W niedawnej kampanii edukacyjnej „Otyłość kontra zdrowie" przypominano, że dwie trzecie Polaków ma nadwagę, a co czwarty jest już otyły, czyli nadmiarowych kilogramów ma sporo za dużo. To paradoks, bo nigdy wcześniej nie było tak dużego zainteresowania zdrowym odżywianiem. Półki w księgarniach uginają się pod poradnikami na ten temat, media i celebryci proponują zaś kolejne cudowne diety, które odchudzą, upiększą, ujmą lat, a dodadzą wigoru.
Czytaj także: Sklepy „odchudzają” towary ze swoich półek
Trudno się więc dziwić, że ten trend dostrzegli producenci, a nawet jeszcze bardziej handlowcy. Na celowniku znalazły się cukier i sól – współcześni wrogowie numer jeden. Do niedawna były nim tłuszcze, zwłaszcza te odzwierzęce, na czele z masłem. Ratunkiem miały być maksymalnie odtłuszczone produkty, te wszystkie superchude twarożki, jogurty zero procent tłuszczu, do których jako rekompensatę dodawano więcej cukru. No bo przecież specjalnie nie szkodził, a nawet – zgodnie z wymyślonym przez Melchiora Wańkowicza hasłem reklamowym z lat 30. ubiegłego wieku – krzepił.
Dopiero całkiem niedawno ciężar winy przesunął się oficjalnie w kierunku niewinnie białego cukru. Okazało się, że może uzależniać, a wraz ze swoim alter ego, dodawanym już niemal do wszystkiego syropem glukozowo-fruktozowym, jest odpowiedzialny za światową epidemię otyłości. Problem dostrzegli nie tylko naukowcy, ale także politycy, którzy już w kilku krajach, m.in. w Meksyku, Irlandii, RPA, we Francji i w Wielkiej Brytanii, zabrali się do opodatkowania słodkości, na czele ze słodzonymi napojami.
U nas temat wrócił przy okazji dyskusji nad projektem nowelizacji VAT, która w ramach ujednolicania stawek idzie w drugą stronę – bo doprowadzi do obniżenia opodatkowania słodkości. Producenci nie mogą jednak spać spokojnie, skoro do promocji zdrowego odżywiania zabrały się duże sieci handlowe. Te nakłonią firmy do odsładzania i odsalania swoich wyrobów.