Lider nacjonalistycznej Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji (LDPR) zabrał głos w sprawie trwającego od kilku dni napięcia w relacjach białorusko-rosyjskich. Wszystko przez ubiegłotygodniową wizytę rosyjskiego premiera Dmitrija Miedwiediewa w Brześciu. Miedwiediew wprost zasugerował, że dalsze wsparcie finansowe Białorusi jest uzależnione od "głębszej integracji". Mówił o wspólnej walucie (oczywiście chodzi o rosyjskiego rubla), sądzie, służbie celnej i izbie rozrachunkowej. Prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenko skomentował to w piątek podczas konferencji prasowej dla rosyjskich dziennikarzy. Stwierdził, że "głębsza integracja" oznacza tak naprawdę "inkorporację Białorusi". - Tego nigdy nie będzie - grzmiał.

- Trzeba się zdecydować: albo nasze relacje są rynkowe, albo wchodzicie w skład Federacji Rosyjskiej i płacicie niższą cenę. Łukaszenko chce siedzieć na dwóch stołkach, zachować suwerenność i otrzymać wewnętrzną rosyjską cenę na gaz, następnie odsprzedawać i na tym zarabiać. Tak się nie da - oświadczył Żyrinowski na swoim profilu w Telegramie (komunikator internetowy), który cytuje rosyjski dziennik "Moskowskij Komsomolec".

"Jestem przekonany, że jeżeli przeprowadzić referendum na Białorusi o powrocie w skład Rosji, zdecydowana większość Białorusinów opowie się za tym. W 1990 roku za zachowaniem ZSRR zagłosowało 82 proc. Białorusinów, więcej niż w pozostałych republikach ZSRR" - pisze lider LDPR.

Władimir Żyrinowski od lat jest uważany za "głos Kremla". Często zabiera głos w delikatnych sprawach i mówi to, o czym wprost nie chcą mówić władze Rosji.