Artur Balazs: Klucz do odbudowy wspólnoty jest w rękach Jarosława Kaczyńskiego

Gdyby nie Kościół to prawdopodobnie byśmy tu dzisiaj nie siedzieli i Polska niekoniecznie byłaby krajem wolnym i demokratycznym. To jest dobry moment, by Kościół włączył się do debaty publicznej – mówi Artur Balazs, polityk, b. minister rolnictwa, twórca i szef Kapituły Europejskiego Funduszu Rozwoju Wsi Polskiej. Druga część rozmowy.

Aktualizacja: 21.04.2019 19:28 Publikacja: 21.04.2019 08:34

Artur Balazs

Artur Balazs

Foto: Fotorzepa/Dariusz Gorajski

4 czerwca w Gdańsku mają się odbyć dwie uroczystości: z jednej strony uroczystość Solidarności, która zarezerwowała sobie to miejsce, lege artis zgodnie z nowymi przepisami; z drugiej strony ma się tam odbyć wiec ludzi związanych z dziedzictwem 4 czerwca 1989 roku. W której z dwóch uroczystości weźmie pan udział?

Ten dzień i to miejsce powinno być momentem, w którym spróbujemy odbudować poczucie wspólnoty. Ta jedność jest Polakom wyjątkowo potrzebna, zwłaszcza dziś, kiedy mamy poczucie utraty wspólnoty narodowej, kiedy łatwo dostrzec jak głębokie są podziały. Dzisiaj ta polaryzacja jest bardzo wyraźna i powoduje, że dwie największe formacje z niej żyją i wokół niej uprawiają politykę. Dlatego ten dzień, 4. czerwca, który był kiedyś symbolem wielkiej satysfakcji, poczucia zwycięstwa nad poprzednim systemem, w tę rocznicę 30-lecia powinien być chociaż minimalnym elementem łączącym, początkiem odbudowy wspólnoty.

Apeluje pan do Solidarności, aby się usunęła i wpuściła pod pomnik swoich przeciwników politycznych?

Apeluję do obydwu stron, aby spróbowały się porozumieć w sprawie obchodów, chociaż jakiejś najważniejszej ich części, wspólnej.

Ale wojewoda z ramienia PiS wyłączne prawo do obchodów w tym miejscu dał Solidarności.

 Odpowiedzialność za szanse odbudowy wspólnoty, ale też za ten głęboki podział, zawsze spoczywa przede wszystkim na partii władzy. To partia władzy musi wziąć na siebie odpowiedzialność za odbudowę wspólnoty i zasypanie głębokich podziałów między obywatelami. To ona powinna w takim momencie zrobić wszystko, żeby chociaż w sprawie tej rocznicy, można było się porozumieć.

Czy Jarosław Kaczyński, bo to przecież jego decyzja, na tyle rozumie potrzebę kompromisu, by on taką zgodę wyrazić?

Nie chodzi o werbalne deklaracje z których nic nie wynika. Jarosław Kaczyński musi sam sobie odpowiedzieć na to pytanie. Myślę, że takie głosy jak mój są jakimś przesłaniem, wezwaniem do próby odbudowy poczucia wspólnoty narodowej. Ten podział jest dla państwa bardzo niebezpieczny. Konsekwencje tak głębokich podziałów, gdy nie można się porozumieć nawet co do tak ważnych rzeczy jak polityka zagraniczna, bezpieczeństwo wewnętrzne i zewnętrzne mogą być naprawdę groźne. Nasze położenie geopolityczne jest trudne i skomplikowane, takie podziały są groźne dla Polski. Partia władzy powinna zrobić coś, żeby uruchomić proces odbudowy wspólnoty narodowej. Jestem realistą i wiem, że wielu ludzi po wszystkich stronach, także po stronie mediów, uzna dzisiaj, że to jest iluzja i nie ma sensu się tym zajmować. Ale to tylko podkreśla dramatyzm sytuacji. Konsekwencje utrzymywania tego scenariusza i gry na podział mogą być bardzo groźne. Warto żebyśmy rozpoczęli debatę w sprawie porozumienia między Polakami.

Kto może być pośrednikiem w takiej debacie? Jarosław Gowin? Mateusz Morawiecki? Marek Zagórski? Kto z ważnych polityków?

Ważna mogłaby być rola Kościoła w tej sprawie, bo myślę, że Kościół widzi co się dzieje.

Kościół chyba sam jest w potężnych tarapatach.

Tym bardziej uważam, że Kościół, choć ma swoje duże problemy powinien podjąć się takiej misji.  Działanie Kościoła na rzecz dobra wspólnego na pewno Polsce i Polakom jest potrzebne, ale potrzebne jest też Kościołowi. Ja pamiętam niezmiernie ważną rolę Kościoła w okresie pierwszej Solidarności i stanu wojennego. Gdyby nie Kościół to prawdopodobnie byśmy tu dzisiaj nie siedzieli i Polska niekoniecznie byłaby krajem wolnym i demokratycznym. To dzięki Kościołowi w 1982 mogliśmy przetrwać, ma olbrzymie zasługi związane z tym najtrudniejszym czasem. Teraz jest dobry moment, by Kościół włączył się do tej debaty.

Wciąż zastanawiam się, czy takiej misji pojednania mogą się podjąć politycy z pokolenia Jarosława Kaczyńskiego. A może młodsze pokolenia podoła? Myślę o Gowinie, Morawieckim z jednej strony. Czy z drugiej strony odpowiednim partnerem jest Schetyna, Kosiniak-Kamysz, czy może Donald Tusk?

Gdy mówimy o młodym pokoleniu, to myślę, że część elit politycznych rychło zostanie wymieniona przez młodsze pokolenie. Takim dobrym punktem odniesienia dla mnie jeżeli chodzi o personalia jest Władysław Kosiniak-Kamysz. Przyszłość będzie należała do polityków tego pokolenia.

Co takiego jest w Kosiniaku-Kamyszu, że uznaje go pan za wzorzec?

Wzorzec to zbyt dużo powiedziane, ale jest to polityk, który bardziej szuka tego co łączy, a nie dzieli. Był gotów głosować za różnymi rozwiązaniami PiS, którym pozostała część opozycji była z zasady przeciwna. I mówi takim językiem, który pokazuje, że można szukać rozwiązań ponad namiętnościami politycznymi i bieżącą grą, które mogą łączyć, które pokazują, że jest się razem. To jest inne pokolenie, ono nie jest skażone podziałami, które nas obciążają. Teraz, gdy słyszę w mediach, że 4 czerwca to zdrada narodowa, przegrana, powielenie w nieco innej formie dalszego zniewolenia Polski; to myślę, że ci, którzy tak uważają nie są zdolni do żadnego porozumienia. To samo dotyczy Okrągłego Stołu. Okrągły Stół był najlepszym scenariuszem i najlepszą drogą do bezkrwawego procesu transformacji i zmian w Polsce. Nie było lepszego pomysłu. Oczywiście on miał swoje ułomności, ale nie było alternatywnego pomysłu wobec Okrągłego Stołu i każdy inny, bardziej radykalny scenariusz mógłby nas drogo kosztować. Trzeba nie mieć poczucia realizmu i odpowiedzialności, żeby uważać, że można było inaczej.  A z tymi, którzy dzisiaj mówią, że to była zdrada narodowa, nawet mnie – człowiekowi, który wszędzie szuka porozumienia – byłoby trudno się zgodzić. Dzisiaj wydaje się, że zanim nastąpi zmiana pokoleniowa, klucz do uruchomienia procesu odbudowy wspólnoty jest w rękach Jarosława Kaczyńskiego.

Ale sam Jarosław Kaczyński używał z trybuny sejmowej określeń typu „mordy zdradzieckie”. Jest człowiekiem głęboko zranionym przez Smoleńsk. Sądzi pan, że ma on w sobie potencjał zaufania potrzebny do porozumienia?

Politycy w różnych sytuacjach i emocjach używają radykalnych zwrotów, natomiast ja uważam, że po pierwsze Lech Kaczyński odegrał istotną rolę w przygotowaniu i obradach Okrągłego Stołu. Jaroslaw tez brał w nim udział. Myślę, że Jarosław Kaczyński taki scenariusz wtedy akceptował. Później zdarzyły się różne historie, pojawiły się emocje i miał miejsce ten straszny dramat katastrofy smoleńskiej, ale ja chcę wierzyć, że dla Jarosława Kaczyńskiego, polityka dużego formatu, w takich ważnych momentach najważniejszy jest interes państwa, a interes państwa w tej sprawie jest bezsprzecznie jasno określony.

Mamy nadchodzącą serię wyborów, podwójne w tym roku, w przyszłym roku kolejne. Czy w głowie Jarosława Kaczyńskiego ważniejszy jest teraz interes państwa, czy interes partii?

Myślę, że Jarosław Kaczyński jest politykiem bardzo pragmatycznym.

I zapewne dziś chodzi mu głównie o zachowanie władzy.

Szanse na wpływ na bieg zdarzeń w Polsce po wyborach  są nierozłączne z odpowiedzialnością za odbudowę wspólnoty. Według mnie tak głęboki podział może powodować, że pewnie tylko jedna strona wygra te wybory. Uważam, że ci, którzy zostaną obciążeni za ten podział, brak chęci porozumienia się i podniesienia temperatury politycznej, mogą doświadczyć konsekwencji wyniku wyborczego in minus. Może być tak, że z różnych obaw, np. pogłębienia tego podziału, część obywateli, która nawet korzysta z transferów socjalnych, ale myśli propaństwowo, może nie głosować na PIS. Ta część może powiedzieć: biorę ale nie kwituję, czyli nie zagłosuję na formację, która jest odpowiedzialna, jako formacja rządząca, za tak głębokie podziały.

Czego się pan obawia?

Wierzę w pozytywne scenariusze, wierzę że w niektórych sprawach warto działać razem. Chciałbym, aby do Gdańska zostali zaproszeni wszyscy, którzy brali udział w procesie naprawy Państwa od 1980 do 1989 roku i mieli wpływ na to co się wtedy działo wokół Okrągłego Stołu i w opozycji, i później wokół wyborów 4. czerwca. Także, żeby Jarosław Kaczyński był ważnym uczestnikiem tego spotkania.

- rozmawiał Bogusław Chrabota
(współpraca Magdalena Pernet)

 

Artur Balazs prowadzi razem z żoną 270 ha gospodarstwo rolne w Łuskowie na wyspie Wolin. W latach 80. Był współzałożycielem NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych. W stanie wojennym internowany i osadzony w więzieniu w Wierzchowie. Był najdłużej więzionym rolnikiem w Polsce – wyszedł na wolność dopiero w grudniu 1982 roku. W 1989 roku został posłem. W ławach poselskich zasiadał w latach 1989-1993 oraz 1997-2005. W latach 1995-1997 był senatorem. W rządzie Tadeusza Mazowieckiego był ministrem ds. socjalnych i cywilizacyjnych wsi, w gabinecie Jana Olszewskiego ministrem ds. współpracy z organizacjami politycznymi i stowarzyszeniami, a w rządzie Jerzego Buzka ministrem rolnictwa i rozwoju wsi. W 1997 roku wraz z Aleksandrem Hallem współtworzył Stronnictwo Konserwatywno Ludowe, potem był także doradcą Samoobrony RP. Kilka lat temu wycofał się z aktywnej działalności politycznej i założył Fundację Europejski Fundusz Rozwoju Wsi Polskiej.

 

Kolejna część rozmowy z Arturem Balazsem na rp.pl w poniedziałek.

Pierwsza część tu: PiS musi uznać, że to Polska zabiegała o wejście do UE

 

4 czerwca w Gdańsku mają się odbyć dwie uroczystości: z jednej strony uroczystość Solidarności, która zarezerwowała sobie to miejsce, lege artis zgodnie z nowymi przepisami; z drugiej strony ma się tam odbyć wiec ludzi związanych z dziedzictwem 4 czerwca 1989 roku. W której z dwóch uroczystości weźmie pan udział?

Ten dzień i to miejsce powinno być momentem, w którym spróbujemy odbudować poczucie wspólnoty. Ta jedność jest Polakom wyjątkowo potrzebna, zwłaszcza dziś, kiedy mamy poczucie utraty wspólnoty narodowej, kiedy łatwo dostrzec jak głębokie są podziały. Dzisiaj ta polaryzacja jest bardzo wyraźna i powoduje, że dwie największe formacje z niej żyją i wokół niej uprawiają politykę. Dlatego ten dzień, 4. czerwca, który był kiedyś symbolem wielkiej satysfakcji, poczucia zwycięstwa nad poprzednim systemem, w tę rocznicę 30-lecia powinien być chociaż minimalnym elementem łączącym, początkiem odbudowy wspólnoty.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Polityka
Zembaczyński: Kaczyński ma personalną obsesję na moim punkcie. To wręcz fetysz
Polityka
Michał Dworczyk atakuje Suwerenną Polskę. Mówi o "układzie pasożytniczym"
Polityka
Szef BBN: "Błędy techniczne" przy polskich wnioskach o środki z UE na produkcję amunicji
Polityka
Sondaż: KO traci poparcie i prowadzenie na rzecz PiS
Polityka
Wybory samorządowe 2024. Kampania samorządowa w metropoliach: Kandydaci szykują strategie na czas do Wielkanocy