Arkadij Babczenko, rosyjski dziennikarz, który od prawie roku wraz z żoną i córką mieszka w Kijowie, 29 maja wyszedł z domu zrobić wieczorne zakupy. Ukraińska stolica stała się dla niego – jak i dla wielu zaangażowanych politycznie obywateli Rosji – miejscem ucieczki przed zagrożeniem czającym się na nich w ojczyźnie.
Gdy kilkanaście minut później wrócił do domu, przed jego drzwiami czekał zabójca. Trzy strzały zaalarmowały żonę Babczenki. Kiedy wbiegła do przedpokoju, zobaczyła męża w kałuży krwi. Mimo reanimacji dziennikarz zmarł w karetce – powiedział dziennikarzom rzecznik ukraińskiej policji Jarosław Trakało kilka godzin po tym, jak pierwsze media poinformowały o zamachu na Babczenkę.
Kolejny polityczny mord w ukraińskiej stolicy wstrząsnął krajem i odbił się szerokim echem na świecie – oburzenia nie kryli ministrowie spraw zagranicznych wielu państw, w tym Boris Johnson, który od czasu zamachu na Siergieja Skripala stał się zawziętym krytykiem Moskwy. „Jestem przerażony mordem kolejnego rosyjskiego dziennikarza. (...) Musimy bronić wolności słowa, a sprawcy muszą zostać pociągnięci do odpowiedzialności" – napisał na Twitterze szef brytyjskiej dyplomacji. Tysiące osób na całym świecie wyrażało swoje oburzenie. Dla większości było oczywiste, że morderstwo było kolejnym efektem działań „długiej ręki Kremla". Znany brytyjski dziennikarz „Guardiana" Luke Harding stwierdził: „Arkadij był siódmym zabitym od 2001 roku dziennikarzem »Nowej Gazety«. Na tej liście są również Anna Politkowska, Jurij Szczekoczichin oraz Anastazja Baburowa. Ich śmierć mówi wszystko, co musimy wiedzieć na temat współczesnej Rosji".
Na pierwszej linii frontu
Babczenko, weteran dwóch wojen w Czeczenii, podczas swojej służby nie tylko zobaczył, jak wygląda życie w rosyjskiej armii, ale też dowiedział się, jak w praktyce funkcjonuje rosyjski „imperializm". Już jako dziennikarz relacjonował wojnę w Gruzji, pojechał na Euromajdan do Kijowa, a gdy wybuchł konflikt w Donbasie, pisał korespondencje z linii frontu. Dokładnie cztery lata przed wykonaniem na nim egzekucji cudem uniknął śmierci. Nie zmieścił się wówczas w ukraińskim helikopterze wojskowym, który chwilę później został zestrzelony. Zginęło wtedy 12 żołnierzy, w tym generał Gwardii Narodowej Serhij Kulczycki. Babczenko wspomniał o tym wydarzeniu w swoim wpisie na Facebooku w dniu, w którym dokonano zamachu na jego życie. Napisał, że poczuł się wówczas, jakby drugi raz się urodził. Wielu obserwatorów zwróciło uwagę na tę symboliczną datę, wskazując, że śmierć w rocznicę takiego wydarzenia idealnie wpisuje się w model działania rosyjskich służb.
Negatywny stosunek Babczenki do działań Moskwy w Donbasie, krytyka aneksji Półwyspu Krymskiego oraz militarnego zaangażowania Rosji w Syrii uczyniła go jednym z wielu wrogów Kremla. Dziennikarz ratował się ucieczką do Kijowa i aby utrzymać swoją dużą rodzinę (sześcioro dzieci, z których pięcioro jest adoptowanych), podjął pracę w krymskotatarskiej telewizji ATR. Po aneksji Krymu i zamknięciu stacji przez rosyjskie władze przeniosła ona swoją redakcję do stolicy Ukrainy.