Prof. Ryszard Bugaj: Opozycja w impasie

Nawet jeśli opozycja wygra wybory, to nie wiadomo, czy byłoby to dla Polski zdarzenie korzystne.

Aktualizacja: 02.02.2019 13:39 Publikacja: 31.01.2019 18:51

Prof. Ryszard Bugaj: Opozycja w impasie

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Opinię, że zjednoczenie sił opozycji stanowi konieczny – choć niedostateczny – warunek jej zwycięstwa w wyborach parlamentarnych, trudno zakwestionować. Sensowna konsolidacja opozycji jednak nie postępuje. W ciągu minionych kilku miesięcy nie widać ani postępu w formułowaniu programu, ani w płaszczyźnie organizacyjnej. Za to widoczne są, pogłębiające się, negatywne konsekwencje polaryzacji na scenie politycznej. Demokracja marnieje.

Po pierwsze: konstytucja

Nie chodzi o to by opozycja wypracowała wspólny program we wszystkich ważnych kwestiach – to nie jest ani możliwe, ani pożądane. Ale jest ważne, by wyborcy otrzymali komunikat, w jakich kwestiach ugrupowania opozycyjne się zgadzają i jaką w tych sprawach – po hipotetycznym zwycięstwie wyborczym – będą prowadzić politykę.

Ważne jest również, by wyborcy wiedzieli jakie są stanowiska poszczególnych uczestników „zjednoczonej opozycji” w kwestiach, w których wspólnego programu nie udało się sformułować. Oczywiście, gdyby się okazało, że przestrzeń konsensusu jest bardzo skromna, a w innych sprawach rozbieżność jest duża, to by znaczyło, że tworzenie opozycyjnego bloku nie ma sensu. Nie można tego wykluczyć, ale wymaga to sprawdzenia.

Kluczową kwestią jest z pewnością konstytucja. Zarówno ugrupowania parlamentarne, jak i opozycja pozaparlamentarna zarzuca rządzącej większości – najzupełniej słusznie – łamanie konstytucji i standardów demokracji politycznej. Jednak nadal nie wiemy, czy hipotetyczny blok opozycyjny jest zdolny do zajęcia w tych kwestiach jednolitego stanowiska. Czy obowiązująca konstytucja powinna być zmieniona i jakie powinny to być zmiany, czy też ma pozostać w obecnym kształcie? Czy powinny być zmienione zapisy dotyczące Trybunału Konstytucyjnego (w szczególności sposobu wyłaniania jego składu)? Albo, czy możliwe będzie przeprowadzanie referendum na wniosek obywateli, bez akceptacji parlamentu?

Dla funkcjonowania demokracji przedstawicielskiej ogromne znaczenie mają regulacje dotyczące finansowania partii politycznych i kształt ordynacji wyborczej. Jak wiadomo PO zaistniała na scenie politycznej między innymi formułując postulaty wprowadzenia większościowej ordynacji wyborczej i likwidacji dotacji budżetowych dla partii. Nie sądzę, by te postulaty mogła uznać za swoje zjednoczona opozycja, ale potrzebna jest w tej sprawie – jak i wielu innych – pełna jasność.

Po drugie: pragmatyczne kompromisy

Uzgodnienie przez uczestników zjednoczonej opozycji (ciągle nie jest określona ich lista) kwestii konstytucyjnych i kwestii związanych z modelem demokracji, nie spełnia jeszcze warunku minimalnej spójności uzasadniającej wspólne ubieganie się o poparcie wyborców. Musi być jasne, że w innych ważnych dla ludzi kwestiach możliwe są wewnątrz opozycyjne, pragmatyczne kompromisy. Takie kompromisy, które są akceptowalne przez większość wyborców.

W kwestii podatków musi być zgoda, że będą one sprawiedliwe, czyli realnie progresywne (co wymaga rewizji dotychczasowego stanowiska zarówno PO jak i Nowoczesnej), choć uczestnicy porozumienia mogą się różnić co do skali tej progresji. Musi być zgoda, co do „związków partnerskich”, ale nie co do ich kształtu. Musi być zgoda, co do celowości urealnienia zasady świeckiego państwa, ale np. nie co do zaprzestania finansowania ze środków publicznych nauczania religii. Musi być zgoda co do celowości członkostwa Polski w UE, ale niekoniecznie co do członkostwa w strefie euro.

Po trzecie: współpraca organizacyjna

Nie tylko nie ma postępu w formowaniu wspólnego programu opozycji, ale nie widać też żadnej konsolidacji organizacyjnej. Nie powstało żadne „ciało wspólne”. Co więcej jest już chyba przesądzone, że projektowana partia Roberta Biedronia (który ogłosił się nie tylko jej liderem, ale zgoła Mojżeszem polskiej polityki), w żaden sposób nie przyłączy się do „zjednoczonej opozycji”. Biedroń zamierza samodzielnie dokonać fundamentalnych (jak dotąd tylko hasłowo sprecyzowanych) zmian. Istniejąca (chyba tylko jako byt medialny) Koalicja Obywatelska „konsoliduje się” poprzez rozbiór Nowoczesnej. Przedstawiciele ruchów obywatelskich, protestujących przeciwko działaniom PiS-u, podejmują współpracę we własnym gronie.

Po czwarte: przekaz

Wydaje się, że z powodu braku postępu konsolidacji opozycji (zarówno programowej jak i organizacyjnej), poparcie dla niej jest nie tylko ilościowo ograniczone, ale i „płytkie”. Wśród zwolenników opozycji zdają się przeważać osoby zdeterminowane negatywnie – „byle nie PiS”. Jednak wielu wyborców wprawdzie nie chce PiS-u, ale nie chce też powrotu do stanu sprzed wyborów w 2015 r. Tymczasem PO, wychwalając czasy swoich rządów, wytwarza przekonanie, że jej celem musi być przywrócenie tego raju utraconego.

Na niespełna 10 miesięcy przed wyborami parlamentarnymi obserwujemy ciągle zaostrzający się spór między rządową większością a opozycją. Opozycja właściwie ogranicza się do eksponowania „wpadek” PiS. W ostatnim okresie PiS zaliczył ich wiele: rządowe premie, taśmy Morawieckiego, sąd najwyższy, ustawa o IPN, afera KNF, płace w NBP. O katastrofie smoleńskiej nie wspominając. A jednak poparcie dla PiS-u generalnie nie spada – sondaże nadal przewidują jej wyborczy sukces. Realnym efektem jest natomiast polaryzacja sceny politycznej i wzrost emocji jako czynnika decydującego o wyborczym poparciu. Rośnie znaczenie podziału na: my („kolektyw”) i oni („klika”). Główną odpowiedzią PiS-u na zarzutu opozycji jest ciągle powtarzana fraza: „byliście gorsi”. Dla wielu wyborców to argument przekonywujący.

Ale też wielu ludzi sądzi, że emocjonalna polaryzacja postaw to rezultat działań PiS-u, a ta atmosfera miała wpływ na czyn zabójcy prezydenta Adamowicza. Choć znane okoliczności skłaniają do oceny, że morderca działał samotnie i z indywidualną raczej motywacją (w przekonaniu, że został osobiście skrzywdzony), to wybór ofiary był nie przypadkowy. Możliwe, że przejściowo zachwieje to sondażowym poparciem dla PiS-u.

Po piąte: racjonalne decyzje

Choć wszyscy jesteśmy dziś pod wpływem tego dramatycznego zdarzenia, nie możemy zapominać o mniej spektakularnych konsekwencjach postępującej polaryzacji. Wskazać można na wiele zdarzeń i procesów powszechnie nie postrzeganych, jako przejaw powiększającej się patologii polskiej polityki, ale przecież o nim świadczących.
Niedawno opinia publiczna była zaabsorbowana kwestią cen energii elektrycznej.

Główną chyba przyczyną ich potencjalnego wzrostu jest podwyżka cen opłat za prawa do emisji CO2. Te opłaty wprowadzono, by właśnie poprzez mechanizm podwyżek cen energii wymusić oszczędności jej zużycia i zmiany technologii jej wytwarzania. Rząd pospiesznie wprowadził jednak przepisy zapobiegające wzrostowi cen dla konsumentów, osłabiając tym samym presję na obniżkę zużycia energii. Nie spotkało się to ze sprzeciwem opozycji, która – skądinąd – piętnuje rząd ponieważ nie zwalcza on konsekwentnie emisji zanieczyszczeń. Krytyka opozycji skupiła się na niewystarczających działania rządu chroniących ludzi przed podwyżkami.

Opozycja nie okazała się rzecznikiem racjonalnego działania. Rozstrzygające okazało się przekonanie obydwu stron rywalizacji, że opowiedzenie się za racjonalną polityką, konkurenci skutecznie przedstawią jako wymierzone w społeczny interes. Widać na tym przykładzie, że gdy scena polityczna jest emocjonalnie spolaryzowana, bardzo trudne jest wypracowanie racjonalnych decyzji.

Polaryzacja widoczna jest też w mediach, które (na szczęście z pewnymi wyjątkami) podzieliły się na rządowe i opozycyjne. Rządowe media (szczególnie TVP) są zgoła bezwstydnie stronnicze, ale i media opozycyjne często nie stosują równej miary do oceny rządu i opozycji. Np. z przekazu mediów opozycyjnych wyłania się obraz rządu jako przybudówki Kościoła. To obraz wyostrzony, możliwe, że prawdziwy, ale niepełny. Relacje państwo - Kościół określone są w Konkordacie podpisanym nie przez rząd prawicowy, ale przez rząd zdominowany przez Unię Demokratyczną. Zresztą potem, siłami Unii Wolności i Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Konkordat (przed jego ratyfikacją !) uzyskał rangę zapisu konstytucyjnego. Tak gorąca dziś sprawa finasowania nauczania religii ze środków publicznych, została przesądzona w czasie rządów …SLD. Narracja pomijająca te uwarunkowania tworzy wrażenie, że standardy świeckiego państwa łamią wyłącznie obecnie rządzący. Wcale tak nie jest – w przeszłości o względy Kościoła – porzucając pryncypia – ubiegali się też (niekoniecznie skutecznie, ale zdecydowanie) politycy UD (UW) i SLD.

***

Trudno z optymizmem oczekiwać rezultatów zbliżających się wyborów. Nic nie zapowiada sensownej konsolidacji opozycji. Oczekiwać można co najwyżej personalnego aliansu, opartego na doraźnych interesach wyborczych. PiS, choć jest już jasne, że nie jest bynajmniej egzekutorem „dobrej zmiany”, pewnie te wybory wygra i uzna, że bardzo wiele mu wolno. Może się okazać, że Kaczyński miał rację, gdy zapowiedział, że „będzie Budapeszt w Warszawie”.

Gdyby jednak – jakimś cudem – opozycja (taka jaka jest dzisiaj) wybory wygrała, to nie wiadomo, czy byłoby to dla Polski zdarzenie korzystne. Mając w parlamencie silną PiS-owską opozycję i nie mając wspólnego i spójnego programu pewnie łatwo poszła by w rozsypkę. Trzeba też pamiętać, że oczekiwać trzeba pogorszenia się sytuacji gospodarczej i konieczne będzie podejmowanie decyzji naruszających interesy różnych grup społecznych. Rządzenie w tych warunkach wymaga mocnego mandatu zaufania. Nie zapewniają go wyborcy głosujący na „mniejsze zło”.

Wygląda na to, że zagraża nam perspektywa politycznego impasu. To niepokojąca perspektywa. Polska (podobnie jak inne kraje) stoi przed koniecznością określenia na nowo zasadniczych linii polityki państw. Dziś już wiadomo, że ustrojowa formuła neoliberalnego kapitalizmu wymaga co najmniej istotnej korekty. Trzeba dokonać wyboru polityki wobec Unii Europejskiej  – nie wystarczy ideologiczne zawołanie „za” lub „przeciw” integracji. Zmieniają się uwarunkowania międzynarodowe.

Nawet sprawny system politycznej demokracji nie daje gwarancji uniknięcia błędów, ale ich prawdopodobieństwo redukuje. Niestety, wraz z upływem czasu polska demokracja nie działa coraz sprawniej. Walka o władzę między politycznymi partiami w coraz mniejszym stopniu jest sporem merytorycznych racji, a coraz bardziej walką o materialne profity miedzy partyjnymi elitami.

Ryszard Bugaj jest ekonomistą, profesorem PAN, byłym przewodniczącym Unii Pracy

Opinię, że zjednoczenie sił opozycji stanowi konieczny – choć niedostateczny – warunek jej zwycięstwa w wyborach parlamentarnych, trudno zakwestionować. Sensowna konsolidacja opozycji jednak nie postępuje. W ciągu minionych kilku miesięcy nie widać ani postępu w formułowaniu programu, ani w płaszczyźnie organizacyjnej. Za to widoczne są, pogłębiające się, negatywne konsekwencje polaryzacji na scenie politycznej. Demokracja marnieje.

Po pierwsze: konstytucja

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?