– Konkretnym sygnałem byłoby zdjęcie uśmiechniętego prezydenta i uśmiechniętego premiera – powiedział rzecznik greckiego rządu przed przyjazdem do Ankary Aleksisa Ciprasa.
Przywódcy sąsiednich państw należących do NATO częściej bywają w Moskwie niż u siebie nawzajem. Mimo formalnego sojuszu oba kraje dzieli długa lista rozbieżności – począwszy od sporów historycznych, na nielegalnych imigrantach skończywszy.
Grecja i Turcja na przykład mają 6-milowe strefy wód terytorialnych, choć świat uznaje 12-milowe. Ale po ich ewentualnym wprowadzeniu około trzech czwartych Morza Egejskiego znalazłoby się pod jurysdykcją Grecji (z powodu znacznej ilości wysp, jakie posiadają Ateny), co budzi gwałtowny sprzeciw Ankary.
Stała konfrontacja
Spór owocuje znaczną ilością incydentów, podczas których naruszane są wody terytorialne. – W rezultacie oba kraje znajdują się w stanie permanentnej konfrontacji – zauważył grecki specjalista prawa międzynarodowego Angelos Syrigos. Oliwy do ognia do niedawna dolewała sprawa imigrantów, którzy przez Turcję przedostawali się do Grecji i dalej do Europy. Po zawarciu w 2016 roku porozumienia Ankary z Brukselą „napływ drastycznie zmalał" – jak zauważył Cipras. Ale nie wiadomo, jaka będzie przyszłość tej umowy.
Jednocześnie we wschodniej części Morza Egejskiego, w pobliżu Cypru, odkryto znaczne złoża gazu ziemnego. Jednak wyspa podzielona jest na dwie części, grecką i turecką, z których ta druga jest powszechnie nieuznawana. Ale Ankara sprawująca nad nią kuratelę domaga się uwzględniania jej interesów.