Jacek Skała: Abdykowali, ale chcą wrócić. Dawni „królowie życia” w prokuraturze

Prokuratorzy odsunięci od władzy przepoczwarzyli się teraz w ideowych obrońców, przeszczepiając przy okazji do prokuratury to, co od dawna dzieje się w sądach, czyli permanentny konflikt ze smutnym, politycznym tłem.

Aktualizacja: 09.08.2019 15:02 Publikacja: 09.08.2019 08:12

Jacek Skała: Abdykowali, ale chcą wrócić. Dawni „królowie życia” w prokuraturze

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński

Hipokryzja sięgnęła zenitu. Otóż grupa prokuratorów, którzy do 2015 r. piastowali najwyższe stanowiska funkcyjne, a z dniem wejścia w życie reformy prokuratury w 2016 r. przestali, opublikowała broszurę zatytułowaną „Królowie życia prokuratury". Myślałem początkowo, że owa broszura będzie opowiadać o ich własnej dynastii. Ale tę historię będę musiał opowiedzieć sam.

Czytaj także:

Raport: Królowie życia w prokuraturze „dobrej zmiany"

Rządy dynastii

Otóż królowie życia dawnej prokuratury złożyli królewskie insygnia i oddali marszałkowskie buławy. Byli przekonani, że jak w patrymonialnych monarchiach, raz dana władza potrwa do końca dynastii, a wraz z nią przetrwają przywileje dla nich samych i grup współdziałania.

Jak wyglądały rządy tej dynastii? To najlepiej ocenić po dorobku. Cała instytucja spoczywała na ekonomicznym dnie. Pieniędzy nie było dosłownie na nic. Względny dobrostan panował jedynie w Prokuraturze Generalnej.

Prokuratorzy dzielili się na dwie grupy. Nadzwyczajną kastę funkcyjnych i wyrobników. Ci pierwsi obudowali się szeregiem przywilejów. Były to głównie immunitety: na prowadzenie śledztw, uczestniczenie w wokandach sądowych czy też wykonywanie obowiązków podczas dyżurów zdarzeniowych i sekcji zwłok. Mieli również immunitet od odpowiedzialności dyscyplinarnej, bo trudno było się na nią narazić, nie realizując obowiązków, które należą do istoty zawodu prokuratora. Prokuratora, który przesłuchuje, oskarża, a potem zakłada togę, by w sądzie bronić swojego aktu oskarżenia.

Jak to wygląda od 2016 r.? Otóż zgodnie z literą prawa każdy prokurator jest przede wszystkim prokuratorem, czyli prowadzi postępowania przygotowawcze i występuje w roli oskarżyciela publicznego przed sądami. Każdy prokurator dyżuruje, chyba że pełni opiekę nad dzieckiem, którego dobro jest celem nadrzędnym przed udziałem w oględzinach miejsca zdarzenia.

Znane są w praktyce przypadki omijania tych regulacji, które jednak należy sygnalizować, tak aby możliwe były działania naprawcze. Tak było w Prokuraturze Regionalnej w Warszawie, gdzie do rzadkości należały sytuacje, w których prokuratorzy z wyższych instancji pojawiali się na zdarzeniach. W 2018 r. i pierwszym kwartale tego roku odnotowano na terenie prawobrzeżnej Warszawy w sumie jedynie 10 takich wypadków. Skontrolowała to Prokuratura Krajowa, nakazując podjęcie działań naprawczych, które spowodują, że obciążenie realnym obowiązkiem dyżurowania będzie sprawiedliwe, to znaczy równomierne, niezależnie od szczebla, na jakim pracuje dany prokurator.

Ale wróćmy do rządów owej dynastii. Jak dbali jej przedstawiciele o inne przestrzenie funkcjonowania prokuratury? Jak dbali o kadry, finanse i inwestycje czy przepisy prawa?

Walczyli jak lwy

Dbałość o kadry najlepiej pokazała sprawa rządowej ustawy z 2013 r. redukującej zatrudnienie kadry administracyjnej o 10 proc. Chodziło o 700 osób, które jednym cięciem pan minister Michał Boni chciał wyrzucić na bruk. Jako związek zawodowy walczyliśmy z tym do samego końca. Jak się potem okazało – skutecznie.

Co robili z tym problemem „królowie życia" z Prokuratury Generalnej? Nic. Skupieni na swoim dobrostanie nie wyrazili najmniejszego zainteresowania problemem, który o mały włos doprowadziłby prokuraturę do paraliżu funkcjonowania. Przypominam sobie jedno z posiedzeń komisji parlamentarnych w tej sprawie, na której wypowiadały się zainteresowane strony, a w tym czasie zastępca prokuratora generalnego milczał schowany za filarem. Dopiero świętej pamięci poseł Artur Górski poinformował przewodniczącego komisji, że na sali znajduje się przedstawiciel prokuratora generalnego i być może byłby zainteresowany zajęciem stanowiska.

Tak „królowie życia" bronili 700 pracowników prokuratury, którzy czekali na wypowiedzenia umowy o pracę.

„Królowie życia" dbali też o kadry prokuratorskie. Jak lwy walczyli o jak największe limity dla aplikantów prokuratorskich w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury. W rezultacie w latach 2012– –2015 na aplikacje prokuratorską przyjęto 230 przyszłych prokuratorów. W latach 2016–2019, gdy „królowie życia" przeszli do wykonywania innych zadań, tych przyjęć było już 582. Limity w okresie poprzednim nie zapewniały nawet naturalnej zastępowalności na wolnych stanowiskach prokuratorskich w wyniku procesu nabywania uprawnień do stanu spoczynku. Jest to jedna z przyczyn kryzysu kadrowego, którego jeszcze do końca nie udało się zażegnać.

Wzruszająca dbałość

Za czasów minionej dynastii w prokuraturach ze świecą można było szukać asystentów. Pochowano ich głównie w apelacjach. Była to skromna grupa 300 osób. Jeden asystent przypadał na 20 prokuratorów. Gdy „królowie życia" zakończyli swoje rządy, grupa asystentów zwiększyła się do 1100. Jeden asystent przypada obecnie na sześciu prokuratorów.

Wzruszająca była dbałość o sekretariat w prokuraturach. W latach 2016–2019 prokurator krajowy wyasygnował około 7500 zł dodatkowych środków na nagrody dla kadry urzędniczej. W okresie wcześniejszym środków tych nie przekazywano. Ale to nie oznacza, że ich nie było. Były i to w nie mniejszej wysokości, do czego przyznał mi się w przypływie szczerości jeden z ówczesnych decydentów. Były, tylko ich pracownikom nie dawano.

A jak dbali „królowie życia" o wysokość wynagrodzeń pracowników pionu pozaorzeczniczego? Pokazują to twarde dane. W latach 2009– –2015 w rubryce podwyżki widnieje cyfra zero. W latach 2016–2020 w tej samej rubryce widnieje liczba 56. Czyli do stycznia 2020 r. płace każdego pracownika prokuratury wzrosną średnio o ponad 56 proc.

Przykłady można by mnożyć. Nie chcąc się znęcać nad poprzednimi „królami" prokuratury, wspomnę na koniec o tym, jak wyglądało ich „wojskowe królestwo". Mam tu na myśli wyodrębniony pion prokuratury wojskowej. W 2015 r. zatrudnieni tam prokuratorzy skierowali do sądów 212 aktów oskarżenia, a w 2018–2838. W tym samym 2015 r. w strukturach wojskowej prokuratury prowadzono 1176 spraw, a w 2018 r. aż 14 005. Było to wtedy prawdziwe królestwo. Na początku 2016 r. dobrostan ten zburzono, a prokuratorzy znajdujący się w strukturach wojskowych pracują równie ciężko, co pozostali.

Pewnego dnia jeden z „królów życia" zaprosił mnie do warszawskiej prokuratury rejonowej, gdzie obecnie wykonuje obowiązki służbowe. Myślałem, że będzie to rozmowa o kształcie prokuratury, dobrych rozwiązaniach systemowych dla niej i innych problemach, którymi społecznie, jako Związek Zawodowy Prokuratorów i Pracowników RP, zajmujemy się od lat. Usłyszałem na wstępie, że „zaprosiłem tu pana, aby pokazać, w jakich warunkach pracuję". Chciałem odpowiedzieć „królu życia", ale ugryzłem się w język. Powiedziałem zatem: „Drogi panie, przez 20 lat dzierżył pan berło i koronę, siedząc w przestronnym, klimatyzowanym gabinecie o dwa przystanki tramwajowe stąd. W tym czasie kilkudziesięciu prokuratorów wykonywało swoją służbę właśnie w takich warunkach. Co pan wówczas, jako miłościwie panujący władca, robił dla tych prokuratorów? Czy podjął pan działania związane z fatalnymi warunkami pracy?". Po tych pytaniach „król życia" abdykował.

„Królowie życia" dawnej prokuratury sporo rozwodzą się o awansach. Może ktoś sprawdzi, jak awansowali oni. Ile lat i przy jakich sprawach prowadzili referaty? Jakie nagrody pobierali za czasów PRL i później? Czym zajmowali się w stanie wojennym?

To zadanie bardziej dla historyków, więc je sobie daruję. Mają instrumenty, by sprawdzić na przykład, przez jak długi okres lider owej grupy był prokuratorem prokuratury okręgowej, zanim otrzymał tytuł jednostki wyższego szczebla.

Przypomnę jednak, co „królowie życia" zrobili w sprawie awansu poziomego. Instytucja ta weszła w życie w połowie 2008 r. Przewidywała, że każdy prokurator, który przez 15 lat w sposób nienaganny będzie pełnił służbę, z mocy ustawy otrzyma tytuł prokuratora jednostki wyższego szczebla, a swoje obowiązki nadal wykonywać będzie w jednostce macierzystej. Była to jak dotąd jedyna, w pełni zobiektywizowana i sprawiedliwa, forma awansu zawodowego w prokuraturze, jaką kiedykolwiek wymyślono.

„Królowie życia" nie pisnęli słowem, gdy ją znoszono, a prokuratorom, którzy się z tym nie zgodzili, wdrażali postępowania dyscyplinarne za używanie pieczątek z tytułami nabytymi w drodze awansu poziomego. W zamian za awans poziomy przyklepali system konkursów przed Krajową Radą Prokuratury, które zawsze kończyły się tak samo, jak wnioskował przełożony konkurującego.

Nie zapomnę również, z jak wielką determinacją królowie ówczesnej prokuratury walczyli z inspirowaną przez środowiska naszych oponentów procesowych reformą procesu karnego, wprowadzaną pod hasłami kontradyktoryjności. Nie zrobili nic, by te działania powstrzymać, i o mały włos, a mielibyśmy w Polsce proces dłuższy, droższy i stawiający osoby popadające w konflikt z prawem w pozycji uprzywilejowanej w stosunku nie tyle do oskarżyciela publicznego, ile do pokrzywdzonego.

Nowa rzeczywistość zaskoczyła

Nie dziwię się, że przy takim bezwładzie organizacyjnym, chaosie prawnym i braku wizji prokuratury król abdykował, a wraz nim cała grupa dzielnicowych książąt. Stało się to na posiedzeniu Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, gdy procedowano nową ustawę – Prawo o prokuraturze na przełomie 2015 i 2016 r. Wydawałoby się wówczas, że Andrzej Seremet jak lew stanie w obronie swojego królestwa.

Ze zdumieniem przysłuchiwałem się jego mowie w obronie „niezależnej" prokuratury. Najmocniejsze, co wynotowałem, to „połączenie Ministerstwa Sprawiedliwości i Prokuratury Generalnej jest decyzją polityczną i w tym znaczeniu jestem w stanie się z nią zgodzić" – powiedział w Sejmie pierwszy i jak dotąd ostatni prokurator generalny niebędący ministrem sprawiedliwości.

Co robili w tym czasie autorzy raportu? Bronili dawnego systemu? Nie. Czekali, licząc, że w nowej rzeczywistości będą dalej dyrektorami. Gdy okazało się, że będą musieli włożyć togi, dawni „królowie życia" przepoczwarzyli się w ideowych obrońców polskich prokuratorów. Przy okazji przeszczepili do prokuratury to, co od dawna dzieje się w sądach, czyli permanentny konflikt między sędziami ze smutnym, politycznym tłem, przeplatany personalnymi, brudnymi atakami. Czy da się ten konflikt kiedyś wygasić? Czy będzie tak, jak w 2008 r., kiedy razem, z sędziami, ponad podziałami potrafiliśmy walczyć o korzystne rozwiązania płacowe czy zachowanie wyżej wspominanego awansu poziomego?

Jeśli raz dana ideowość dawnych królów prokuratury będzie stanem trwałym bez względu na koniunkturę polityczną, to sądzę, że będzie to możliwe. Ale moja wiara jest mniejsza, gdy słyszę, że „królowie życia" tworzą listy centralne i terenowe z nazwiskami tych, którzy piastować będą najwyższe stanowiska, i tych, którzy zapłacą cenę za reformę prokuratury i wywrócenie do góry nogami dawnego dobrostanu.

Hipokryzja sięgnęła zenitu. Otóż grupa prokuratorów, którzy do 2015 r. piastowali najwyższe stanowiska funkcyjne, a z dniem wejścia w życie reformy prokuratury w 2016 r. przestali, opublikowała broszurę zatytułowaną „Królowie życia prokuratury". Myślałem początkowo, że owa broszura będzie opowiadać o ich własnej dynastii. Ale tę historię będę musiał opowiedzieć sam.

Czytaj także:

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem