Tym bardziej uważam, że Kościół, choć ma swoje duże problemy powinien podjąć się takiej misji. Działanie Kościoła na rzecz dobra wspólnego na pewno Polsce i Polakom jest potrzebne, ale potrzebne jest też Kościołowi. Ja pamiętam niezmiernie ważną rolę Kościoła w okresie pierwszej Solidarności i stanu wojennego. Gdyby nie Kościół to prawdopodobnie byśmy tu dzisiaj nie siedzieli i Polska niekoniecznie byłaby krajem wolnym i demokratycznym. To dzięki Kościołowi w 1982 mogliśmy przetrwać, ma olbrzymie zasługi związane z tym najtrudniejszym czasem. Teraz jest dobry moment, by Kościół włączył się do tej debaty.
Wciąż zastanawiam się, czy takiej misji pojednania mogą się podjąć politycy z pokolenia Jarosława Kaczyńskiego. A może młodsze pokolenia podoła? Myślę o Gowinie, Morawieckim z jednej strony. Czy z drugiej strony odpowiednim partnerem jest Schetyna, Kosiniak-Kamysz, czy może Donald Tusk?
Gdy mówimy o młodym pokoleniu, to myślę, że część elit politycznych rychło zostanie wymieniona przez młodsze pokolenie. Takim dobrym punktem odniesienia dla mnie jeżeli chodzi o personalia jest Władysław Kosiniak-Kamysz. Przyszłość będzie należała do polityków tego pokolenia.
Co takiego jest w Kosiniaku-Kamyszu, że uznaje go pan za wzorzec?
Wzorzec to zbyt dużo powiedziane, ale jest to polityk, który bardziej szuka tego co łączy, a nie dzieli. Był gotów głosować za różnymi rozwiązaniami PiS, którym pozostała część opozycji była z zasady przeciwna. I mówi takim językiem, który pokazuje, że można szukać rozwiązań ponad namiętnościami politycznymi i bieżącą grą, które mogą łączyć, które pokazują, że jest się razem. To jest inne pokolenie, ono nie jest skażone podziałami, które nas obciążają. Teraz, gdy słyszę w mediach, że 4 czerwca to zdrada narodowa, przegrana, powielenie w nieco innej formie dalszego zniewolenia Polski; to myślę, że ci, którzy tak uważają nie są zdolni do żadnego porozumienia. To samo dotyczy Okrągłego Stołu. Okrągły Stół był najlepszym scenariuszem i najlepszą drogą do bezkrwawego procesu transformacji i zmian w Polsce. Nie było lepszego pomysłu. Oczywiście on miał swoje ułomności, ale nie było alternatywnego pomysłu wobec Okrągłego Stołu i każdy inny, bardziej radykalny scenariusz mógłby nas drogo kosztować. Trzeba nie mieć poczucia realizmu i odpowiedzialności, żeby uważać, że można było inaczej. A z tymi, którzy dzisiaj mówią, że to była zdrada narodowa, nawet mnie – człowiekowi, który wszędzie szuka porozumienia – byłoby trudno się zgodzić. Dzisiaj wydaje się, że zanim nastąpi zmiana pokoleniowa, klucz do uruchomienia procesu odbudowy wspólnoty jest w rękach Jarosława Kaczyńskiego.
Ale sam Jarosław Kaczyński używał z trybuny sejmowej określeń typu „mordy zdradzieckie”. Jest człowiekiem głęboko zranionym przez Smoleńsk. Sądzi pan, że ma on w sobie potencjał zaufania potrzebny do porozumienia?