Forsowana przez rosyjski rząd reforma emerytalna doprowadziła do rozłamu w prezydenckiej frakcji.
Siergiej Żelezniak jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych przedstawicieli rządzącej Jednej Rosji. Od lat jest częstym gościem popularnych programów publicystycznych emitowanych przez kremlowskie stacje. Podczas gorących dyskusji na wizji, do których nie jest dopuszczana prawdziwa opozycja, o wszystkie problemy Rosji przy każdej okazji obwiniał „wrogi Zachód".
Ale tylko na wizji. W rzeczywistości kilka lat temu wysłał swoje córki do najlepszych szkół do Londynu, gdzie, jak donoszą rosyjskie media, mieszkają do dziś. Na razie nie może ich odwiedzać, gdyż od aneksji Krymu znajduje się na liście rosyjskich polityków, wobec których Unia Europejska, USA i Kanada wprowadzili sankcje.
Sytuacja ta może się jednak zmienić. Lokalne media twierdzą, że Żelezniak już nie jest zastępcą sekretarza generalnego partii Jedna Rosja. Miał też stracić wszystkie stanowiska, które pełnił z ramienia ugrupowania. Co więcej, niebawem może zostać wyrzucony z prezydenckiej partii i prawdopodobnie nie będzie mógł liczyć na start w następnych wyborach parlamentarnych z listy Jednej Rosji.
Kariera jednego z czołowych polityków partii Putina, któremu jeszcze niedawno wróżono awans do administracji prezydenta, sypie się nie z powodu mieszkających za granicą córek, lecz przez „brak lojalności". Nie stawił się 19 lipca w parlamencie, gdy rządząca frakcja w pierwszym czytaniu przegłosowała reformę emerytalną. Wiek emerytalny mężczyzn w Rosji od przyszłego roku stopniowo będzie podwyższany z 60 do 65 lat, kobiet – z 55 do 63 lat.