Plus Minus: Jest pan jednym z nielicznych polityków PO, którzy zdecydowali się rzucić otwarte wyzwanie Donaldowi Tuskowi. W 2006 roku wystartował pan na szefa PO i przeżył. Tyle że wkrótce odszedł pan z partii.
Byłem szefem warszawskiej Platformy, gdy nabrzmiewał konflikt Pawła Piskorskiego i jego środowiska z przewodniczącym partii Donaldem Tuskiem. Obserwowałem i ten konflikt, i ewolucję, jaką przechodziła Platforma. Jedno i drugie niezbyt mi się podobało. Dlatego postanowiłem zgłosić swoją kandydaturę na szefa PO.
Chciał pan „wygryźć" Donalda Tuska?
Wiedziałem, że nie mam żadnych szans. Moje kandydowanie miało jeden cel – chciałem uzyskać możliwość zabrania głosu. Już wtedy w Platformie zaczął dominować liturgiczny charakter kongresów.
Co to znaczy?
Że wszystko jest dokładnie poukładane. Z góry wiadomo, kto co powie i w którym momencie. Gdybym nie kandydował, to pewnie w ogóle nie dopuszczono by mnie do mównicy.
Co pan chciał...
Dostęp do najważniejszych treści z sekcji: Wydarzenia, Ekonomia, Prawo, Plus Minus; w tym ekskluzywnych tekstów publikowanych wyłącznie na rp.pl.
Dostęp do treści rp.pl - pakiet podstawowy nie zawiera wydania elektronicznego „Rzeczpospolitej”, archiwum tekstów, treści pochodzących z tygodników prawnych, aplikacji mobilnej i dodatków dla prenumeratorów.