Dąbrowska: Czy przegrają sami ze sobą?

Wyborcy Zjednoczonej Prawicy jeszcze wierzą w rewolucyjny zapał rządzących, ale karty kredytowe, nagrody i skargi, że nie wystarcza do pierwszego, mogą tę wiarę zniszczyć.

Aktualizacja: 06.03.2018 17:58 Publikacja: 05.03.2018 18:26

Dąbrowska: Czy przegrają sami ze sobą?

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Prawo i Sprawiedliwość od początku obecnej kadencji udowadnia, że jest o włos od odkrycia politycznego eliksiru rządzenia: mocny socjal z jednej strony i przejęcie instytucji państwa oraz poddanie ich pełnej kontroli – z drugiej. Do tego wszystkiego disco polo w telewizji publicznej.

Jest to mieszanka wypracowana dzięki błędom własnym z lat 2005–2007 oraz wpadkom konkurencji z PO. W sprawie błędów własnych przyjęto strategię budowania koalicji, ale wyłącznie z partnerami w 100 procentach podległymi i niemającymi żadnych szans na rządzenie samodzielnie. Sondaż przeprowadzony przez IBRiS wskazuje, że ta strategia przynosi owoce. Zarówno Zbigniew Ziobro, jak i Jarosław Gowin bronią obu flanek, a jednocześnie nie mają szans, by wybić się na niezależność. To zresztą całkowicie kłopotów z głowy Jarosława Kaczyńskiego nie zdejmuje, ale nie generuje też takich problemów jak kiedyś Andrzej Lepper z Romanem Giertychem. Chociaż Patryk Jaki, zastępca Zbigniewa Ziobry w resorcie sprawiedliwości, stara się, jak może. Śladowe poparcie dla obu ugrupowań w pełni jednak uzasadnia przyznawany w takich sytuacjach tytuł „partyjnych przystawek". Bez których PiS ma się zresztą całkiem dobrze, otrzymując w ostatnim sondażu ponad 38 procent poparcia.

Gdyby kłopoty PiS ograniczały się do ambicji pomniejszych liderów, można by uznać, że PiS problemów po prostu nie ma. Ale zniżka w notowaniach to wyraźna wskazówka, że coś poszło nie tak. Co? Właściwie wprost wyraził to premier Mateusz Morawiecki, wprowadzając swój plan oszczędności wewnątrz rządu. Wie, że tym, co może PiS powalić, jest finansowe rozpasanie i dołączenie do elity rozbijającej się po drogach nowymi wózkami. I nie chodzi o to, że politycy PiS już dawno do elity należą, o czym świadczy choćby astronomiczny majątek samego premiera. Rzecz w tym, w co wierzą wyborcy PiS. A ci mają na razie przekonanie, że politycy PiS są "swoi", chcą dla ludzi sprawiedliwości i nienawidzą salonów.

Podważenie tego przekonania będzie dla partii rządzącej zabójcze. Nikogo bowiem się tak w społeczeństwie nie nienawidzi, jak rewolucjonistów, którzy piją szampana i jedzą kawior na koszt tłumu, po którego plecach weszli do pałaców.

A jeśli w dodatku okazuje się, że rewolucjoniści to od pokoleń przedstawiciele reakcji w futrach z jenotów – nikomu ręka nie zadrży przy głosowaniu. Dlatego sprawa rozliczenia milionów z kart kredytowych, zlikwidowania rozpasania z nagrodami w rządzie i szybkie naprawienie wizerunku jest teraz dla partii rządzącej kluczowe.

Tyle że działania podjęte przez premiera to tylko zabranie dzieciom zabawek. Nie będzie kart kredytowych? Korupcja, nepotyzm i nadużywanie władzy wymyślono na długo przed tym, jak zaczęliśmy kart używać. Nie o karty więc tu chodzi, tylko o standardy, które nie istnieją. Czy to PiS pierwsze je złamało? Nie. Łamały je wszystkie partie rządzące po kolei, a PO ze swoimi wołowymi policzkami i ośmiorniczkami ma zasługi szczególne. Tyle że to nie zmienia faktu, że standardy nie powstały, a partia, która najmocniej ze wszystkich ich się dopominała, całkowicie w tej kwestii zawiodła. Może jeszcze raz uda się PiS przekonać własnych wyborców, że to był wypadek przy pracy. Ale to może być ostatni raz.

Prawo i Sprawiedliwość od początku obecnej kadencji udowadnia, że jest o włos od odkrycia politycznego eliksiru rządzenia: mocny socjal z jednej strony i przejęcie instytucji państwa oraz poddanie ich pełnej kontroli – z drugiej. Do tego wszystkiego disco polo w telewizji publicznej.

Jest to mieszanka wypracowana dzięki błędom własnym z lat 2005–2007 oraz wpadkom konkurencji z PO. W sprawie błędów własnych przyjęto strategię budowania koalicji, ale wyłącznie z partnerami w 100 procentach podległymi i niemającymi żadnych szans na rządzenie samodzielnie. Sondaż przeprowadzony przez IBRiS wskazuje, że ta strategia przynosi owoce. Zarówno Zbigniew Ziobro, jak i Jarosław Gowin bronią obu flanek, a jednocześnie nie mają szans, by wybić się na niezależność. To zresztą całkowicie kłopotów z głowy Jarosława Kaczyńskiego nie zdejmuje, ale nie generuje też takich problemów jak kiedyś Andrzej Lepper z Romanem Giertychem. Chociaż Patryk Jaki, zastępca Zbigniewa Ziobry w resorcie sprawiedliwości, stara się, jak może. Śladowe poparcie dla obu ugrupowań w pełni jednak uzasadnia przyznawany w takich sytuacjach tytuł „partyjnych przystawek". Bez których PiS ma się zresztą całkiem dobrze, otrzymując w ostatnim sondażu ponad 38 procent poparcia.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Wybory samorządowe 2024: Gdzie odbędzie się II tura? Kraków, Poznań i Wrocław znów będą głosować
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Polityka
Koniec epoki Leszka Millera. Nie znajdzie się na listach do europarlamentu
Polityka
Polexit. Bryłka: Zagłosowałabym za wyjściem Polski z UE
Polityka
"To nie jest prawda". Bosak odpowiada na zarzut ambasadora Izraela
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Polityka
Wybory samorządowe 2024. Kto wygra w Krakowie? Nowy sondaż wskazuje na rolę wyborców PiS