Platforma to nie PiS. Zwolennicy opozycji nie potrzebują wodza, przy którym będą stać nawet po wielokrotnej przegranej. Porażki mobilizowały PiS i wyborców partii Jarosława Kaczyńskiego. Przegrane PO demobilizują elektorat partii Grzegorza Schetyny. Zamiast zwartego szyku jest zwątpienie. Dzisiaj, kiedy rozmawia się w kuluarach z członkami PO, nikt nie wierzy w jesienne zwycięstwo zjednoczonej opozycji.

W Koalicji Europejskiej trwa walka o miejsce na listach i zminimalizowanie przegranej. W Platformie zastanawiają się, czy po kolejnej przegranej będzie jeszcze co zbierać z opozycji i jak bardzo PiS dokręci śrubę w „reformowaniu" Polski. Nikt nie ma wątpliwości, że Kaczyński z wiekiem nie łagodnieje. Przeciwnie. Kolejne cztery lata u władzy dadzą PiS mandat do przeprowadzenia każdej zmiany. Każdej! „Bo suweren tak chciał" – powiedzą jesienią politycy PiS, jeśli dojdzie do prolongaty ich władzy, tłumacząc zmiany w konstytucji, prawie, mediach... W Platformie aż kipi z frustracji. Politycy opozycji są przygnębieni nie tyle przegraną, której skala ich zaskoczyła, ile brakiem realnego planu na to, co dalej. Kierownictwo partii nie przedstawia nowej strategii, która dawałaby cień szansy na sukces wyborczy jesienią. W PO panuje marazm. Pojawiają się głosy wątpiące, czy Schetynie zależy na wygranej z PiS, czy może tylko na utrzymaniu władzy w partii.

PO nie ma swojego 500+. Nie ma pomysłu, co dać Polakom. Nie wie, w czym być lepszą niż rządzący. Plan jest taki, żeby wyjść na ulicę, być bliżej ludzi, ruszyć na wschód kraju i walczyć o wyborców we wsiach i miasteczkach. Przestać być anty-PiS-em. Ale PO nie wie, z czym pójść do wyborców, co im zanieść i co powiedzieć.

Zmianę miała przynieść Rada Krajowa PO, dać nowy impuls w walce z PiS. Tak się nie stało. W jesienne zwycięstwo z PiS wydaje się nie wierzyć nawet Donald Tusk, który 4 czerwca w Gdańsku potrafił z siebie wygenerować przekaz jedynie na temat Senatu. Nawet trwająca od dłuższego czasu współpraca Schetyny z Igorem Ostachowiczem nie przynosi rezultatów. Wiara w to, że PiS potknie się o kolejne afery, jest iluzoryczna. PiS jest dzisiaj teflonowy. Budowa dwóch wież przez Srebrną nie pogrążyła PiS i sprawa Falenty też nie zmieni postrzegania rządzących przez wyborców.

Porażka opozycji nie jest jednak przesądzona. PO może narzucić narrację, którą wzniesie się ponad transfery socjalne, roztaczając przed Polakami wizję państwa, które nie będzie podległe jednemu wodzowi. Polacy mają w sobie gen buntu. Potrafią też dać się poderwać tym, którym na nich zależy. Pokazał to wcześniej szerzej nieznany Andrzej Duda, który przy dobrze opracowanej strategii wyborczej, której podporządkował się bez szemrania, „gryzł trawę". PiS wygrał, bo niepopularni liderzy partii potrafili okiełznać własne ego i wycofać się z pierwszej linii frontu. Schetyna potrzebuje swoich Dudy i Szydło. Pomysł włączenia samorządowców w kampanię parlamentarną, czego obawia się PiS, to za mało. PO powinna we wrześniu przedstawić swojego kandydata na wybory prezydenckie, żeby przejąć inicjatywę, za którą powinny pójść kolejne pomysły na państwo. Przegranie wyborów europejskich nie jest końcem świata. Błędem jest oddawanie każdego dnia walkowerem, licząc na polityczny cud jesienią. W cztery miesiące opozycja może się odbić. Jeśli tylko weźmie się do ciężkiej i widocznej pracy. Od teraz. Piłka wciąż w grze.