Jeśli ktoś martwił się, jak będzie wyglądał hit Bundesligi rozgrywany w środku tygodnia, w słońcu i bez kibiców na trybunach, swoje obawy mógł porzucić już w pierwszej połowie. Było i szybkie tempo, i twarda walka, były okazje podbramkowe. Zabrakło tylko więcej goli.

Jedynego strzelił tuż przed przerwą Joshua Kimmich - zza pola karnego podcinką przelobował Romana Buerkiego. Takie bramki zwykł zdobywać Leo Messi, ogląda się je przyjemnie, choć trzeba przyznać, że lepiej zachować się mógł Buerki. Szwajcar odkupił winy w drugiej połowie, ratując kilka razy skórę Borussii - uprzedził m.in. czekającego na dośrodkowanie Roberta Lewandowskiego.

Szlagier w Dortmundzie zapowiadano jako snajperski pojedynek Polaka z Erlingiem Haalandem. 19-letni Norweg to objawienie ostatnich miesięcy. Dziesięć goli w dziesięciu pierwszych meczach w Bundeslidze robi wrażenie, ale na trafienie w Der Klassiker Haaland musi jeszcze poczekać.

Lewandowski zmierza po piątą koronę króla strzelców, w 19 spotkaniach z Borussią zdobył 18 bramek. We wtorek był jednak skutecznie pilnowany przez rozgrywającego znakomity mecz Łukasza Piszczka (wybił m.in. piłkę sprzed linii bramkowej). W najlepszej sytuacji trafił w słupek.

Borussia szukała swojej szansy. Kto wie, jak skończyłoby się to spotkanie, gdyby sędzia podyktował rzut karny za zagranie ręką Jerome'a Boatenga. Podnosząc się z murawy, obrońca Bayernu dotknął piłkę łokciem po strzale Haalanda, ale arbiter podyktował tylko rzut rożny. Nie reagował również VAR.