Dehumanizuje, karmi się egoizmem i preferuje silniejszych. Zostawia za sobą obszary wykluczenia. Po dziś straszy zaciętą twarzą wczesnego Balcerowicza i gdyby nie on, ludzie z PGR-ów zachowaliby odrobinę godności, a może nawet ciągłość pracy. Robotnicy – fabryki, artyści – domy pracy twórczej i dotacje, a urzędnicy – synekury. Wszyscy żylibyśmy w promieniach jutrzenki dobrobytu i w stanie permanentnego uniesienia...
Czasami mam wrażenie, że cała nasza współczesna debata światopoglądowa to jeden powszechny grymas przeciwko liberalizmowi, niekiedy opatrzonemu obrzydliwym przedrostkiem „neo". W tej narracji znikają nagle realia PRL („który nie był przecież taki zły"), odnajdujemy się jak Robinson Cruzoe na bezludnej wyspie i z przerażeniem obserwujemy drapieżne działania kapitalistów.