Protesty w Paryżu: Francja żółtych kamizelek

W 1789 r. lud poszedł po króla do Wersalu, teraz próbował dotrzeć do Macrona w Pałacu Elizejskim.

Aktualizacja: 26.11.2018 19:08 Publikacja: 25.11.2018 16:24

Protesty w Paryżu: Francja żółtych kamizelek

Foto: AFP

– To jest prezydent bogaczy! Czego on właściwie chce? Reform dla reform? Rzygamy tymi jego reformami – mówi „Rzeczpospolitej" Sophie, nauczycielka w jednej ze szkół podstawowych Paryża.

Szef NSW Christophe Castaner przeczuwał, czym może się skończyć sobotnia „blokada Paryża" zapowiadana przez ruch protestu przeciw podwyżce oleju napędowego („gilets jaunes" – „żółte kamizelki odblaskowych"). Jeszcze nocą kazał otoczyć okolice pałacu prezydenckiego szczelnym kordonem policji, w tym zaprawionymi w walkach z manifestantami oddziałami CRS. Wezwał też organizatorów do przesunięcia manifestacji na oddalone o kilka kilometrów Pole Marsowe – u stóp wieży Eiffla.

Ale to tylko zwiększyło determinację protestujących. Od rana grupy młodych mężczyzn zablokowały ruch na rondzie wokół Łuku Triumfalnego i zaczęły kierować się w dół Pól Elizejskich, w stronę siedziby prezydenta Macrona. Szybko dołączyli do nich „casseurs" (chuligani). Na środku alei – którą Francuzi uważają za najpiękniejszą na świecie – zaczęto budować barykadę i rozniecać ogniska. Niektórzy wyrywali z jezdni bruk i rzucali nim w policjantów.

Programy telewizyjne obiegł obraz prezydenta osaczonego przez lud. A przecież ledwie półtora roku wcześniej przed położonym nieopodal Luwrem Macron triumfalnie przejmował władzę.

Pokusy liderów

Minister Castaner próbował jednak zdyskredytować manifestacje.

– Skrajna prawica, bojówkarze, realizują plan Marine Le Pen, chcą ominąć demokratyczne instytucje Republiki. Ale siły porządkowe na to nie pozwolą – ostrzegł. Minister nawiązywał do tweetu, w którym liderka Zgromadzenia Narodowego (dawny Front Narodowy) pytała: Skoro na Polach Elizejskich świętujemy nowy rok i zwycięstwo w mundialu, dlaczego nie mogą tu protestować Francuzi?

Choć protesty trwają już dziewięć dni, „gilets jaunes" wciąż nie mają jednego przywódcy, stąd pokusa liderów partyjnych, aby przejąć ruch, a może i stanąć na jego czele.

„Macron zachowuje się jak królowa Maria Antonina, która gdy lud protestował z powodu braku chleba poradziła: to niech jedzą bułki!" – wtórował skrajnej prawicy deputowany skrajnie lewicowej Francji Niepokornej François Ruffin, który przyłączył się do manifestantów na Polach Elizejskich.

W porównywaniu obecnej sytuacji do tej z lata 1789 roku nie ma jednak wielkiej przesady. Co prawda zdaniem policji w niedzielnych starciach w stolicy i na prowincji uczestniczyło nieco ponad 100 tys. osób, ale tak naprawdę to prawie cały naród staje murem za „gilets jaunes". Z piątkowego sondażu dla „Le Figaro" wynika, że aż 78 proc. Francuzów popiera postulaty protestujących, 77 proc. uważa, że są „odważni", dla 78 proc. „występują dla dobra narodu", 82 proc. zaś sądzi, że prezydent powinien wycofać podwyżki opodatkowania paliw – bezpośredni powód protestów.

Srebrna łyżeczka

Ale Macron na razie nie myśli o ustępstwach. Wie, że to położyłoby kres jego wizerunkowi nieugiętego reformatora. W sobotę wieczorem wysłał więc tweet: „Hańba tym, którzy atakują policję. W Republice nie ma miejsca na przemoc!".

– Jest u nas powiedzenie: urodził się ze srebrną łyżeczką w ustach. Macron całe życie opływa w dostatki, jest odcięty od realiów ludzi biedniejszych – mówi „Rzeczpospolitej" Remi Brague, wybitny francuski intelektualista. – Po ojcu odziedziczyłem dom w La Chapelle Saint Andre, wiosce 220 km na południowy wschód od Paryża. Tam już nie ma nawet kafejki, do najbliższego sklepu jest 6 km, od czasu do czasu przejadą żandarmi. Nie da się żyć bez samochodu. Ludzie czują się porzuceni przez państwo. A państwo we Francji jest bardzo ważne – wyjaśnia źródła protestu przeciw podwyżce paliw.

W wyborach w maju 2017 r. Macron w pewnym sensie wygrał przez przypadek, korzystając ze atmosfery skandalu korupcyjnego związanego z kandydatem prawicy François Fillonem. Podobnie jego poprzednik François Hollande zdobył Pałac Elizejski, bo kandydat socjalistów Dominique Strauss-Kahn został aresztowany w Nowy Jorku pod zarzutem gwałtu. To tłumaczy, dlaczego kredyt zaufania do Macrona wyparował ledwie w półtora roku.

– Początkowo zachowywał się godnie, odbudował szacunek do urzędu prezydenckiego skompromitowany przez poprzedników. Ale potem zaczął robić sobie zdjęcia z podejrzanymi typami z gołymi torsami. Niby to drobiazg, ale aura prezydenta zniknęła. Dziś ryzyko przejęcia władzy przez populistów jest całkiem realne – mówi Brague, przypominając, że już w pierwszej turze ostatnich wyborów prezydenckich prawie połowa Francuzów poparła opcje skrajne.

Ryzyko jest tym większe, że powołując centrowy ruch En Marche! Macron zdziesiątkował umiarkowaną prawicę i lewicę i przed wyborami w 2022 r. ci, którzy nie zgadzają się z prezydentem, nie bardzo mają na kogo głosować.

„Wrócimy tu w następną sobotę!" – zapowiedzieli więc manifestanci.

– To jest prezydent bogaczy! Czego on właściwie chce? Reform dla reform? Rzygamy tymi jego reformami – mówi „Rzeczpospolitej" Sophie, nauczycielka w jednej ze szkół podstawowych Paryża.

Szef NSW Christophe Castaner przeczuwał, czym może się skończyć sobotnia „blokada Paryża" zapowiadana przez ruch protestu przeciw podwyżce oleju napędowego („gilets jaunes" – „żółte kamizelki odblaskowych"). Jeszcze nocą kazał otoczyć okolice pałacu prezydenckiego szczelnym kordonem policji, w tym zaprawionymi w walkach z manifestantami oddziałami CRS. Wezwał też organizatorów do przesunięcia manifestacji na oddalone o kilka kilometrów Pole Marsowe – u stóp wieży Eiffla.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Łukaszenko oskarża Zachód o próbę wciągnięcia Białorusi w wojnę
Polityka
Związki z Pekinem, Moskwą, nazistowskie hasła. Mnożą się problemy AfD
Polityka
Fińska prawica zmienia zdanie ws. UE. "Nie wychodzić, mieć plan na wypadek rozpadu"
Polityka
Jest decyzja Senatu USA ws. pomocy dla Ukrainy. Broń za miliard dolarów trafi nad Dniepr
Polityka
Argentyna: Javier Milei ma nadwyżkę w budżecie. I protestujących na ulicach