– Kto z pań i panów posłów jest za przyjęciem projektu ustawy, proszę podnieść rękę i nacisnąć przycisk – mówi marszałek prowadzący głosowanie. Jesienią będzie musiał opracować nową formułkę. Latem w sali obrad zostanie bowiem zainstalowany nowy system do głosowania.
Obecnie posłowie posługują się urządzeniami wyposażonymi w kolorowe guziki. Nowe panele nie będą już miały przycisków, lecz ekran dotykowy. Kancelaria Sejmu właśnie rozstrzygnęła przetarg na system wart około 5 mln zł.
O rozpoczęciu przetargu na wymianę urządzeń pisaliśmy w „Rzeczpospolitej" już w ubiegłej kadencji Sejmu. Ówczesny szef Komisji Regulaminowej Maciej Mroczek z Ruchu Palikota tłumaczył, że inwestycja jest konieczna, bo obecny system zainstalowano w 2001 r. i często się psuje. Do najgłośniejszej awarii doszło w 2008 r. Najprawdopodobniej przyczyną był rok przestępny, bo miała miejsce 29 lutego. Jednak problemy zdarzały się również później. Ostatnio w piątek, w dniu wybuchu kryzysu parlamentarnego. Po tym, gdy marszałek Marek Kuchciński wykluczył posła Michała Szczerbę i po przerwie wznowił obrady, część polityków zaczęła skarżyć się na niedziałające urządzenia, co pogłębiło chaos.
O wymianie systemu nie zdecydowały jednak tylko częste awarie, ale też jego ograniczona funkcjonalność. Problem pojawia się przykładowo, gdy posłowie wybierają osobę mającą pełnić jakąś funkcję państwową, a na ekranie trzeba wyświetlić nazwiska kandydatów. Z tego właśnie powodu Kancelaria Sejmu ostatecznie zdecydowała się na ekrany dotykowe.
Odrzucono tak rewolucyjne pomysły jak głosowanie tabletami lub logowanie się do nowych urządzeń za pomocą odcisków palca. I choć prace nad zakupem systemu ruszyły za rządów PO, wielu posłów jest zaskoczonych inwestycją. Często podkreślają, że kryzys w Sejmie nie jest najlepszym momentem na taką zmianę.