Wszystko się zaczęło od wywiadu, który pod koniec czerwca opublikowała rosyjska nacjonalistyczna agencja informacyjna Regnum. Noblistka mówiła o wieloletniej rusyfikacji Białorusi i Ukrainy, o odrodzeniu narodowym byłych radzieckich republik oraz o rosyjskiej agresji w Donbasie.
Miała też powiedzieć, że „rozumie motywację ludzi", którzy zamordowali w 2015 roku w Kijowie sympatyzującego z Kremlem ukraińskiego pisarza Ołesia Buzinę. Stwierdziła również, że na jakiś czas na Ukrainie można by byłoby zabronić języka rosyjskiego, by „scementować naród".
Po publikacji rozmowy Aleksijewicz oświadczyła, że została oszukana, a niektóre jej wypowiedzi zmanipulowano. Jak twierdzi, dziennikarz, który przeprowadzał wywiad, powiedział, że reprezentuje gazetę „Diełowoj Petersburg". Gdy się zorientowała, że rozmawia z kimś innym, zabroniła publikacji wywiadu, ale to nie pomogło. Już następnego dnia fragmenty rozmowy cytowała rosyjska telewizja państwowa Rossija 1. Prowadzący cotygodniowy publicystyczny programu „Westi nedeli" Dmitrij Kisielow nazwał pisarkę „czortem".
– W jej słowach jest rasizm i rusofobia. Lekceważy prawo Rosjan do własnego języka, kultury, a nawet do życia – mówił Kisielow. – Aleksijewicz uzasadnia zabójstwo, nie potępia morderców. Ale co gdyby odpowiedzieć jej tym samym. Jeżeli zabiją Aleksijewicz, zrozumiem motywacje – stwierdził jeden z kluczowych rosyjskich propagandystów.
W odpowiedzi na to noblistka oświadczyła, że w Rosji wobec jej osoby rozpoczęła się nagonka medialna. – Panie Kisielow, nie straszcie mnie, ja się nie poddam – powiedziała.