Menedżer amerykańskiego funduszu inwestycyjnego Franklin Templeton Hasenstab od wielu miesięcy toczy zaciekłą wojnę z minister finansów Natalie Jaresko o to, czy prywatni wierzyciele powinni darować część zobowiązań Kijowa.
– Ryzyko niewypłacalności jest całkiem realne. Nie możemy czekać i nic nie robić. W interesie prywatnych wierzycieli jest to, aby ukraińska gospodarka się nie pogrążyła. Przecież wówczas niczego nie odzyskają – mówiła już parę tygodni temu „Rzeczpospolitej" Jaresko.
Jednak Hasenstab nie chce słyszeć o żadnych ustępstwach.
W piątek Kijów zapłacił 120 mln dolarów odsetek od posiadanego długu. Ale władze same przyznają, że gdy za półtora miesiąca przyjdzie im zapłacić znacznie większe, bo warte 500 mln dolarów, odsetki, nie znajdzie tak dużych pieniędzy. Wówczas nasz wschodni sąsiad stanie się bankrutem. To zapewne wywoła kryzys polityczny, a być może i obalenie prozachodniej ekipy Petra Poroszenki i Arsenija Jaceniuka. Kraj nie będzie miał bowiem funduszy na podtrzymywanie równowagi finansowej państwa, a zarazem podstawowych jego funkcji.
Kondycja Ukrainy jest dramatyczna. W tym roku dochód narodowy załamie się o 10 proc. po spadku o 7,5 proc. w ub.r. W ciągu trzech lat kraj stracił 30 proc. swojego potencjału gospodarczego, tyle samo co Grecja, ale startując ze znacznie niższego poziomu i w dwukrotnie krótszym czasie.