Słowo „abolicja" robi ostatnio zawrotną karierę. Może nawet największą od czasów wojny secesyjnej w USA, która zapoczątkowana została wyborem na urząd prezydenta Abrahama Lincolna – zwolennika abolicji, czyli wyzwolenia niewolników. Dziś za sprawą innego prezydenta – Andrzeja Dudy, który niemal dwa lata temu postanowił przetestować konstytucyjne granice swoich uprawnień i uwolnić wymiar sprawiedliwości od sprawy kilku partyjnych kolegów, z ministrem Mariuszem Kamińskim na czele. Dodatkowo w ostatnim czasie bez większego rozgłosu weszła w życie nowelizacja kodeksu karnego, która uwalnia od winy i kary sporą grupę osób uchylających się od wypełniania obowiązku alimentacyjnego.
Łaska dla kilku polityków...
Sprawa ministra Kamińskiego i innych chyba nie wymaga szerszego przedstawienia. Spór prawny dotyczy tego, czy ułaskawienie może być stosowane jedynie do osób skazanych prawomocnymi wyrokami czy też także – jako akt abolicji indywidualnej – w toku prowadzonego postępowania karnego. Przyznać trzeba, że wśród przedstawicieli doktryny były różne koncepcje. Część autorów dopuszczała możliwość rozszerzenia prawa łaski na abolicję indywidualną.
Przez wiele lat spór ten miał charakter wyłącznie akademicki. Prawo łaski w praktyce było rozumiane wyłącznie jako ingerencja w prawomocne orzeczenie skazujące lub warunkowo umarzające postępowanie. Niespodziewanie jednak prezydent Andrzej Duda postanowił uwolnić wymiar sprawiedliwości od sprawy swoich partyjnych kolegów i ułaskawić grupę oskarżonych o przekroczenie uprawnień funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego, z ministrem Mariuszem Kamińskim na czele. Jeśli celem prezydenta było rzeczywiście uwolnienie sądów od kłopotliwej sprawy, to cel ten nie został osiągnięty. Sądy nie tylko nie zostały od niej uwolnione, ale też zostały wciągnięte – obok sporu prawnego – także w spór o charakterze czysto politycznym, a wymiar sprawiedliwości został przez zwolenników opcji rządzącej postawiony jednoznacznie po jednej (opozycyjnej) stronie sporu politycznego.
Spór prawny znalazł finał w uchwale składu siedmiu sędziów Sądu Najwyższego (I KZP 4/17). Uznali w niej, że prawo łaski może być stosowane wyłącznie wobec osób, których winę stwierdzono prawomocnym wyrokiem sądu (skazanych). Nie jest moim zadaniem dogłębne uzasadnianie słuszności tej tezy. Uczyniło to przede mną wielu przedstawicieli nauki i praktyki, a i nie zrobiłbym tego lepiej niż prof. Ewa Łętowska czy prof. Marcin Matczak. Warto jedynie zaznaczyć, że w sytuacji, gdy art. 139 konstytucji nie precyzuje rodzaju i stadium spraw, w których może być stosowane prawo łaski, prerogatywa ta, zgodnie z wykładnią systemową i historyczną, a także według praw logiki, nie może być rozumiana inaczej niż jako instytucja możliwa do zastosowania dopiero po prawomocnym wyroku skazującym. W innym przypadku można by stosować prawo łaski nie tylko w toku postępowania karnego (jak w tej sprawie), ale także przed jego wszczęciem, a nawet z góry przed popełnieniem czynu – niczym list żelazny kardynała Richelieu dla Lady Winter albo licencja na zabijanie dla agenta 007. Idąc dalej tym tokiem rozumowania, można by ułaskawiać także w sprawach cywilnych, np. poprzez zwolnienie z długu, albo administracyjnych, np. poprzez uchylenie nakazu rozbiórki budynku czy zwolnienie z obowiązku podatkowego. W końcu te przypadki też nie zostały wprost wyłączone przez art. 139 konstytucji...
Oczywiście praktycy i teoretycy prawa nadal są w tej kwestii podzieleni. Dominują opinie aprobujące uchwałę SN, nie brak też jednak głosów krytycznych. To zresztą zjawisko zupełnie normalne w świecie prawa. To nie jest dziedzina nauk ścisłych, gdzie 2+2=4. Wątpliwości prawne i rozbieżności ocen zdarzają się na każdym kroku jego stosowania. Poszczególne orzeczenia są aprobowane lub krytykowane, powstają różnej treści glosy, komentarze i opracowania. W niektórych sporach prawnych dochodzi wręcz do prawdziwych wojen między poszczególnymi uniwersytetami. Ba, nawet w łonie samego Sądu Najwyższego zdarzają się poglądy całkowicie rozbieżne. Nie ma więc żadnego sensu robienie sensacji z rozbieżności poglądów w tej właśnie sprawie, a tym bardziej – licytacja na liczbę profesorów popierających lub negujących to orzeczenie.