Przyjaciele w Polsce twierdzą, że alt-prawica czy też środowisko supernacjonalistów, jest tak rozczłonkowane i pokręcone, że nie warto się nimi zajmować i że trudno się połapać, co oni właściwie myślą (jeśli myślenie jest ich silną stroną).
Zanim ukazał się mój artykuł, MSZ wydało oświadczenie wyrażające sprzeciw „wobec wizyt w Polsce ludzi głoszących rasistowskie, antysemickie i ksenofobiczne idee", wymieniając nazwisko głównego gościa Amerykanina Richarda Spencera. Oświadczenie spotkało się w Stanach z ogólną aprobatą, choć niektóre gazety były lekko zdumione, że rząd, o którym słyszano tyle złego, nie życzy sobie ultranacjonalisty. Spencer zapowiedział, że nie pojedzie więc do Polski, a przy okazji okazało się, że nie jedzie na podobną konferencję w Szwecji, bo trudno było w Sztokholmie znaleźć właściwy lokal. Ciekawe, jaki lokal znajdzie się w Warszawie.
Oświadczenie MSZ okazało się być bardzo udane, bo w związku z nieobecnością Spencera kilku jego europejskich zwolenników zrezygnowało z przyjazdu. Nie wiadomo jeszcze, czy przyjedzie inny znany gość – Daniel Friberg, milioner szwedzki, europejski przywódca alt-prawicy, entuzjastyczny wydawca dzieł Aleksandra Dugina, mieszkający głównie na Węgrzech.
Wśród zapowiedzianych mówców na „Europie przyszłości" jest też Ukrainka Olena Semenyaka, przedstawiciel Korpusu Narodowego, jednego z najskrajniejszych ugrupowań nacjonalistycznych. Mimo że jest entuzjastką Reconquisty i niemieckiej Trzeciej Drogi, ruchów mętnych, ale rasistowskich i antymuzułmańskich, nie odmawiałabym jej możliwości przyjazdu do Polski, ale zapewniłabym jej ochronę policyjną, gdyby na konferencji ktoś miał ją pytać o OUN/UPA czy Stefana Banderę.
Rozczłonkowanie polskiej ultraprawicy nacjonalistycznej przypomina marksistowską młodzież we Francji na przełomie lat 60. i 70. Opisywałam kiedyś wiec jedności skrajnej lewicy (alt-lewicy byśmy dziś powiedzieli) w Paryżu w 1970 roku. Schodzili się ze wszystkich stron w takt „Międzynarodówki" – niewielkie grupy, ale każda z innym portretem na drewnianych kijach – rozpoznawałam: Mao, Marksa, Stalina, Trockiego, Lenina, Che, Ho Chi Minha i innych. Wszystkich, którzy przybyli na ten wiec, łączyła jedna pieśń, nienawiść do (kapitalistycznej) rzeczywistości i przekonanie, że oni i tylko oni reprezentują słuszną linię polityczną. Po pierwszych przemówieniach jednoczący się rewolucjoniści zaczęli okładać się portretami swoich idoli, aż przyszła policja i wszystkich przegoniła. To wspomnienie kojarzy mi się z możliwością awantury pomiędzy zgromadzonymi w Warszawie międzynarodowymi alt-prawicowcami.