczny w Warszawie coś zmieni? Popatrz w PESEL i się wesel!
felietony
Marek A. Cichocki: Unijna gra. Czy potrafimy być bezwzględni?