Warto przewertować każdy z tomów „Monumenta Poloniae Culinaria", nie tylko ze względu na receptury. Historia gastronomii to coś więcej niż tysiące przepisów, z których ogromna część jest już martwa. Na przykład skąd wziąć kapłona, obiekt staropolskich westchnień („kapłonem zowią koguta, któremu członki rodzajne wyrzynają się dla większej tłustości i smaku lepszego" – Jan Krzysztof Kluk, „Zwierząt domowych i dzikich, osobliwie krajowych, historii naturalnej początki i gospodarstwo"). Za zabicie i zjedzenie głuszca, cietrzewia, bobra, czyli staropolskich przysmaków, idzie się do więzienia. Zapachu łoju wołowego, niezbędnego w staropolskiej kuchni, nie wytrzymałoby współczesne powonienie (łój wołowy nie przepada, trafia do konserw mięsnych opatrywanych nazwami w rodzaju „przysmak staropolski").
Historia gastronomii – polskiej w takim samym stopniu jak włoskiej czy francuskiej – to hierarchizowanie jedzenia i jedzących w sposób, o jakim już dawno zdążyliśmy zapomnieć. Mathieu Le Maistre, pisząc o melonie, wymienia w 1607 roku „wszystkie plugawe skutki, jakie może przynieść ta roślina". „Jedyną wadą, jak przypisuje się bażantom, to wywoływanie astmy u wieśniaków. Lepiej by było, gdyby ci powstrzymywali się od spożycia tego mięsa, pozostawiając to osobom zacnym i delikatnym" – twierdził Baldassare Pisanelli w 1587 roku. W 1627 roku lekarz Giuseppe Rosacio wyjaśnia różnice między ludnością wiejską i miejską: „Mięso krowy, wołu, świni, ciemny chleb, bób, ser, oliwki, wino starzone i inne prymitywne pokarmy powodują zły i prostacki temperament: dziecko nimi karmione będzie silne, ale porywcze i o naturze bestialskiej. Byłby to cud, gdyby wśród wieśniaków, żywiących się takimi ordynarnymi pokarmami, znalazł się chociaż jeden osobnik o bystrym umyśle lub potrafiący pisać. Dlatego też z powodu takiej diety rodzą się oni ociężali i nieokrzesani. Mieszkańcy miast są zupełnym przeciwieństwem, można zauważyć, że ich dzieci są mądrzejsze i zręczniejsze".
Kuchnia staropolska nie rozwijała się w próżni, lecz w Europie, garściami czerpała z rondla włoskiego, francuskiego, niemieckiego, nie wyłączając tamtejszych kuchennych poglądów. Dlatego w „Kucharzu doskonałym pożytecznym dla zatrudniających się gospodarstwem" Wojciecha Wielądki czytamy: „Rozbierając zwyczajniejsze części wołu, nie wspomnę o podziale, co nazywamy podłym mięsiwem, które same pospólstwo tylko używa, przyprawiając solą, pieprzem, octem, czosnkiem, szalotką dla przydania smaku lepszego. U mieszczan zaś, czyli ludzi zjeść dobrze lubiących, bierze się do gotowania: mózg, ozór, podniebienie, cynadry, tłustość, ogon. W zadniej części zrazowa pieczeń...".
Mistrz Wielądko nie poleca wieprzowiny „ponieważ lubo to mięso posilne, ale trudne do strawienia i żołądek osłabia". Poleca natomiast kurczęta „które są najzdrowsze z przyczyny, iż to mięso jest miernie posilające i do strawienia łatwe, dla czego i chorym jeść zazwyczaj pozwala się".
Wielką estymą darzył ten staropolski autor jaja: „Po mięśnych potrawach największym są wsparciem w kuchni różną odmianą sporządzane jaja; ten pokarm jest wyborny i posilający, którego chorzy i zdrowi, ubodzy i panowie łatwo używać mogą. Jaja miękkie, świeże, rozwalniają ciężkość piersi, stare są przyczyną niespokojności ludziom temperamentu gorącego i cholerycznego (...) Skorupka z jaja spalona i utłuczona dobra na czyszczenie zębów czarnych, także spalona na popiół, wypiwszy z winem, utrzymuje krwią plucie".
Zapach masła i kucharza
Wreszcie jeszcze jedna fundamentalna rada: „Jako dobre masło jest największą zaletą w zaprawianiu potraw, a najlepsze zaś potrawy złym masłem zepsuć się mogą, tak koniecznie potrzeba, ażeby kucharz znał się dobrze na onegoż dobroci. Bywają masła fałszowane, które farbują zielem krokosz zwanym, i takowe są żółciejsze niż naturalne i przeto z zapachu ziela poznać można". Z zapachu w staropolskiej kuchni można było chyba często poznać kucharza, skoro autor najstarszej polskiej książki kucharskiej Stanisław Czerniecki uznał za stosowne umieścić w swoim „Compendium Ferculorum albo zebranie potraw" (1682 rok) następującą uwagę: „Kucharz ma być ochędożny z czupryną albo głową wyczesaną, z ogoloną głową, z rękami umytemi, paznoktami oberżnionemi, opasany fartuchem białym, trzeźwy, nieswarliwy".