Estonia, Łotwa i Hiszpania – to tylko kilka państw, których mieszkańcy mogą drogą elektroniczną składać podpisy pod projektami, które trafiają do parlamentu. Czy podobnie będzie w Polsce? Chce tego łódzki Instytut Spraw Obywatelskich.
Instytut od 2012 r. zajmuje się obywatelską inicjatywą ustawodawczą, a w styczniu z Uniwersytetem Gdańskim i Uniwersytetem Łódzkim rozpoczął nowy projekt poświęcony temu tematowi. – Chcemy zbadać, jak inicjatywa obywatelska funkcjonowała na przestrzeni ostatnich 20 lat, sprawdzić, które wymogi były najbardziej problematyczne, i przeprowadzić wywiady z osobami, które składały takie projekty w Sejmie – mówi Maria Jaraszek z Instytutu Spraw Obywatelskich. – W kolejnym roku chcemy napisać ustawę o inicjatywie ustawodawczej z rozporządzeniami i przeprowadzić jej konsultacje społeczne – dodaje.
Już wiadomo, że jednym z pomysłów będzie możliwość zbierania podpisów drogą elektroniczną. O tym, że propozycja nie jest bez szans, świadczy fakt, że przedstawiciele instytutu dwukrotnie w tej sprawie spotkali się z prezydenckim ministrem Andrzejem Derą. I usłyszeli od niego, że prezydent jest przychylny tej inicjatywie.
Zwolennikiem pomysłu jest też rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar, który w tej od kilku lat wysyła pisma do premiera i ministra cyfryzacji. W 2016 r. minister Anna Streżyńska odpisała mu, że możliwość zbierania podpisów drogą elektroniczną „jest możliwa do realizacji i zasługuje na poparcie". W listopadzie 2018 roku następca Streżyńskiej Marek Zagórski napisał z kolei, że w celu realizacji propozycji należałoby zastosować środki identyfikacji elektronicznej, np. podpis elektroniczny albo profil zaufany.
Po co w zasadzie ułatwiać obywatelom zbiórkę podpisów? Bo zdaniem Instytutu Spraw Obywatelskich do Sejmu trafia zaskakująco niska liczba takich inicjatyw.