Aborcja? Wiedza, a nie krzyk

Żadna część ciała nie ma zdolności stania się zupełnie odrębnym życiem. Nawet jeśli składałem się tylko z kilku komórek, byłem dokładnie tą samą osobą, którą jestem obecnie. To, że nie byłem wtedy taki sam jak teraz, nie oznacza, że byłem kimś czy czymś innym – pisze dziennikarz.

Aktualizacja: 09.05.2016 22:06 Publikacja: 09.05.2016 20:06

Aborcja? Wiedza, a nie krzyk

Foto: materiały prasowe

Powiedzieć, że kręcimy się w kółko i od jakichś 25 lat nie usłyszałem w sprawie aborcji żadnego nowego argumentu, to nic nie powiedzieć. Być może za dużo tu polityki, emocji, hormonów, a za mało rzetelnej wiedzy.

Analogicznie: powiedzieć, że jest to bardzo ważne i trudne zagadnienie, to nic nie powiedzieć. Koncentrują się tu fundamentalne pytania, takie jak: kim jest człowiek, co to jest życie i kiedy się zaczyna, co to jest wolność i jaka jest jej relacja do odpowiedzialności itp. Są one na tyle ogólne i abstrakcyjne, że raczej nie rozważamy ich w codziennym życiu i, szczerze mówiąc, z takimi pojęciami radzimy sobie dość słabo.

Kościół nie jest stroną sporu

Kolejny kłopot polega na tym, że pytania te stawiamy w bardzo ciekawych czasach i nakładają się one na obecne spory polityczne, społeczne czy ideologiczne. Można nawet odnieść wrażenie, że poszczególne argumenty zyskują aprobatę lub nie, i to nie dlatego, że są słuszne lub nieprawdziwe, ale dlatego, że są typowe dla danej partii politycznej czy środowiska, z którym się identyfikujemy lub które darzymy niechęcią. Ba, czasem wręcz zależy to od osoby, która je głosi. Dodatkowe zamieszanie wynika jednak z tego, że wbrew temu, co powiedzieliśmy wyżej, czasem te pytania zdają się przebiegać w poprzek utrwalonych ostatnio linii podziału, mogę sobie bowiem wyobrazić przeciwników legalności aborcji zarówno wśród zwolenników, jak i przeciwników PiS czy innych partii politycznych, tak samo zresztą jak np. wśród osób silnie związanych z Kościołem katolickim czy tych, którzy czują do niego narastający resentyment. Powoduje to olbrzymie zamieszanie, sprzyjając coraz gorętszej wiecowej atmosferze, ale na pewno nie rzeczowej dyskusji.

W tej wzajemnej wymianie ciosów pojawiają się argumenty tak bezsensowne czy prymitywne, że aż trudno z nimi dyskutować, a świadczyć mogą jedynie o skrajnej ignorancji osób, które je głoszą. Mam zresztą nieodparte wrażenie, że im mniej ktoś wie, tym chętniej zabiera głos i donośniej krzyczy.

Warto więc trochę uporządkować dyskusję w tej sprawie. Na początek ważne zastrzeżenie, ponieważ kwestia aborcji, moim zdaniem niesłusznie, lokowana jest w kontekście religii, a Kościół postrzegany jest jako strona tego sporu. Ja będę się odwoływał wyłącznie do argumentów racjonalnych, gdyż właściwą płaszczyzną jej rozważenia jest etyka, bo zastanawiamy się, czy aborcja jest dobra czy zła, a normy etyczne zachowują swoją ważność absolutnie bez odwoływania się do przekonań religijnych i prawd wiary (zresztą jakiekolwiek). To właśnie jeden z przykładów ignorancji, o której mówiłem wyżej – bardzo często w tym kontekście mówi się o etyce katolickiej czy chrześcijańskiej. Etyka jako nauka (teoria moralności) nie odwołuje się i nie może się odwoływać do jakichkolwiek prawd wiary (żadnej wiary), a jedynie buduje swoje teorie, odwołując się do racjonalnej argumentacji, a więc przechodzenia od przesłanek do tez za pomocą normalnych reguł wnioskowania.

Kim jest człowiek?

Oczywiście musimy odpowiedzieć na to pytanie z bardzo prostego powodu: tylko życie ludzkie jest w sposób szczególny chronione – wiadomo, że jeśli mamy do wyboru życie człowieka i jakiejkolwiek innej istoty, zawsze wybierzemy życie istoty ludzkiej. Problem w tym, że, jak sądzę, na poziomie pojęciowym... nie bardzo wiemy nawet, kto to jest człowiek.

Oczywiście w sensie operacyjnym radzimy sobie bez problemu z odróżnianiem człowieka od innych obiektów. Ale gdybyśmy weszli do jakiegoś hipermarketu i zaczęli pytać o definicję pojęcia „człowiek", myślę, że większość z zapytanych byłaby zakłopotana i nie wiedziałaby, co odpowiedzieć. Pewnie część powiedziałaby, że to homo sapiens, czyli człowiek rozumny, ale ktoś mógłby odrzec na to, że są przecież również ludzie chorzy psychicznie, o ograniczonej zdolności myślenia, a przecież nikt nie odbiera im człowieczeństwa. Oczywiście prawdziwym wyróżnikiem człowieka jest rozum i wola, ale co nam to faktycznie daje? W jaki sposób niby mielibyśmy to kryterium praktycznie zastosować?

Tutaj cały czas toczy się dyskusja i, szczerze mówiąc, jestem pesymistą w kwestii ostatecznego jej zakończenia: uważam, że prawdopodobnie nigdy z całą pewnością nie odpowiemy na pytanie, od którego momentu możemy mówić o człowieku. Jeżeli, w największym skrócie, człowiek jest nim dzięki świadomości (co to jest świadomość?), to musielibyśmy odpowiedzieć na pytanie, kiedy zaczyna się świadomość, chociaż intuicja podpowiada mi, że wcale nie musi być to określony moment, ale być może pewien płynny proces.

Oczywiście między bajki możemy włożyć to, że ten dylemat mogą nam rozwiązać nauki szczegółowe, np. biologia, genetyka czy nauki kognitywne, gdyż nie sądzę, żeby człowieczeństwo dało się jakoś zmierzyć czy ustalić eksperymentalnie, stąd raczej te nauki nie odpowiedzą nam na pytanie, czy człowiek zaczyna się od momentu wniknięcia plemnika do komórki jajowej, czy też później, kiedy zygota ma dwie, sześć czy więcej komórek.

Nie ulega natomiast żadnej wątpliwości, że każdy z nas, a niewątpliwie jesteśmy ludźmi, był wcześniej tymi komórkami czy zygotami, cały czas pozostając sobą, bo przecież tożsamość nigdy nie ulega zmianie – jestem sobą od tych dwu czy sześciu początkowych komórek.

Czy te rozważania, niewątpliwie otwarte i niekonkluzywne, dają nam coś z punktu widzenia rozstrzygnięcia sporu o aborcję? Wbrew pozorom wydaje się, że tak. Otóż jeśli nie jesteśmy w stanie z całą pewnością stwierdzić, kiedy możemy mówić o początku człowieka (tak jak np. poza wszelkim sporem jest to, że ziemia jest okrągła), musimy zachowywać się tak, jakby jego początkiem był moment poczęcia. Dlaczego? Ponieważ z jednej strony trudno wyróżnić jakiś kluczowy moment, który mógłby być uznany za ukonstytuowanie się człowieka, a z drugiej – (zgodnie ze zdrowym rozsądkiem) zawsze zachowujemy się tak, żeby uniknąć możliwie najpoważniejszych konsekwencji swojego postępowania.

Jeśli zbliżamy się do przejazdu kolejowego, a nie wiemy, czy pociąg jedzie czy nie, to nie przejeżdżamy na pełnej prędkości, zakładając, że pociągu nie ma, tylko zachowujemy ostrożność tak długo, aż jesteśmy w 100 proc. pewni, że możemy bezpiecznie przejechać. Tak samo tutaj – nie mając absolutnej pewności, że tych kilka komórek to jeszcze nie człowiek, musimy zachowywać się tak, jakby nim faktycznie był, trudno bowiem wyobrazić sobie gorszą rzecz niż zabicie człowieka.

Wolność i odpowiedzialność

Jednym z najczęściej używanych argumentów zwolenników legalności aborcji jest wolność kobiety w tym sensie, że tylko od jej wyłącznej decyzji zależy to, czy urodzi dziecko czy nie. Moim zdaniem wynika to jedynie z nierozumienia, czym wolność faktycznie jest, i otwiera kolejny obszar rozważań w tej sprawie.

Mój pogląd (na potrzeby tego tekstu dość uproszczony) jest następujący: momentem, w którym człowiek realizuje swoją wolność, jest decyzja, a więc jakiś realny wybór, którego dokonuje. Nie znaczy to wcale, że nasza wolność jest absolutna i możemy robić wszystko, co nam się żywnie podoba – ogranicza mnie oczywiście to, kim i jaki jestem (np. nawet gdybym bardzo chciał samodzielnie latać, to raczej mi się to nie uda), oraz wolność innych osób. Każdy mój wybór wywołuje też określony skutek i oczywiście odpowiedzialność za niego.

Prosty przykład: jeśli ktoś podejmuje decyzje, że chce skończyć studia i mieć tytuł magistra, jednocześnie musi uwzględnić konsekwencje tego wyboru, a więc to, że żeby zostać magistrem musi dostać się na uczelnię, uczyć się i zdawać egzaminy – akceptuje to w momencie podjęcia decyzji o studiach. Nie może być tak, że ktoś jest wolny, więc chce być magistrem, ale np. nie chce zdawać egzaminów, twierdząc, że to ogranicza jego wolność. Nie jest tak, bo, powtórzmy, wynika to wprost z jego wcześniejszego wyboru. Warto zauważyć, że w ramach naszej ludzkiej wolności możemy też dokonywać wyborów dla nas złych, np. palenie papierosów, ale w związku z tym musze się liczyć z tym, że być może umrę na raka płuc albo jeśli lubię się objadać, to będę otyły itd.

Dokładnie tak samo jest w przypadku aborcji. Jeżeli dwie osoby decydują się na seks (są wolne i nikt im tego nie może zabronić), są świadome, że skutkiem jego uprawiania (nawet jeżeli używamy środków, które mają temu zapobiec) może być ciąża i (zgodnie z tym, co powiedzieliśmy wyżej) dziecko. To nie jest tak, że ktokolwiek zmusza kobietę do urodzenia dziecka, którego nie planowali, tylko jest to prosty skutek wyboru, którego w sposób wolny dokonali. Powiedzieć: „Będziemy uprawiać seks, bo jesteśmy wolni", a jeśli zdarzy się ciąża: „Urodzenie dziecka, którego nie chcemy, przekreśla naszą wolność", to jak powiedzieć: „Jesteśmy wolni, więc chcemy prowadzić samochód, ale nie będziemy przestrzegali zasad ruchu drogowego, bo to ogranicza naszą wolność".

Zauważyliście, z jaką konsekwencją używam liczby mnogiej? Robię tak z bardzo ważnego powodu: oczywiście seks, ciąża i dziecko dotyczą kobiety i mężczyzny, ale dominująca narracja jest taka, że mówi się w tym kontekście wyłącznie o wolności kobiety, chociaż dotyczy to w tym samym stopniu obojga partnerów, gdyż jest to skutek ich wspólnego działania.

Niestety, uchylanie się od konsekwencji własnych decyzji to postawa coraz bardziej powszechna – biorąc pod uwagę choćby głośne tematy: aferę Amber Gold czy frankowiczów. Wszystkie te osoby podejmowały w sposób wolny decyzję, czy to o lokowaniu pieniędzy czy o kredycie, a kiedy okazało się, że była ona zła, próbują się od niej uchylić i, niestety, często taka postawa zyskuje uznanie polityków czy nawet społeczeństwa. Oczywiście, jeśli nie chcę „wziąć na klatę" konsekwencji własnych decyzji, to powinno to być możliwe, ale tylko pod warunkiem że automatycznie skutkowałoby to ubezwłasnowolnieniem – znaczy to bowiem, że ktoś nie jest zdolny do podejmowania decyzji.

Wiek nie gra roli

Wydaje się też, że ta zasada dotyczy nie tylko dorosłych, ale wszystkich (również dzieci i młodzież) od chwili, kiedy są zdolni do podjęcia samodzielnego działania. Młody wiek nie uchyla konsekwencji podjętego działania, nawet jeśli są one tragiczne – jeśli np. 12-latek zginie wskutek tego, że wbiegł na czerwonym świetle na przejście dla pieszych, to wiek tu oczywiście nie ma nic do rzeczy, skutek jest nieodwracalny. Mówię o tym dlatego, że często przywołuje się argument z tzw. niechcianych ciąż młodzieży. Jeszcze raz – wiek tu nie ma żadnego znaczenia, jeśli ktoś jest zdolny do podjęcia samodzielnego działania, to oczywiście tym samym jest zdolny do ponoszenia jego skutków.

Trzeba też tu powiedzieć o wyjątkowo moim zdaniem idiotycznych hasłach typu: „moje ciało/moja macica należy do mnie" etc., które porażają mnie, po pierwsze, swoim prymitywizmem, a po drugie, są kompletnie wyprane ze znaczenia. Bo niby co to ma oznaczać? Z jednej strony jest to oczywiste, bo niby do kogo ma należeć moja część ciała, a z drugiej nie bardzo wiadomo, co z tą oczywistością zrobić – coś na zasadzie, że każdy ma prawo dążyć to szczęścia lub że mamy prawo do pracy. Dobrze, ale co z tego ma niby wynikać i jak to wyegzekwować?

Być może chodzi tu o to, że to ja decyduję o swoim ciele, tylko że tak naprawdę mamy bardzo ograniczony wpływ na to, co się z nim dzieje, bo np. chorujemy, tyjemy, łysiejemy, chociaż wcale tego nie chcemy, a jednocześnie trudno mi sobie wyobrazić osobę, która przychodzi do chirurga i mówi: „Jestem wolna, to ja decyduję o swoim ciele, proszę mi natychmiast obciąć nogę i rękę, a jak pan tego nie zrobi, to pana oskarżę o ograniczanie wolności". Wyobrażacie sobie taką sytuację? Bo ja niekoniecznie, a jest to logiczny wniosek z takich haseł.

Poza tym nie sądzę, żeby można było zrównać zarodek z częścią ciała człowieka.

Trudne pytania

Jedne z najważniejszych i najtrudniejszych pytań w przypadku aborcji dotyczą sytuacji, w których ciąża jest wynikiem gwałtu, mamy do czynienia z wadami rozwoju płodu, a także kiedy ciąża zagraża życiu matki.

Gwałt i spowodowana nim ciąża są to oczywiście tragedie życiowe, ale warto zapytać, czy jest to racja konieczna i wystarczająca do jej przerwania. Myślę o tym w ten sposób – jeżeli gwałt jest to jedyne kryterium rozstrzygające o dopuszczalności przerwania ciąży, to przesłanka ta zachodzi niezależnie od wieku tego dziecka: jeśli jest on dopiero płodem, tuż przed urodzeniem, po urodzeniu i w wieku np. siedmiu lat.

Pytanie brzmi: czy jeżeli z powodu gwałtu uważamy zabicie dziecka przed narodzeniem za usprawiedliwione, to czy zabicie go już po narodzeniu traktowalibyśmy tak samo? Przecież sam fakt porodu nie stanowi istotnej różnicy – cały czas chodzi o to samo dziecko poczęte w identyczny sposób. Jeśli jedynym kryterium decydowania o życiu lub śmierci jest sposób poczęcia, to czy moglibyśmy pozbawiać ludzi życia bez względu na wiek? Na to raczej trudno byłoby się nam zgodzić, zakrawa to wręcz na barbarzyństwo.

Identycznie sprawa się ma z podnoszonymi argumentami biedy lub niepełnosprawności mającego się urodzić dziecka. Okoliczności te zachodzą nie tylko w odniesieniu do dzieci nienarodzonych, ale przecież występują dość powszechnie. Czy z tego wynika, że osoby biedne lub niepełnosprawne nie mają prawa do życia? Eliminację takich osób, czy chociaż taki pomysł, uznalibyśmy również za skrajnie barbarzyńskie. Dlaczego zatem uznajemy to za argument za dopuszczalnością przerywania ciąży? Wydaje się, że wszyscy mają prawo żyć, a nie tylko zdrowi i zamożni.

Z kolei odnośnie do przypadków zagrożenia życia kobiet w ciąży należałoby się zastanowić, czy jeśli ratujemy życie kobiety, a niezamierzonym skutkiem tego działania jest utrata ciąży, to czy takie postępowanie nie jest jednak uzasadnione.

Powyższe rozważania były po to, żeby pokazać, w jakich obszarach powinna się odbywać rzeczowa i merytoryczna dyskusja w tej sprawie. Oczywiście pewne argumenty są już od dawna podnoszone i niektóre zostały już dawno obalone, tym bardziej że raczej bezradne są tu nauki ścisłe, których szybki rozwój akurat w tym obszarze nic nie wnosi, gdyż nie rozmawiamy o rzeczach mierzalnych czy często choćby fizycznie nam danych.

Ale są to kwestie fundamentalne, których nie da się rozstrzygnąć za pomocą memów i mniej lub bardziej „hecnych" akcji na portalach społecznościowych, a tym bardziej nie zrobią tego publicyści czy niedouczeni politycy albo celebryci. Wydaje mi się, że jeśli aktywni uczestnicy tej dyskusji więcej czasu spędziliby w bibliotekach niż na wiecach i w studiach telewizyjnych, szansa na ruszenie z tą dyskusją naprzód, a nie mielenie od wielu lat tych samych argumentów, byłaby zdecydowanie większa.

Autor był dziennikarzem m.in. TVN, „Gazety Wyborczej", Interii

Powiedzieć, że kręcimy się w kółko i od jakichś 25 lat nie usłyszałem w sprawie aborcji żadnego nowego argumentu, to nic nie powiedzieć. Być może za dużo tu polityki, emocji, hormonów, a za mało rzetelnej wiedzy.

Analogicznie: powiedzieć, że jest to bardzo ważne i trudne zagadnienie, to nic nie powiedzieć. Koncentrują się tu fundamentalne pytania, takie jak: kim jest człowiek, co to jest życie i kiedy się zaczyna, co to jest wolność i jaka jest jej relacja do odpowiedzialności itp. Są one na tyle ogólne i abstrakcyjne, że raczej nie rozważamy ich w codziennym życiu i, szczerze mówiąc, z takimi pojęciami radzimy sobie dość słabo.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Agnieszka Markiewicz: Zachód nie może odpuścić Iranowi. Sojusz między Teheranem a Moskwą to nie przypadek
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Rada Ministrów Plus, czyli „Bezpieczeństwo, głupcze”
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Pan Trump staje przed sądem. Pokaz siły państwa prawa
Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem