Dwumecz z mistrzem Estonii ma podwójną stawkę. Zwycięstwo pozwoli zachować szanse na fazę grupową Champions League i sprawi, że w najgorszym przypadku Legia wyląduje w Lidze Konferencji.
Nowe rozgrywki UEFA to spadochron dla tych, którzy nie zdołają się przebić ani do Ligi Mistrzów, ani do Ligi Europy. Jeśli Legia pokona Florę, a w kolejnej rundzie przegra z Dinamem Zagrzeb lub Omonią Nikozja, spadnie do Ligi Europy. A dokładnie do ostatniej rundy kwalifikacji. Jeśli i tam nie osiągnie sukcesu, znajdzie się automatycznie w fazie grupowej Ligi Konferencji.
Ambicje w Warszawie są oczywiście o wiele większe. O ile Champions League staje się lądem coraz trudniejszym do zdobycia, o tyle już występy w Lidze Europy dla takiego klubu jak Legia powinny być obowiązkiem. Przed rokiem się nie udało. Teraz trzeba najpierw wyeliminować Florę.
– To będzie zupełnie inny dwumecz niż z Bodo/Glimt. Flora ma większe doświadczenie międzynarodowe, a jej piłkarze grają w reprezentacji Estonii. Spodziewamy się, że rywale będą szukać więcej pojedynków, będzie więcej improwizacji – mówi trener Legii Czesław Michniewicz. I dodaje, że uwagę trzeba zwrócić na rozgrywającego Konstantina Wasiljewa, skutecznych i szybkich skrzydłowych oraz wysokich zawodników, groźnych przy stałych fragmentach gry, które są największą bronią przeciwników.
Ci skrzydłowi to znani kibicom Ekstraklasy Henrik Ojamaa (m.in. Legia) i Sergei Zenjov (wcześniej Cracovia). W Piaście i Jagiellonii występował natomiast 36-letni Wasiljew, a obrońcą Korony i Górnika Zabrze był Ken Kallaste.