– To bardzo niezwykły sojusz ze względu na całkowitą różnicę interesów jego uczestników – sądzi były ambasador Unii Europejskiej w Turcji Marc Pierini. Oficjalnie głównym tematem rozpoczętego w środę szczytu turecko-irańsko-rosyjskiego w Ankarze jest przyszłość Syrii. Jednak trzej uczestnicy spotkania nie mają pieniędzy na rekonstrukcję kraju zniszczonego siedmioletnią wojną domową, a Zachód kategorycznie odmówił płacenia obecnemu prezydentowi Baszarowi Asadowi.
– Ewentualne porozumienie musi uwzględnić nowe realia na polach bitew – uważa libański politolog Tewfik Szuman. Mimo sprzeciwu Iranu turecka armia zajęła kurdyjską enklawę w Syrii Afrin. Wojska Asada zaś wsparte przez Irańczyków wkrótce opanują enklawę Ghuta w pobliżu stolicy kraju – mimo ostrych wypowiedzi tureckiego prezydenta o doprowadzeniu tam do „humanitarnej katastrofy".
Iran i Rosja wspierają syryjskiego prezydenta Asada i żądają utrzymania integralności terytorialnej kraju. Turcja popiera część ugrupowań opozycyjnych i bez zgody Damaszku prowadzi interwencję zbrojną w Syrii. Przed wylotem z Teheranu irański prezydent powiedział: „Obecność zagranicznych sił w Syrii bez zgody rządu w Damaszku jest nielegalna i powinna zostać zakończona". – Nikt z trójki w Ankarze nie jest zainteresowany przeciąganiem kryzysu, jak i obecnością USA oraz amerykańskich wpływów w regionie – zapewnia jednak Mensur Agku z uniwersytetu w Stambule.
Dzień wcześniej prezydenci Turcji, która jest w NATO, i Rosji rozmawiali o rozszerzeniu współpracy zbrojeniowej. Zapowiedzieli przyśpieszenie o pół roku dostawy dla Turków rosyjskich rakiet S400. We wtorek oba kraje rozpoczęły oficjalnie budowę pierwszej elektrowni atomowej w Turcji – Akkuyu na południowym wybrzeżu kraju.
Turcję, Iran i Rosję połączyć może też problem kurdyjski. Dotychczas tradycyjnym sojusznikiem Kurdów była Rosja, ich przeciwnikiem zaś Turcja. – Rosja nie chciałaby poświęcać swego głównego atutu w całym regionie, czyli Kurdów. Ale wydaje się, że już jednak wybrała Turcję, co widać po przebiegu tureckiej interwencji w Afrinie – sądzi Szuman. Przed tureckim atakiem Rosjanie wycofali stamtąd swoich doradców wojskowych (którzy dla Kurdów byli rodzajem gwarancji bezpieczeństwa) oraz otworzyli Ankarze korytarz powietrzny nad enklawą, umożliwiając armii Erdogana wykorzystanie lotnictwa. Jednocześnie „partyzanci PKK (ugrupowania tureckich Kurdów, które Zachód uznaje za terrorystyczne – red.) pojawiają się też w Iranie (dostając się tam przez kurdyjskie tereny Syrii i Iraku – red.). Dlatego Teheran również nie chciałby wzmocnienia syryjskich Kurdów, co mogłoby doprowadzić do powstania ich niepodległego państwa".