Słabe wyniki gospodarki w sierpniu można było uznać za wypadek przy pracy, ale kolejny miesiąc wyraźnego spowolnienia to bardzo niepokojący sygnał. Kluczowy wskaźnik PMI, pokazujący stan koniunktury w przemyśle, znalazł się na poziomie bliskim stagnacji i najniższym od niemal dwóch lat.

Co się więc dzieje? Najpierw zauważmy nieco filozoficznie, że drzewa nie rosną do nieba i nic nie trwa wiecznie. Gospodarką rządzą cykle: raz ona przyspiesza, raz zwalnia, a nawet wchodzi w recesję. O ile do tej pory można było korzystać z bardzo dobrej koniunktury w Europie, gdzie sprzedajemy 80 proc. eksportowanych towarów, o tyle w sytuacji jej pogorszenia Polska musi się mierzyć ze spadkiem zamówień zagranicznych odbiorców (zamówienia eksportowe spadają w najszybszym tempie od ponad czterech lat). Widać, że nasza chata nie jest wcale z kraja, o czym wielu polityków raczy zapominać. Do zagranicznych kłopotów dochodzą wewnętrzne bariery rozwojowe, jak choćby mało przyjazne dla przedsiębiorców regulacje czy brak pracowników, którego nie są w stanie załatać przybysze z Ukrainy. Firmy nie inwestują i nie rozwijają produkcji, kiedy nie mają kogo postawić przy maszynie.

Jeśli to co najlepsze w tym cyklu koniunktury już za nami, a wiele na to wskazuje, oznacza to daleko idące konsekwencje dla finansów państwa. W budżecie nie będzie przybywać pieniędzy i nie zmieni tego uszczelnianie systemu podatkowego (jego potencjał i tak powoli się już kończy). Jakby tego było mało, polskie firmy, które niosą na barkach finanse państwa, będą się musiały zmierzyć w przyszłym roku ze znacznie wyższymi cenami energii i gazu. Zbytni fiskalizm, mający ratować sytuację finansów państwa, tylko je zarżnie i przyniesie skutek odwrotny do zamierzonego.

Mniej pieniędzy w kasie państwa to koniec z szastaniem pieniędzmi publicznymi i wprowadzaniem nowych programów socjalnych. Spowolnienie gospodarcze byłoby kłopotem dla rządu przed wyborami parlamentarnymi w 2019 r. Bo jak teraz wytłumaczyć obywatelom, że hasło „wystarczy nie kraść" było tylko prowokacją intelektualną i nie do końca na serio.

Oczywiście politycy do końca będą wierzyć, że trudności są tylko przejściowe. Premier Morawiecki opublikował właśnie na łamach amerykańskiego dziennika „Wall Street Journal" komentarz zatytułowany „Poznaj polskiego tygrysa". Napisał w nim, że nasza gospodarka przeżywa boom, co pozwala nam zadbać o tych, którym się najmniej powiodło. Oby tylko się nie okazało, że rozpędzony polski tygrys właśnie złapał mocną zadyszkę.