– Od wizyty 8 lutego Zełenskiego w Watykanie wszyscy zaczęli w Kijowie mówić o dymisji Bohdana, zauważyli bowiem że go tam nie było – powiedział „Rzeczpospolitej" kijowski analityk Konstantin Bondarenko.
Ale szef administracji prezydenckiej przestał się pojawiać u boku swego szefa już w połowie grudnia. Wtedy to podobno pokłócił się z jednym z doradców prezydenta – Andrijem Jermakiem. Poszło o to, który z nich i gdzie ma stać na lotnisku pod Kijowem w czasie przywożenia z Iranu ciał ukraińskich obywateli, którzy zginęli w samolocie zestrzelonym w pobliżu Teheranu. Konflikt dwóch najważniejszych współpracowników prezydenta (Bohdan odpowiadał za politykę wewnętrzną, a Jermak – za zagraniczną) zaczął rozsadzać ekipę Zełenskiego.
– Siedzieliśmy przy jednym stole z prezydentem, Bohdanem, Jermakiem i innymi (...) Tego nie można było wytrzymać. (Ci dwaj) kłócili się jak stara, swarliwa para – skarżył się dziennikarzom jeszcze w styczniu jeden z urzędników administracji. Prezydent również miał tego dość. – Są konflikty. One przeszkadzają w pracy. (...) Tracimy albo czas, albo ludzi. Dlatego na 100 procent kogoś stracimy – powiedział w końcu. Następnego dnia z gabinetu Andrija Bohdana zaczęto wynosić jego rzeczy.
Były już szef prezydenckiej administracji był uważany za politycznego mentora świeżo upieczonego prezydenta. Ale też za człowieka bliskiego oligarsze Ihorowi Kołomojskiemu, którego ambicje kładą się obecnie cieniem na stosunkach Ukrainy z międzynarodowymi instytucjami finansowymi. – Nie sądzę, by ta dymisja oznaczała usunięcie Kołomojskiego – zajmuje on już swoją niszę polityczną. Błędnie zaś jest uważany za najważniejszego w obecnej ekipie. Jest ważny, ale na pewno nie najważniejszy – zastrzega Bondarenko.
Prawdziwym problemem jest natomiast, kto pokieruje wewnętrzną polityką obecnej ekipy. Następcą Bohdana został Andrij Jermak, który zajmował się sprawami międzynarodowymi. Według komentatorów kijowskich „silny i agresywny Bohdan z trudem panował nad sytuacją. Naturalnym środowiskiem Jermaka zaś są drogie lokale i poufne rozmowy, a nie wrzaskliwe kłótnie polityczne".