Samotność to wybór, akt woli. Oddzielenie się od innych ludzi, które jest narzędziem do realizacji jakiegoś celu. Samotny jest pustelnik, bo oddala się od świata tylko fizycznie, w rzeczywistości traktując swoją izolację jako formę służby, a nie wygodnego egoizmu.
Tymczasem osamotnienie przychodzi z zewnątrz. Nie ma w nim żadnego sensu, nie niesie ze sobą treści. Nie jest ono decyzją, tylko wyrokiem losu czy historii. Osamotnione są rzymskie kościoły.
George Weigel w książce „Katedra i sześcian" pisze o tym, jak niezwykłym doświadczeniem dla obcokrajowców odwiedzających Kraków jest przebywanie w tym mieście w niedzielne przedpołudnie. W czasie, gdy zdecydowana większość mijanych osób albo właśnie idzie na niedzielną mszę św., albo z niej wraca. W tym samym czasie w Rzymie, mieście usianym kościołami jeszcze gęściej niż Krakowie, stały się już one prawie wyłącznie turystycznymi atrakcjami. Spowszedniały, są po prostu jednymi z kolejnych miejsc, które warto zobaczyć. Ich istnienie oderwało się dla odwiedzających je ludzi od swojej istoty. W wierszu „Epitafium dla Rzymu" Jarosław Marek Rymkiewicz pisał: „Przybyszu, który Rzymu szukasz w owym Rzymie/ I nie znajdujesz w Rzymie żadnej z rzeczy Rzymu/ (...) Tylko wiatry i popiół i imię. / (...) Bo miasto świat zdobyło a świat zdobył miasto".
W Rzymie i jego kościołach tkwi paradoks, który jest istotą katolicyzmu. Napięcie między pielgrzymką, którą jest życie wierzących, a ich przynależnością do określonych miejsc. Anonimowy autor „Listu do Diogneta" charakteryzował sytuację chrześcijan w świecie słowami „Mieszkają każdy we własnej ojczyźnie, lecz niby obcy przybysze. Każda ziemia obca jest im ojczyzną i każda ojczyzna ziemią obcą". Pisał on dalej wprost: chrześcijanie nie mają własnych miast.
A jednak Rzym stał się stolicą Kościoła. Nawet pielgrzymi potrzebują bowiem przystani, miejsc, w których mogą się ze sobą spotkać w trakcie podróży. Królestwo, które nie jest z tego świata potrzebuje w nim jednak widocznych symboli swojego istnienia. Inaczej staje się dla swoich obywateli tylko abstrakcyjną metaforą, przestaje być namacalną rzeczywistością. Rzeczywistością, która wpływa na ich życie, każe im je przemieniać, pielgrzymować.