Prawo i Sprawiedliwość od początku obecnej kadencji udowadnia, że jest o włos od odkrycia politycznego eliksiru rządzenia: mocny socjal z jednej strony i przejęcie instytucji państwa oraz poddanie ich pełnej kontroli – z drugiej. Do tego wszystkiego disco polo w telewizji publicznej.
Jest to mieszanka wypracowana dzięki błędom własnym z lat 2005–2007 oraz wpadkom konkurencji z PO. W sprawie błędów własnych przyjęto strategię budowania koalicji, ale wyłącznie z partnerami w 100 procentach podległymi i niemającymi żadnych szans na rządzenie samodzielnie. Sondaż przeprowadzony przez IBRiS wskazuje, że ta strategia przynosi owoce. Zarówno Zbigniew Ziobro, jak i Jarosław Gowin bronią obu flanek, a jednocześnie nie mają szans, by wybić się na niezależność. To zresztą całkowicie kłopotów z głowy Jarosława Kaczyńskiego nie zdejmuje, ale nie generuje też takich problemów jak kiedyś Andrzej Lepper z Romanem Giertychem. Chociaż Patryk Jaki, zastępca Zbigniewa Ziobry w resorcie sprawiedliwości, stara się, jak może. Śladowe poparcie dla obu ugrupowań w pełni jednak uzasadnia przyznawany w takich sytuacjach tytuł „partyjnych przystawek". Bez których PiS ma się zresztą całkiem dobrze, otrzymując w ostatnim sondażu ponad 38 procent poparcia.
Gdyby kłopoty PiS ograniczały się do ambicji pomniejszych liderów, można by uznać, że PiS problemów po prostu nie ma. Ale zniżka w notowaniach to wyraźna wskazówka, że coś poszło nie tak. Co? Właściwie wprost wyraził to premier Mateusz Morawiecki, wprowadzając swój plan oszczędności wewnątrz rządu. Wie, że tym, co może PiS powalić, jest finansowe rozpasanie i dołączenie do elity rozbijającej się po drogach nowymi wózkami. I nie chodzi o to, że politycy PiS już dawno do elity należą, o czym świadczy choćby astronomiczny majątek samego premiera. Rzecz w tym, w co wierzą wyborcy PiS. A ci mają na razie przekonanie, że politycy PiS są "swoi", chcą dla ludzi sprawiedliwości i nienawidzą salonów.
Podważenie tego przekonania będzie dla partii rządzącej zabójcze. Nikogo bowiem się tak w społeczeństwie nie nienawidzi, jak rewolucjonistów, którzy piją szampana i jedzą kawior na koszt tłumu, po którego plecach weszli do pałaców.
A jeśli w dodatku okazuje się, że rewolucjoniści to od pokoleń przedstawiciele reakcji w futrach z jenotów – nikomu ręka nie zadrży przy głosowaniu. Dlatego sprawa rozliczenia milionów z kart kredytowych, zlikwidowania rozpasania z nagrodami w rządzie i szybkie naprawienie wizerunku jest teraz dla partii rządzącej kluczowe.