O jego uwolnienie publicznie dopominają się znani i szanowani obywatele, a nawet kibice drużyn, które z Legią są na bakier. Z informacji prasowych wynika, że pan prezydent zamierza poprosić o informacje dotyczące sprawy ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego.

Obawiam się, że Andrzej Duda wkroczył na pole minowe. Bo to, co planuje zrobić, daleko wykracza poza przypisany mu obowiązek czuwania nad przestrzeganiem konstytucji (art. 126 ust. 2). Minister sprawiedliwości jako przedstawiciel władzy wykonawczej, któremu nie wolno wywierać jakiejkolwiek presji na sąd, wręcz nie powinien interesować się sprawą, którą rozpoznaje niezawisły sąd. Nie powinien się zatem angażować w ustalenia, których miałby dokonać na prośbę prezydenta. Podobnie jest z prokuratorem generalnym, który nie ma wobec prezydenta żadnych obowiązków sprawozdawczych dotyczących spraw sądowych. A jako szef wszystkich prokuratorów nie powinien wywierać presji na tego, który prowadził śledztwo i popiera akt oskarżenia przed sądem, a na rozprawie zajmuje stanowisko w sprawie dalszego stosowania tymczasowego aresztowania. Co do mnie, uważam, że Maciej Dobrowolski powinien niezwłocznie odzyskać wolność. Twierdzę tak, mimo że nie znam akt jego sprawy. Wiem o niej tyle, ile wyczytam w gazetach. Wiem zatem, że nikogo nie zabił, nad nikim się nie znęcał i nie jest karany. Że skończył studia, miał się żenić i jest kibicem Legii. Maciej Dobrowolski siedzi i siedzi, a z tego siedzenia nic dla sprawy nie wynika, choć tymczasowe aresztowanie – o czym sądy niekiedy zapominają – nie jest karą, nie może antycypować orzeczenia o winie i musi służyć wyłącznie zabezpieczeniu prawidłowego toku postępowania (art. 249 § 1 k.p.k.). Ale Maciej Dobrowolski siedzi, bo sąd uważa, że powinien siedzieć.

Czynnik ludzki w wymiarze sprawiedliwości – zwłaszcza że prawo zawsze daje sędziemu możliwość wyboru – ma przeogromne znaczenie. Jak sąd nabierze przekonania, że ma rację, nie ma zmiłuj.

Gdyby moje zainteresowanie sprawą mogło mieć jakieś znaczenie dla losów Dobrowolskiego, zadałbym pytanie: jak to się dzieje, że w państwie prawa podsądny – objęty domniemaniem niewinności – siedzi prawie trzy i pół roku, a wyroku jak nie było, tak nie ma? Mówiąc wprost, zapytałbym, dlaczego sąd nie potrafi skończyć procesu w tzw. rozsądnym terminie, co każdemu podsądnemu gwarantują konstytucja (art. 45 ust. 1), konwencja europejska (art. 6 ust. 1) i k.p.k (art. 2 § 1 pkt 4).

Autor jest warszawskim adwokatem