Pani Ludmiła wielokrotnie opowiadała na łamach naszej gazety o tym, jak ciężko w Rosji wyciągnąć człowieka z więzienia i jak wielu tych niesprawiedliwie skazanych nigdy się nie doczeka żadnej pomocy. Gdy odbierała telefon, prawie za każdym razem zaczynała rozmowę od słów „witam Polskę, bardzo kocham Polskę". Wspominała przy okazji o swoich „polskich przyjaciołach" z ruchu dysydenckiego i żartowała, że Polska była „najweselszym barakiem w obozie socjalistycznym".
Z sowieckimi łagrami do czynienia miała od lat 60., gdy zaczęła pomagać więźniom politycznym. W tamtym okresie jej mieszkanie było jednym z ulubionych miejsc spotkań dysydentów i moskiewskiej inteligencji. Przesłuchania i rewizje zaczęły się, gdy w 1976 roku zakładała Moskiewską Grupę Helsińską. Rok później musiała uciekać za granicę, by nie trafić do łagru, w ten sposób została obywatelką USA. Przez wiele lat jej głos za żelazną kurtyną słyszano dzięki rozgłośniom Radio Wolna Europa i Głos Ameryki. Do Rosji powróciła dopiero w 1993 roku i od tamtej pory jej nazwisko było (i na pewno pozostanie) synonimem obrońcy praw człowieka.
91-letnia dysydentka zmarła w sobotę. Kilka dni przed śmiercią apelowała do władz o uwolnienie znanego obrońcy praw człowieka, 77-letniego Lwa Ponomariowa, z którym przez wiele lat współpracowała w ramach Moskiewskiej Grupy Helsińskiej. Ponomariow został skazany na 25 dni aresztu w ubiegłą środę, miał „nawoływać do nielegalnych protestów" na swoim profilu w jednej z sieci społecznościowych. Nie pomogły apele działającej przy prezydencie Rosji Rady ds. Praw Człowieka, do której Aleksiejewa należała przez wiele lat. Była za to krytykowana przez część rosyjskich opozycjonistów, ale tłumaczyła, że obrona praw człowieka nie jest możliwa bez kontaktu z władzami.
– Nie trzeba społeczeństwa zastraszać, społeczeństwo trzeba przekonywać. Ja wiem, że to drugie jest trudniejsze – powiedziała w październiku ubiegłego roku na spotkaniu Putina z obrońcami praw człowieka. Była tam chyba jedyną, która nie bała się powiedzieć Władimirowi Putinowi prawdy prosto w twarz. Potępiała aneksję Krymu i apelowała do rosyjskich władz o zakończenie wojny z Ukrainą.
– Zdecydowana większość rosyjskiego społeczeństwa jest chora na imperializm. Choroba ta masowo się rozpowszechniła po aneksji Krymu, dzięki której popularność Putina sięgnęła zenitu – mówiła w lutym 2015 roku w rozmowie z „Rzeczpospolitą". – Dla mnie Rosja jest wielkim państwem Puszkina, Lermontowa, Czajkowskiego. Wolałabym, by inne narody szanowały mój kraj, a nie bały się go.