Był 1998 r. – Stop! Zawracać! Do Rosji! – usłyszał od polskiego pogranicznika kierowca niewielkiej ciężarówki. Wtedy pasażer – szczupły, smagły trzydziestoparolatek – podsunął mu pod nos pismo z polskim orłem w herbie oraz pieczęcią prezydenckiej kancelarii. Na czerpanym papierze zapewniano o „szczerym szacunku za bezkompromisowość i odwagę, z jaką podjął się pan zbadania trudnej sprawy Katynia. Godna uznania jest pańska postawa i oddanie poszukiwaniu prawdy, które przekonują, że wciąż nie brakuje ludzi gotowych dla niej ponieść przykre konsekwencje...". Były major KGB Oleg Zakirow – adresat owego pisma – uciekał od „przykrych konsekwencji" w Rosji, gdzie grożono mu śmiercią, do Polski, która zgotowała mu głównie lata nędzy i poniewierki.
W drugi dzień świąt wielkanocnych przeniósł się do lepszego świata.
Mógł nie widzieć, nie słyszeć
– Źle pani wybrała – powiedział do żony Zakirowa jeden z szefów KGB w Uzbekistanie, gdzie Oleg się urodził, studiował prawo, a w 1975 r. wstąpił do KGB. – Nie zrobi on kariery, on „czużak", obcy, nie nasz.
Rzeczywiście: Oleg dowódcom się nie podlizywał, łapówek nie brał, nie palił, nie pił, przestrzegał prawa i był wyczulony na niesprawiedliwość. Chodząca ilustracja ówczesnej pieśni o ludziach z KGB, których „serca są gorące, umysł chłodny, a ręce czyste". Z ulgą więc przełożeni wysyłali Zakirowa – specjalistę od badania przestępstw korupcyjnych – jak najdalej od swych mateczników. Wreszcie trafił o tysiące kilometrów dalej, na południowy zachód Rosji, do Smoleńska.
Mógł tam – jak większość – nie dostrzegać rzeczy strasznych. Nie widzieć, nie słyszeć, nie mówić. Usłyszał jednak, że nowo wybudowany dom stoi na szczątkach rozstrzeliwanych tu ofiar stalinowskiego terroru; widział koparkę wydobywającą ludzkie kości i myślał, że rozstrzelano ich podobnie jak w 1931 r. jego dziadka o szlacheckim nazwisku Madaminhodżajew, na przykład tylko za to, że ten – w swojej naiwności – bąknął coś „nieprawomyślnego" na bazarze... Zakirow usłyszał też, jak emeryt Tabaczkow mówił, iż w Katyniu leżą też polscy oficerowie rozstrzelani w 1940 r. przez NKWD, i jak obecny przy tym szef krzyknął: „Bzdura, to Niemcy ich rozstrzelali!". Mógł też Zakirow nie żądać usunięcia dacz oficerów KGB z katyńskiej ziemi.