Jest nią nie tylko odrzucenie ósmej poprawki, ale także wprowadzenie wcześniej do prawodawstwa tzw. małżeństw homoseksualnych. I im więcej rozmów odbywam, im więcej widzę, tym mniej mnie to zaskakuje.
Powód jest prosty. Otóż w Irlandii, wbrew temu, co może się wielu wydawać, katolicyzm i Kościół są już dość dawno wygaszone. Instytucja, rzecz jasna, ma się nie najgorzej, prowadzi ogromną większość szkół i sporo szpitali, dysponuje ogromnymi środkami i pozwala nieźle ustawić się w życiu. W niczym nie zmienia to jednak tego, że jest duchowym trupem, a może lepiej powiedzieć: instytucją w stanie śmierci mózgowej, której ogromny organizm podtrzymują już tylko maszyny pompujące w jej krwiobieg gigantyczne środki finansowe. Najmocniejszym, ale też najbardziej przykrym tego przykładem są żeńskie klasztory. Najmłodsza siostra, z jaką rozmawiałem, miała... 75 lat, choć słyszałem o takiej, która ma 67. Młodszych – poza siostrami, które przyjechały ze Stanów Zjednoczonych z nowymi strukturami – nie ma. W klasztorkach (uroczych) mieszka po siedem, osiem starszych pań ubranych po świecku (bo biskupi irlandzcy zakazali siostrom chodzić w habitach) i dożywa swoich dni. Nie ma wokół nich młodych, nie ma ruchu powołaniowego, jest powolna śmierć.