Ustawa nie była najwyższych lotów. Jej przepisy nie były dopracowane, co szybko zaczęło wychodzić w praktyce.

Co rusz jak króliki z kapelusza wyskakują kolejne problemy. Najpierw banki przestały dawać kredyty. Potem okazało się, że wierzyciele mają problemy ze zlicytowaniem ziemi rolnej a rolnicy indywidualni z jej dziedziczeniem.

Deweloperom i innym inwestorom zaczęły się kurczyć tereny pod inwestycje etc., a nie wiedzieć czemu ograniczeniami w obrocie objęto także ziemię rolną w miastach. Po co rolnikowi indywidualnemu ziemia przy Puławskiej w Warszawie? Nie wiadomo? Tak wyliczać można by długo. Część z tych problemów udało się całe szczęście rozwiązać. Poprawiono przepisy i banki zaczęły udzielać kredytów. Sąd Najwyższy orzekł natomiast, że licytacje można zakończyć na starych zasadach. Coraz częściej jednak mówi się o nowych przepisach. Póki co żadnego projektu nie ma a rząd może być z siebie dumny. Efekt jaki chciał osiągnął a, że kosztem innych, no cóż takie życie.

Obecnie ziemię rolną mogą nabyć tylko rolnicy indywidualni. Inne osoby, by kupić grunt, muszą mieć zgodę Agencji Nieruchomości Rolnych chyba, że chodzi o małe kawałki ziemi do 3 tys mkw. W ich wypadku ograniczeń co do nabycia nie ma.

Z danych Agencji Nieruchomości Rolnych wynika zaś , że obrót nie jest oszołamiający. Od 30 kwietnia 2016 r. do 31 marca 2017 r. do ANR wpłynęło 11 106 wniosków o przeniesienie własności nieruchomości rolnych. ANR rozpatrzyła z tego już 6751 wniosków. W 6658 przypadków zgodziła się na sprzedaż ziemi o łącznej powierzchni 19 735 ha (92 proc. wszystkich decyzji). Tylko w 93 wypadkach powiedziała„nie" (1 proc. decyzji). Obecnie ziemię kupują więc głównie rolnicy indywidualni, a rolnicy z Marszałkowskiej, którymi straszyli politycy już tego nie robią. I oczy- wiście jest gwarancja, że Niemiec i Holender polskiej ziemi nie wykupi. Czyż nie o to chodziło?