Tomasz P. Terlikowski napisał: „nie możemy dopuścić ani do zniszczenia definicji małżeństwa (...), ani do adopcji dzieci przez pary homoseksualne, ani do normalizacji homoseksualizmu" („Ta walka musi być ewangeliczna", „Plus Minus" z 27–28 lipca). To zdanie nasuwa wiele wątpliwości. Będąc w Londynie w czasie stanu wojennego w Polsce, oglądałem w telewizji film o parze lesbijek. Zapragnęły mieć dziecko i jedna z nich po zbliżeniu z jakimś kolegą je urodziła. Chowały je razem. Nie odpowiada to definicji małżeństwa ani nawet konkubinatu. Ale poród był moim zdaniem chrześcijański. Jest prawowita matka i dziecko i tylko brak z definicji ojca, choć jego zastępca może być bardziej czuły. Zatem trzeba by nadać temu związkowi jakąś definicję i prawa, bo w części mieści się to w zasadach ewangelii miłości i miłosierdzia, o których pisze Terlikowski. Co do niedopuszczenia do normalizacji homoseksualizmu, to jakaś walka chrześcijańska, o której pisze autor, nie ma sensu. To jest mniejszość i przekonany jestem, że zawsze tak będzie. Tę mniejszość należy uszanować, bo inaczej będzie dyskryminowana. A nie możemy dyskryminować na tym świecie nikogo. Ciekawie o tych sprawach napisał Piotr Zaremba w artykule „Nienawiść. Kilka mitów i dużo bezradności" (w tym samym wydaniu „Plusa Minusa"). Jeden z fragmentów kończy się zdaniem „Warto się nad tym poważnie zastanowić". Warto, tylko trzeba znaleźć adresata tego wniosku. Gdyby w mediach były takie audycje jak te w Wielkiej Brytanii tyle lat temu, nie byłoby dzisiaj w Polsce tyle niezrównoważonych ataków na mniejszości.