Wojciech Stanisławski: Trzej Królowie w rurkach

Z prawej strony sceny – trzech mężczyzn z darami. Z lewej – rogacizna i nierogacizna. W środku – drewniane ni to zadaszenie, ni to szopka, w której zmieściła się rodzina: brodaty mężczyzna, młoda kobieta i niemowlę w drewnianym legowisku. Co ci przypomina, co ci przypomina widok znajomy ten?

Aktualizacja: 16.12.2016 13:23 Publikacja: 15.12.2016 15:31

Wojciech Stanisławski

Wojciech Stanisławski

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Tym razem można go ujrzeć w zestawie „Hipster Nativity Set", o którym wieść triumfalnie wędruje przez telewizje (od CBS po TVN) i portale, sam zestaw można zaś nabyć w internecie już za 129,99 dolara plus wysyłka. Jego nazwa nie jest przypadkowa, a mój powyższy opis – mocno niepełny, bo pomija tuziny finezyjnych szczegółów. Trzej wędrowcy przybyli z darami na samobieżnych segwayach, dzierżąc pod pachą pudła z logo księgarni Amazon.

Pasterz strzegący krowy i owieczki, zajadających się soją z wolnych od GMO upraw, słucha anielskiego pienia z tabletu, wrzucając wiadomość o Narodzinach na Instagram. Dach stajenki pokryty jest panelami słonecznymi, a mężczyzna klęczy przy posłaniu dziecka, robiąc selfie: młoda kobieta z papierowym kubkiem kawy w ręku składa usta w ciup, a dłoń – nie, nie w małdrzyk czy błogosławieństwo, lecz w znak V.

Niesłychane, jak scenę Narodzenia Pańskiego, bardziej niż jakąkolwiek inną ewangeliczną, od zawsze wpisywano w miejscowe realia, smaki i stroje. Pewnie dlatego, że jest najmocniejszym stykiem doczesności i wieczności, dokonującym się Wcieleniem. Późne średniowiecze, w ogóle nie przejmujące się kategorią „czasu historycznego", odmalowywało zresztą całą Dobrą Nowinę na swoją miarę, i setki dysertacji o kulturze materialnej XV-wiecznych Niderlandów, Francji czy Florencji nie powstałyby, gdyby nie widoczne na obrazach zbroje ówczesych żołdaków, suknie świętej Weroniki, bochny chleba łamane nad Genezaret.

Z czasem, rozpoczynając nigdy niekończący się spór o uniwersalizm kultury chrześcijańskiej, pojawiły się Marie w kimonach i w sarongach, i ta najbardziej może zachwycająca, z kościoła w indonezyjskim Ganjuran, o wysokich brwiach tamtejszych „ludów morza" i w jawajskiej tiarze na upiętych włosach.

Ale to sceny Narodzenia Pańskiego zostały najmocniej oswojone przez lud i konsekwentnie wpisywane były we wlasną teraźniejszość tych, którzy usiłowali je odmalować. W kolędach i jasełkach pasterze dmą małemu Jezusowi w dudki, grają na gęślach i wszystkich innych ubogich instrumentach z wierzbiny, sosnowych szczap i końskiego włosia.

W małopolskich szopkach, prowansalskich santons, neapolitańskich presepii kłębią się kupcy, żołnierze, dobosze, turonie, berbecie, Turcy i szynkareczki. A skoro tak, czemu uwiera jakoś, choć na pierwszy rzut oka przezabawna, scena z filmu „To właśnie miłość", gdzie w obsadzie jasełek znajdzie się miejsce dla co najmniej jednego homara i ośmiornicy, oraz trzech hipsterów z wypomadowanymi wąsami i brodami metrodrwali?

Myślę sobie, że z „realiami teraźniejszości" stało się trochę tak, jak w cudownej bajce filozoficznej Leszka Kołakowskiego o łacie na kolanie – która, z początku niewielka, rosła, rosła, aż porosła całe spodnie, które stały się łatą.

Czym innym było postawienie pośród ulepionych z gliny ubogich Kampanii czy Małopolski Świętej Rodziny, która uświęcała ich życie i ich czas – czym innym zaś postmodernistyczna układanka robiona dla żartu w czasie gdy, jak celnie napisała pewna filozofka, symbole zapomnianych religii dryfują w kulturze Zachodu oderwane od swojego sensu.

Dzieciątko z szopki ocalało sens życia żebrakom, drwalom i policmajstrom. Trzej hipsterzy z Houllebecqiem na Kindlu nie potrzebują Dobrej Nowiny: pragną pociesznego grepsu.

Co z tym robić? Nie bardzo wiadomo. Znajomi entuzjaści grubo ciosanych rozwiązań zaproponowaliby pewnie, by hipsterów wsadzić na pal, stajenki zaś stawiać wyłącznie na wzór betlejemskiej, z belek, w skali 1:1. Ja ciągle myślę, że Dobra Nowina może dotrzeć nawet do najbardziej zblazowanego jeźdźca Segwaya. Ale dopóki Dzieciątko w hipsterskiej szopce potrzebne jest jedynie do selfie i nie ma aureoli, nie kupię zestawu Nativity Set nawet po czekającej go już rychło przecenie na 29 centów.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
Tajemnice pod taflą wody