Ostatnie marsze Komitetu Obrony Demokracji były zarazem demonstracją określonej polityki historycznej. Świętując 27. rocznicę wyborów 4 czerwca, KOD wysłał opinii publicznej następujący przekaz: my stoimy tam, gdzie stały Komitety Obywatelskie, a Prawo i Sprawiedliwość – tam, gdzie PZPR i jej satelici.
W tej sytuacji pewnym zgrzytem mogło być ostentacyjne uczestnictwo w warszawskim marszu Aleksandra Kwaśniewskiego. W roku 1989 ówczesny minister sportu w komunistycznym rządzie sromotnie przegrał batalię o Senat z kandydatami „Solidarności". Ale potem budował III Rzeczpospolitą, więc część polityków postsolidarnościowych uznała, że nie należy mu wypominać PRL-owskiej przeszłości.
Z kolei Jarosław Kaczyński w swoim wystąpieniu 4 czerwca na zjeździe warszawskiego okręgu PiS przedstawił zgoła odmienną interpretację wydarzeń. Przede wszystkim przywołał przypadającą tego samego dnia 24. rocznicę obalenia gabinetu Jana Olszewskiego. Zdaniem prezesa PiS i w przypadku tego, co się wtedy stało, i w odniesieniu do tego, co działo się potem – kiedy partia Kaczyńskiego sprawowała władzę w latach 2005–2007 i od roku 2015 – mieliśmy, mamy do czynienia z rebelią przeciwko demokratycznym siłom, które chcą zmienić Polskę.
Nazywanie działalności KOD rebelią jest zbytnim dowartościowywaniem tej inicjatywy, ponieważ w ten sposób nadaje się powagę czemuś, czemu jej brakuje. Kiedy się patrzyło na obściskujących się podczas stołecznego marszu Kwaśniewskiego i Bronisława Komorowskiego, można było odnieść wrażenie, że dwaj byli prezydenci są nie tyle rzutkimi charyzmatycznymi przywódcami, zdolnymi poprowadzić zrewoltowane masy, ile zblazowanymi politykami na emeryturze, którzy biorą udział w życiu publicznym tylko z racji sprawowanych przez nich niegdyś urzędów.
Niemniej w mowie Kaczyńskiego jest pewien trop, który warto pociągnąć. Na początku lat 90. Kaczyński był prezesem Porozumienia Centrum – ugrupowania dążącego do przezwyciężenia pozostałości PRL, występującego z postulatami lustracji i dekomunizacji. Dlatego PC traktowało SLD jako formację stojącą na straży postkomunizmu. Z jednej strony kością niezgody między nimi było uwłaszczenie się na majątku narodowym PZPR-owskiej nomenklatury, z drugiej zaś podłoże wzajemnego antagonizmu stanowiły kwestie ideologiczne i symboliczne, głównie ocena PRL.