Kiedy w listopadzie 1918 roku został pan prezesem Rady Ministrów, nie budził pan nadmiernego entuzjazmu wśród prawicy.
Jędrzej Moraczewski: Organizacje endeckie korzystały z każdej okazji, aby urządzić głupią awanturę. Po szeregu wieczornych obchodów rocznicy powstania listopadowego zebrał się w nocy 29 listopada na placu Saskim tłum liczący około 1000 głów, który z biało-czerwonymi chorągwiami i z okrzykami „precz z Moraczewskim!", „niech żyje Korfanty!" udał się o pierwszej w nocy pod nową siedzibę rządu w byłym Pałacu Namiestnikowskim. Tu, wysadziwszy bramę, wtargnął do wnętrza gmachu, gdzie prócz woźnych nikogo już nie było, gdyż posiedzenie Rady Ministrów skończyło się przed kwadransem. Woźnym jednak nie uwierzono. Tłum, przeszedłszy przez wszystkie sale parterowe oraz pierwszego piętra, szukał ministrów, a nie znalazłszy ich, udał się z piskiem, wyciem i okrzykami pod mieszkanie posła Korfantego w Hotelu Europejskim, po czym rozszedł się na placu Saskim. Rewolwery w rękach buszujących po gmachu ludzi nie pozwalały wątpić o ich zamiarach względem ministrów.