Jak sprzątać oceaniczne śmieci

Sprzątanie oceanicznych śmieci jest wielkim wyzwaniem współczesnej cywilizacji, z którym, jak gołym okiem widać, zupełnie sobie nie radzi. Ale pomysły są – śmiałe i oryginalne naukowo-techniczne rojenia.

Aktualizacja: 05.11.2016 13:31 Publikacja: 04.11.2016 23:01

Nawet jeśli ten jacht niewiele posprząta, popchnie do przodu morską technologię

Nawet jeśli ten jacht niewiele posprząta, popchnie do przodu morską technologię

Foto: materiały prasowe

Tak się jakoś składa, że pod koniec roku żeglarze ogłaszają projekty niebanalnych rejsów i wyruszają na wyprawy transoceaniczne, najlepiej dookoła świata. Oczywiście, zawsze pro publico bono, nigdy pro domo sua. Poza tym nie jest jasne, czy aby przypadkiem nie chodzi im o unikanie spędzania świąt Bożego Narodzenia w domowych pieleszach, nudnych i w zasadzie obowiązkowych, bo rodzinnych, konwentykli, uganiania się za prezentami gwiazdkowymi. A może, po prostu, ta koincydencja wynika ze splotu technologii z kalendarzem świąt kościelnych i z meteorologią?

Tak czy inaczej, pod koniec bieżącego roku sytuacja się powtarza. Trochę francuski, a po części szwajcarski nawigator Yvan Bourgnon rzuca świat na kolana pomysłem sprzątania oceanu za pomocą korabia, jakiego jeszcze ludzkie oko nie oglądało. Otóż świat zna już katamarany i trimarany, dwu- i trzykadłubowce, ale kwadromarana, z czterema kadłubami, jeszcze nie widział. A taki właśnie dziwoląg projektuje Yvan Bourgnon. Poinformował o powołaniu fundacji Sea Cleaners, dzięki której ma powstać oceaniczny żaglowy gigant, jacht zbierający plastik z wody.

Całe to świństwo

Yvan Bourgnon nie jest oceanicznym fantastą, uchowaj Boże, to oceaniczny wyga, opłynął świat dookoła, samotnie, katamaranem, na Pacyfiku, Atlantyku, Indyku czuje się jak w domu, regat, w jakich uczestniczył, nie spisze na wołowej skórze. Ale teraz nawrócił się na ekologię, projektuje czterokadłubowy jacht, kwadromaran, który będzie ciągnął za sobą gigantyczny kosz szerokości 72 metrów, który zagarnie wszystko, co pływa po powierzchni. Na jachcie znajdzie się dźwig do wyciągania śmieci, podajnik taśmowy do tego samego celu, oraz sprawne ręce załogi, która zadba o to, jak najsprawniej sprasować, zapakować i zniszczyć całe to świństwo. Na śmiecie przeznaczone są dwa centralne kadłuby, każdy z nich, pojemności 300 metrów sześciennych, pomieści 150 ton odpadów. Projekt zostanie przedstawiony oficjalnie podczas międzynarodowej konferencji poświęconej zmianom klimatu Cop 22 w Marakeszu w Maroku.

W obliczu takiego pomysłu umysł nastawiony racjonalistycznie emituje w sposób spontaniczny szereg wątpliwości. Po pierwsze, ocean jest niebotycznie wielki, ilość materii plastikowej, jaka dostaje się do oceanu, jest przeogromna, jeden żaglowiec może ich zebrać tyle – dosłownie – co kropla w morzu, będzie to zbiór o charakterze zdecydowanie symbolicznym, a nie praktycznym, nie wspominając już o tym, że ów wspaniały, magnifique żaglowiec ma dopiero powstać, a powstanie wtedy, gdy znajdą się sponsorzy, a oni się znajdą, gdy Yvan Bourgnon ich przekona do swojego pomysłu. Toteż od pewnego czasu niczego innego nie robi, w Marrakeszu też. – Od kiedy skończyłam dziesięć lat, żeglowałem po całym świecie z rodzicami. Nie było wtedy plastiku na wodzie, a nos miałem przecież tuż nad powierzchnią. 33 lata później plastik jest wszędzie – powiedział Bourgnon w wywiadzie dla pisma „Futura".

Czy przesadza? Nie przesadza. Na początku 2016 roku fundacja założona przez fenomenalną żeglarkę oceaniczną Ellen MacArthur, wspomagana merytorycznie przez agencję McKinsey, ogłosiła dane o oceanicznych śmieciach, według szacunków, w roku 2050 masa plastiku obecna w oceanach dorówna masie ryb; obecnie oceany zawierają 150 milionów ton plastiku, w połowie stulecia ilość ta się potroi, osiągnie 750 milionów ton. Trzeba mieć bujną i wyrobioną wyobraźnię, aby w ogóle wyimaginować sobie taaaką kupę śmieci na lądzie, a cóż dopiero pływającą, rozproszoną w wodzie.

Kwadromaran Yvana Bourgnona będzie się nazywał „Manta". To wielka ryba, inaczej diabeł morski (Manta birostris), żyje w morzach tropikalnych, najczęściej w pobliżu raf, osiąga długość 5 m, rozpiętość płetw 9 m, masę ciała 3 tony. Kwadromaran będzie godny tej nazwy. Dwa zewnętrzne spośród czterech kadłubów będą spełniały funkcje pływaków. Jacht będzie miał 60 m długości i 45 m szerokości. Oprócz żagli noszonych na dwóch masztach będzie wyposażony w „kite wing", czyli coś w rodzaju latawca (używają go sportowcy, próbowano go także we flocie handlowej). Kosz na śmiecie będzie wleczony za rufą.

Czego może dokonać ten czterokadłubowiec? – Wszystkiego nie da się wydobyć, ale trochę – tak. Można uzyskać dwie rzeczy: po pierwsze, można pływać po strefach najbardziej zanieczyszczonych, jest ich około 10 tysięcy na całej planecie, i można tam zbierać grube plastikowe odpady, póki jeszcze nie są rozdrobnione i nie przestały nadawać się do zbierania, chyba że przez jakieś sito. Strefy te znajdują się w pobliżu wybrzeży, z reguły 100 mil, czyli około 180 kilometrów od brzegu, miejsca te są bardzo dobrze znane. Po drugie, można prowadzić akcje punktowe, błyskawiczne, w miejscach, gdzie wydarza się nagłe, wyjątkowe zanieczyszczenie, na przykład pod wpływem wielkich powodzi. W Europie miało to miejsce minionej zimy, gdy powódź na Sekwanie wlała do morza zatrważającą masę śmieci. W Azji Południowo-Wschodniej, po tajfunach, jest jeszcze gorzej – wyjaśnia Yvan Bourgnon.

Życząc mu sukcesu, zgodnie z duchem racjonalizmu, nie sposób nie postawić pytania: Czy zamiast sięgać prawą ręką do lewego ucha, zamiast mizdrzyć się do sponsorów, aby sfinansowali czterokadłubowy śmietnik, nic nie znaczącą w skali oceanu łupinę, nie lepiej po prostu lobbować na rzecz zaprzestania pakowania produktów spożywczych w plastikowe torby? To można by załatwić podczas jednego głosowania w parlamencie, natomiast zbieranie plastikowych odpadów z wody zajmie dziesięciolecia, jeśli nie stulecia, biorąc pod uwagę, że populacje nadbrzeżne nieustannie zwiększają się w skali całego globu. Na oceanach musiałyby funkcjonować przedsiębiorstwa oczyszczania, podobnie jak to ma miejsce w miastach i gminach na lądzie, a to są przecież miliony zatrudnionych ludzi!

Ale, oczywiście, czterokadłubowiec majestatycznie wypływający z malowniczego portu, na przykład w Bretanii, na poszukiwanie śmieci, to murowany sukces medialny. Niby nic złego w sukcesie medialnym nie ma, ale dotychczas na świecie odbyło się około 6 tysięcy konferencji ekologicznych poruszających problem śmieci na morzach, zakończonych sukcesem medialnym, jednak nic z tego nie wyniknęło. Może więc nawet małe, skromne działania lepsze są od najbardziej słusznego gadania? Może mają szansę poruszenia opinii publicznej, ta poruszy wybranych przez nią parlamentarzystów, a ci z kolei poruszą niebo i ziemię...

„Poza tym uważam, że Kartaginę należy zniszczyć", powtarzał Kato Starszy, kończąc każde przemówienie w senacie rzymskim. „Kwadromaran »Manta« należy zbudować" – powtarza od roku, z uporem, Yvan Bourgnon. Projektant przewiduje, że będzie żeglował z prędkością około dwóch węzłów (niecałe cztery kilometry na godzinę), tak wolno, aby nie łapać do kosza ssaków morskich. Żeby wiatr poruszył „Mantę", powinien wiać z prędkością co najmniej 8 węzłów (15 km/h), ale nie mocniej niż 30 węzłów (55,5 km/h). Yvan Bourgnon podkreśla, że takie wiatry wieją przez 80 do 85 proc. czasu, czyli od 280 do 300 dni w roku.

Z motyką na słońce

Amerykańska Agencja Kosmiczna (NASA) oraz amerykańska NOAA – Narodowa Administracja Oceanów i Atmosfery – nie ustają w jeremiadach, przedstawiają gdzie tylko mogą, na konferencjach naukowych i w mediach, katastroficzny obraz oceanicznych wysypisk śmieci, które w tej chwili mają powierzchnię trzech kontynentów afrykańskich. Jednym z największych wysypisk jest Wielka Pacyficzna Plama Śmieci, na którą składa się dryfujące skupisko 4 milionów ton śmieci i plastikowych odpadów, utworzone przez prądy oceaniczne w północnej części Oceanu Spokojnego, między Kalifornią a Hawajami.

Ale kilka lat temu ludziom prawego charakteru, łatwowiernym, biorącym za dobrą monetę w zasadzie wszystko, o czym piszą media, mogło się wydawać, i mogą trwać w tym przekonaniu, że rozwiązanie tego problemu jest tuż-tuż. Dziennikarze pisujący o problematyce popularnonaukowej zapowiedzieli, że ten globalny problem ludzkości już niedługo może odejść w zapomnienie, bowiem pełnym sukcesem zakończyła się ekspedycja zwiadowcza do Wielkiej Pacyficznej Plamy Śmieci, zwana Mega Expedition by Ocean Cleanup. Ustalono w trakcie niej, że w 2020 roku rozpocznie się wielkie sprzątanie Plamy. To największe w historii ludzkości sprzątanie zostanie zrealizowane za pomocą bardzo ciekawego systemu. Jest to pomysł, który powstał w głowie 19-letniego Boyana Slata. Polega on na wrzuceniu do wody tysięcy boi łączących z sobą pływające, w pełni automatyczne stacje przetwarzania odpadów. Plastikowe odpady, pchane prądami morskimi, trafią samodzielnie do wielu stacji, które automatycznie, zasilane energią słoneczną, będą odseparowywać sztuczne śmieci od materii organicznej, która mogłaby się tam przypadkiem dostać.

Boyan Slat, holenderski ekolog z Uniwersytetu Technicznego w Delft, za swój projekt The Ocean Cleanup (Oceaniczne Porządki) otrzymał nagrodę Champions of the Earth w ramach Programu Narodów Zjednoczonych na rzecz Środowiska. W jego opracowaniu wzięli udział specjaliści z zakresu inżynierii wodnej, ekologii, prawa morskiego, oceanografii – międzynarodowy zespół liczył około 100 ekspertów. Studium okazało się na tyle przekonujące, że sponsorzy: firmy i osoby prywatne, wyłożyli 2 miliony dolarów na budowę instalacji pilotującej koło Cuszimy, wyspy między Japonią a Koreą Południową. The Ocean Cleanup zakłada wykorzystanie wiatru, fal i morskich prądów, które wepchną odpady do obszarów ograniczonych pływającymi barierami. Pilotażowa instalacja koło wyspy Cuszima ma 2 km długości. Jeśli eksperyment wypadnie pomyślnie, rozpocznie się budowa pływającej, zakotwiczonej na dnie bariery długości 100 km. W tak wydzielonym akwenie wepchnięte do niego plastikowe odpady będą dryfowały wzdłuż bariery do centrum, gdzie skondensują się na tyle, że możliwe stanie się wydobywanie ich automatycznymi czerpakami czy taśmami. Przy odpowiednim zagęszczeniu odpadów możliwe będzie zainstalowanie automatycznej stacji do ich przetwarzania, także zasilanej energią słoneczną. W skład instalacji nie wchodzą żadne sieci, dlatego nie ma zagrożenia dla żywych organizmów. I na tym koniec, skończyło się na szumnych zapowiedziach, Slat znalazł miejsce w Wikipedii, nie znalazł sposobu na urzeczywistnienie swojej wizji.

Uczeni są niczym Niewierni Tomaszowie, ponad 100 naukowców sprawdziło ten niezwykły system w obszarze Wielkiej Pacyficznej Plamy Śmieci. Stwierdzili jednomyślnie, że to po prostu działa, dlatego chcą go teraz zastosować na większą skalę. Chcą, ale nie mogą, bo nie mają pieniędzy.

Wielka Pacyficzna Plama Śmieci, słynne miejsce morskiej katastrofy ekologicznej, zostało odkryte w 1997 roku przez Charlesa Moore'a. Na całym świecie takich plam jest o wiele więcej. Szacuje się, że tylko w wodach Oceanu Spokojnego znajduje się aż 100 milionów ton śmieci, które w większej części nie stanowią zwartej masy, lecz zawiesinę, która w łatwy sposób wchłaniania jest przez organizmy zwierząt. Pył plastikowy i większe odpady trafiają do sieci troficznej. Niestrawne elementy, blokując układ pokarmowy, powodują śmierć zwierząt morskich, w tym ponad miliona ptaków i 100 tysięcy ssaków rocznie.

Retoryczne pytanie

Czy pływające automatyczne kosze na śmiecie pomogą oczyścić wody słone i słodkie?

Obiecują to Australijczycy Andrew Turton i Pete Ceglinski. Skonstruowali i opatentowali śmietnik zbierający aktywnie plastikowe butelki, papier, olej, paliwa i detergenty unoszące się na wodzie. Nazwali go Seabin. Głównym polem jego działania powinny być mariny, porty, akweny w wielkich miastach, wody przybrzeżne w gęsto zamieszkanych rejonach i najbardziej ruchliwe tory wodne. Seabin pływa po powierzchni, ma rozmiary klasycznego dużego pojemnika na śmiecie. Wyposażony jest w procesor, pompę wodną i filtr. Woda przepływa przez filtr, oczyszcza się, śmiecie trafiają do pojemnika z workiem z włókien naturalnych, łatwo ulegających biodegradacji. Wypełniony worek jest usuwany i zastępowany pustym. Śmiecie trafiają do zakładów reutylizacyjnych. Testy Seabin przeprowadzono koło Palma de Mallorca (jeden z największych ośrodków turystycznych świata). Wynalazcy są ekologami i miłośnikami surfingu. Za pośrednictwem serwisu Indiegogo.com zbierają fundusze na uruchomienie przemysłowej produkcji Seabin. Dotychczas zgromadzili ćwierć miliona dolarów. „Wystarczy na waciki".

Projekt automatycznego urządzenia pochłaniającego plastikowe torby i inne odpady powstał także we francuskim Institut Superieur de Design w Valenciennes. Automatyczny śmietnik ma kształt cylindra o średnicy 3,6 m i wysokości 5 m. Możliwość poruszania się zapewnią mu trzy silniki, dzięki nim ten podwodny dron jest w stanie pływać w pozycji horyzontalnej. Operuje do głębokości 20 m, gdzie śmieci jest najwięcej. Został wyposażony w komory balastowe – napełnianie ich wodą i opróżnianie powoduje zanurzanie i powrót na powierzchnię. Gdy cylinder wypełni się śmieciami, trzeba go wydobyć z wody i opróżnić. Mają w tym pomagać pływające doki – do nich przybiją wypełnione po brzegi śmieciami cylindry i poczekają na przybycie statku z odpowiednią ładownią.

Morski odkurzacz samodzielnie odnajdzie najbliższy wolny dok dzięki automatycznym bojom podającym pozycję śmietnika i doku. Ten sam system poda precyzyjnie na statek pozycję doku z pełnym śmietnikiem. Regulowanie ilości wody balastowej umożliwi odkurzaczowi przyjęcie pozycji pionowej, w jakiej połączy się z dokiem. Projektanci usiłują zainteresować swoim pomysłem kilka francuskich i włoskich stoczni.

Brzmi pięknie, ale czy realne jest zutylizowanie, na przykład, 100 milionów ton plastikowych śmieci pływających po Pacyfiku? Wierzą w to twórcy projektu Kaisei. Nazwa wywodzi się z języka japońskiego i oznacza „oceaniczną planetę". Powstał w ramach współpracy Instytutu Oceanografii im. Scrippsa i producenta filtrów do wody Brita. Projekt zakłada użycie pływającego zakładu przetwórczego, czyli statku ulokowanego w obrębie tzw. siódmego kontynentu – gigantycznego oceanicznego skupiska śmieci. Będzie on przetwarzał plastik na olej napędowy. Projekt zakłada, że instalacja przetworzy 2000 ton odpadów rocznie.

Ale, na Boga! w tym tempie usunięcie siódmego kontynentu, jeżeli nie przybędą nowe śmiecie, w co trudno uwierzyć, zajmie około 50 tysięcy lat! Dlatego nie dziwią dotychczasowe pesymistyczne diagnozy specjalistów twierdzących w zasadzie zgodnym chórem, że posprzątanie oceanów przekracza na razie możliwości organizacyjne i finansowe naszej cywilizacji.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Tak się jakoś składa, że pod koniec roku żeglarze ogłaszają projekty niebanalnych rejsów i wyruszają na wyprawy transoceaniczne, najlepiej dookoła świata. Oczywiście, zawsze pro publico bono, nigdy pro domo sua. Poza tym nie jest jasne, czy aby przypadkiem nie chodzi im o unikanie spędzania świąt Bożego Narodzenia w domowych pieleszach, nudnych i w zasadzie obowiązkowych, bo rodzinnych, konwentykli, uganiania się za prezentami gwiazdkowymi. A może, po prostu, ta koincydencja wynika ze splotu technologii z kalendarzem świąt kościelnych i z meteorologią?

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Armenia spogląda w stronę Zachodu. Czy ma szanse otrzymać taką pomoc, jakiej oczekuje
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Afera w środowisku LGBTQ+: Pliki WPATH ujawniają niewygodną prawdę
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Iran i Izrael to filary cywilizacji
Plus Minus
Wolontariusze World Central Kitchen mimo tragedii, nie zamierzają uciekać przed wojną
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Nie z Tuskiem te numery, lewico