Jeśli posłowie poprą anonimową petycję, która właśnie wpłynęła do Sejmu, policja straci możliwość pouczania kierowców za wykroczenia. Będzie mogła jedynie wręczyć mandat, a gdy kierowca odmówi jego przyjęcia – skierować sprawę do sądu.
Problem jest poważny, co pokazują statystyki. W 2017 r. policja wystawiła 3,6 mln mandatów, na pouczenia mogło liczyć 5 proc. sprawców.
Autorzy petycji chcą wykreślenia z kodeksu wykroczeń art. 41. Daje on możliwość zastosowania przez policję kar wychowawczych – pouczeń, upomnień, ostrzeżeń itp. I to w drobnych sprawach, jak np. niewłączenie kierunkowskazu na pustej drodze czy wyrzucenie papierka na ulicy. Twierdzą, że takie kary nie działają na sprawców, sprzyjają korumpowaniu policjantów i narażają budżet na straty.
Z tym ostatnim argumentem trudno się nie zgodzić. Wystarczy przypomnieć policyjny protest, który rozpoczął się w lipcu 2018 r. Obliczono, że policjanci w akcji „Pouczenie zamiast mandatu" w sierpniu wystawili 74 tys. mandatów, a rok wcześniej 455 tys.
Petycję krytykują policjanci. Uważają, że jest nierealna.
– Na całym świecie policja ma prawo pouczania sprawców błahych wykroczeń – mówi Mariusz Ciarka, rzecznik komendanta głównego policji. Zapewnia, że środek ten nie jest nadużywany.
„Rzeczpospolita" ustaliła nieoficjalnie, że są komendy, w których obowiązuje limit pouczeń. Nie może być ich więcej niż 10 proc. ujawnionych wykroczeń.
– Samymi surowymi karami nie uda się wychować kierowców. Wystarczy przyjrzeć się statystykom nietrzeźwych. Są kary, obowiązkowe nawiązki i grzywny, a ich liczba, głównie w okolicy świąt, rośnie – twierdzi Andrzej Łukasik, prezes Polskiego Towarzystwa Kierowców.
Kierowcy wyruszający na święta jeszcze mogą liczyć na pouczenie. Muszą jednak pamiętać, że za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym o 50 km i więcej od ręki stracą prawo jazdy. Policyjne pokwitowanie pozwoli im dotrzeć do celu, ale wrócić do domu już się nie da.