Dwudniowa wizyta Emmanuela Macrona była szykowana od grudnia. Termin, choć już nie szczegółowy program, został ustalony, gdy z Warszawy przyszedł sygnał, że lepiej będzie, jeśli francuski przywódca pojawi się nad Wisłą dopiero w czerwcu. Powód: obawa, że prezydent wykorzysta swój pobyt dla krytyki ekipy PiS i wsparcia Koalicji Europejskiej.
Czy rzeczywiście istniało takie ryzyko, nie jest jasne. Protokoły dyplomatyczne obu krajów ustalają programy wizyt na najwyższym szczeblu w najmniejszych szczegółach, nie pozostawiając wiele czasu na improwizację. Ale też Macron w przeszłości wielokrotnie ostro krytykował rząd PiS, mówiąc np. latem ub.r. w Sofii, że „Polska zasługuje na lepszy rząd”.
Cena odwołania przyjazdu Francuza dla ekipy u władzy w Polsce może jednak być wysoka. Źródła rządowe przyznały „Rz”, że „to będzie wizyta roku”: najbardziej spektakularny znak, że Polska pod rządami partii Jarosława Kaczyńskiego nie jest już izolowana i znów uczestniczy w grze z najważniejszymi partnerami europejskimi. To wytrąciłoby kluczowy argument wyborczy opozycji.
Teraz wcale nie wiadomo, czy rzeczywiście Macron znajdzie w czerwcu czas na przyjazd do Polski. Całkiem możliwe, że wizyta zostanie przełożona dopiero na czas po wyborach parlamentarnych w Polsce.
Rzecz zaskakująca, ostatni raz prezydent Francji (był to Francois Hollande) przyjechał nad Wisłę z pełną, dwustronną wizytą pięć i pół roku temu, w listopadzie 2013 r. Później Hollande zjawiał się w naszym kraju tylko na parę godzin, aby wziąć udział w rocznicy obalenia komunizmu (czerwiec 2014 r.) i wyzwolenia Auschwitz (styczeń 2015 r.). Miał przyjechać do Warszawy w październiku 2016 r., ale wizyta została w ostatniej chwili odwołana z powodu zerwania przez Polskę w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach kontraktu na zakup helikopterów Caracal. Macron jako prezydent w Polsce nie był nigdy.