Yasar Yakis: Erdogan jest pragmatyczny, będzie ostrożnie wykorzystywał wielką władzę

- Następne wybory są w 2019, przez dwa lata Erdogan powinien walczyć o serca części tych, co głosowali teraz przeciwko - komentuje wynik referendum w Turcji Yasar Yakis, były szef MSZ Turcji i współzałożyciel ugrupowania Erdogana – Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP).

Aktualizacja: 18.04.2017 13:51 Publikacja: 17.04.2017 22:28

Yasar Yakis: Erdogan jest pragmatyczny, będzie ostrożnie wykorzystywał wielką władzę

Foto: AFP

Co dla Turcji oznacza wynik niedzielnego referendum, w którym się decydowało, czy prezydent uzyska olbrzymią władzę?

Yasar Yakis: Powiem najpierw, co to oznacza dla Erdogana. Zwyciężył małą różnicą głosów, wie, że mniej więcej połowa Turków jest za nim, ale i połowa przeciw. To mu nie ułatwia rządzenia. Oznacza, że w następnych wyborach będzie musiał szukać koalicjanta. W referendum miał w tej roli partię nacjonalistyczną MHP. Musi z tego wyciągnąć lekcję, pamiętać o tych, co byli przeciw.

Sądzi pan, że Erdogan będzie szanował wolę tych, którzy głosowali przeciw?

Wystarczy zdobyć 50 proc. plus jeden głos, by zostać zwycięzcą. Ale jeżeli jest się ostrożnym przywódcą, to trzeba brać pod uwagę życzenia tych, którzy głosują przeciw. Bo jak się nie weźmie, to może przegrać następną rozgrywkę. Następne wybory są w 2019, przez dwa lata Erdogan powinien walczyć o serca części tych, co głosowali teraz przeciwko.

Przed referendum powiedział mi pan, że po nim niewiele się zmieni, bo Erdogan i tak, choć nielegalnie, używał olbrzymiej władzy.

Nadal tak myślę. Ale Erdogan jest bardzo pragmatyczny, rozumie, że musi ostrożnie używać rozległej władzy, dla której teraz uzyskał legitymizację.

Czyli do 2019 roku nie będzie występował w roli dyktatora?

Przynajmniej przez te dwa lata musi pokazać więcej wstrzemięźliwości. Ponieważ ludzie tak łatwo nie zapomną, jak niewielkie było jego zwycięstwo w referendum. A opozycja będzie ostro pracowała, by przeciągnąć na swoją stronę 1,3 mln wyborców, którzy zadecydowali o wyniku. Gra będzie się też toczyła o głosy Kurdów, oni mogą zadecydować, kto w przyszłości będzie rządził.

A po wyborach w 2019 Erdogan pokaże twarz dyktatora?

Niewielka różnica sympatii będzie i później decydowała o tureckiej polityce.

Opozycja kwestionuje wyniki referendum. Czy są ostateczne?

Nie sądzę, by centralna komisja wyborcza przyznała, że popełniła błędy. Przecież ogłosiła już zwycięzcę. Nie ma w tej kwestii wyższej instancji. Sąd najwyższy czy inne sądy nie zajmą się skargami, bo nie mają takich uprawnień. Nawet jeżeli jakieś nieprawidłowości zostaną uwzględnione, to nie w takiej skali, by zmienił się zwycięzca.

Zaraz po referendum Erdogan uznał za zadanie numer jeden przywrócenie kary śmierci. To byłby koniec rozważań o członkostwie w UE. Czy to oznacza, że Erdogan nie chce już do Unii?

Nie wiadomo, jak to będzie z wynikiem ewentualnego referendum w sprawie kary śmierci. Erdogan mówił o takiej karze po nieudanym zamachu stanu w lipcu 2016 roku – dla jego organizatorów. Ale ich i tak by nie objęła, bo w momencie zamachu stanu nie było takiej kary. Czyli to nie dla nich, a jeżeli nie dla nich, to dla kogo? Opozycja może w czasie kampanii referendalnej argumentować, po co przywracać karę, skoro organizatorzy puczu i tak jej unikną.

Niezależnie od sprawy kary śmierci niektórzy politycy w krajach UE uważają, że negocjacje akcesyjne z Turcją powinny być przerwane. Bo właśnie odeszła od podziału władzy.

W UE do przyjęcia nowego członka potrzebna jest jednomyślność. A jej nie ma, są państwa temu przeciwne. Są i takie, które uważają, że negocjacje należy przerwać. Merkel jest przeciw przyjęciu, ale uważa, że negocjacje powinny być kontynuowane, bo pacta sunt servanda. Przerwanie negocjacji to co innego niż mówienie, że Turcja nie zostanie przyjęta.

Najważniejsze pytanie, czy Turcja pod władzą Erdogana jest zainteresowana kontynuacją negocjacji?

Sam Erdogan nie jest tak bardzo chętny, widzi brak złudzeń po stronie Unii. Ale w Turcji jest spora determinacja, by je prowadzić. Dlatego prezydent zamiast ogłosić, że wstrzymać negocjacje, będzie czekał, aż to UE powie Turcji nie, a nie odwrotnie. Turcja bywa traktowana przez UE nie fair, przede wszystkim w sprawach unii celnej, która obowiązuje od ponad 21 lat. Jeżeli UE wynegocjuje coś z państwem trzecim, Koreą Południową czy Meksykiem, to towary z tych państw trafiają bez ceł i do naszego kraju. Ale jeśli to Turcja chce coś sprzedać Meksykowi czy Korei, to te państwa mówią nam: musicie płacić cła, bo my z wami umowy nie mamy. Turcja będzie podnosiła tę kwestię. Podobnie z umową o odsyłaniu imigrantów. UE nie wypełnia zobowiązań finansowych z nią związanych. Erdogan może zagrozić, że i on nie będzie wypełniał, i wpuści masy imigrantów do UE.

Co dla Turcji oznacza wynik niedzielnego referendum, w którym się decydowało, czy prezydent uzyska olbrzymią władzę?

Yasar Yakis: Powiem najpierw, co to oznacza dla Erdogana. Zwyciężył małą różnicą głosów, wie, że mniej więcej połowa Turków jest za nim, ale i połowa przeciw. To mu nie ułatwia rządzenia. Oznacza, że w następnych wyborach będzie musiał szukać koalicjanta. W referendum miał w tej roli partię nacjonalistyczną MHP. Musi z tego wyciągnąć lekcję, pamiętać o tych, co byli przeciw.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Historyczne porozumienie. Armenia i Azerbejdżan ustaliły pierwszy odcinek granicy
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Polityka
W Korei Północnej puszczają piosenkę o Kim Dzong Unie, "przyjaznym ojcu"
Polityka
Wybory w Indiach. Modi u progu trzeciej kadencji
Polityka
Przywódcy Belgii i Czech ostrzegają UE przed rosyjską dezinformacją
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Polityka
Zakaz używania TikToka razem z pomocą Ukrainie i Izraelowi. Kongres USA uchwala przepisy