Środowe postanowienie TSUE w sprawie Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego nie jest zaskoczeniem. Bliskie jest w swojej wymowie uchwale trzech połączonych izby SN z 23 stycznia 2020 r. Trybunał nie zakwestionował frontalnie Izby Dyscyplinarnej, wyłączył, "zamroził" jednak jej właściwość w sprawach dyscyplinarnych. W efekcie Izba i jej sędziowie nie mogą orzekać w sprawach dyscyplinarnych sędziów, ale w innych sprawach np. dyscyplinarek adwokatów już tak. Mogą być aktywni w innych aspektach pozaorzeczniczych np. wybierać nowego I Prezesa SN.

Czytaj także:

TSUE zawiesza Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego

Postanowienie to zapewne wymusi na rządzie zmiany w przepisach dyscyplinarnych. Mało prawdopodobne jest, aby PiS je zignorował. TSUE nie zdecydował się na określenie kar, jeżeli Polska nie dostosuje się do wskazań. Z uwagi na sytuację epidemiologiczną w Europie dał jednak Warszawie miesiąc na przedstawienie informacji, w jaki sposób upora się z usunięciem kontrowersji wokół systemu dyscyplinarnego. Jeżeli rząd RP tego nie zrobi lub podjęte działania nie będą satysfakcjonujące Komisja Europejska będzie wnioskował odrębnie o nałożenie sankcji finansowych za niewykonanie prawa UE.

Po decyzji Trybunału z ulgą może natomiast odetchnąć wielu sędziów, w tym aktywistów z sędziowskich stowarzyszeń „Iustitia” i „Themis”. Przeciw nim prowadzonych jest nawet kilkadziesiąt postępowań wyjaśniających i dyscyplinarnych, które mogły się finalnie zakończyć przed Izbą Dyscyplinarną werdyktem zawieszenia, a nawet usunięcia ich z urzędu sędziego. Wyrok TSUE jest więc kołem ratunkowym, które rzuciły instytucje unijne sędziom, którzy otwarcie kwestionują a nawet nie uznają działań władzy politycznej w wymiarze sprawiedliwości.