Rzeczpospolita: Jest pan zaskoczony dymisją Antoniego Macierewicza?
Ludwik Dorn, były marszałek Sejmu z PiS: Rzeczywiście sądziłem, że może przetrwać na stanowisku jeszcze dwa lub trzy miesiące. Jednak jego likwidacją jako ministra oczywiście nie jestem zaskoczony. Nie została mu wybaczona sprawa Bartłomieja Misiewicza.
Mówiąc o tej dymisji, najczęściej podnosi się konflikt z prezydentem Andrzejem Dudą albo problemy z zakupami uzbrojenia. Rzeczywiście uważa pan, że zaważyła sprawa byłego doradcy?
Chodzi oczywiście nie o samego młodego człowieka, ale o zakwestionowanie hierarchii władzy. Jarosław Kaczyński mówił, że pan Misiewicz ma zniknąć, a ten nie znikał i trzeba było powołać komisję wewnątrzpartyjną. To był jawny bunt. Takich rzeczy nie puszcza się w niepamięć. Jestem przy tym pełen uznania dla rozgrywki, którą przeprowadził Jarosław Kaczyński, by zredukować do zera napięcia na zapleczu obozu władzy.
Na czym polegała uroda tego manewru?